Mateusz Panicz ze startem w finale Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski wiązał duże nadzieje. W medal nie celował, ale chciał powalczyć i pourywać trochę punktów rywalom.
Mógł zacząć wybornie. Gdyby ukończył swoje dwa pierwsze wyścigi, to miałby na koncie pięć punktów (2,3). Obie te gonitwy zakończył jednak z upadkiem na koncie. Później również nie było tak dobrze i nie ukończył żadnego startu.
Zawodnik przyznał po zawodach, że przegrał nie tyle z przeciwnikami, co z bólem niedawno kontuzjowanej ręki. - Trzeba zacisnąć zęby, trzymać gaz i jechać dalej, nie ma co się załamywać - komentuje krótko junior Betard Sparty Wrocław.
Przy nazwisku Panicza w środę zapisano trzykrotnie wykluczenia - dwa za upadek oraz jedno za przekroczenie limitu dwóch minut, a także dwukrotnie defekty, kiedy zawodnik zjeżdżał z toru jadąc daleko za rywalami. Wyraźnie było widać, jak jeździec po zamknięciu gazu dawał odpocząć lewej ręce.
Co ciekawe, drogą losowania trzeba było rozstrzygnąć, który zawodnik zajmie piętnaste, a który szesnaste miejsce w finale MIMP, bowiem nie tylko Panicz, ale także Piotr Gryszpiński nie wywalczył żadnego punktu. Zawodnik Zdunek Wybrzeża Gdańsk po upadku w pierwszej serii wycofał się z dalszej rywalizacji. Więcej "szczęścia" w losowaniu miał Panicz, który "wygrał pojedynek" z rywalem.
Czytaj także:
Co dalej z Mistrzostwami Polski Par Klubowych?
U24 to dla nich wielka szansa. Oni złapią angaż w nowym polskim tworze?
ZOBACZ WIDEO Żużel. Jason Doyle znów jest świetny. Piotr Baron mówi co z nim zrobił