Liczył, że prezes dotrzyma słowa. Jest optymistą i wierzy, że wszyscy odzyskają pieniądze [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Sandra Rejzner / Na zdjęciu: zawodnicy Power Duck Iveston PSŻ-u Poznań
WP SportoweFakty / Sandra Rejzner / Na zdjęciu: zawodnicy Power Duck Iveston PSŻ-u Poznań

Marcel Kajzer dolał sporą ilość oliwy do ognia, publikując w sieci swoją historię dotyczącą startów w PSŻ-cie Poznań. Rawiczanin zgodził się porozmawiać z WP SportoweFakty na ten temat.

W ostatnim czasie zawrzało w drugoligowym środowisku, a to za sprawą wielu publikacji w których ludzie związani w ostatnich latach z PSŻ-em głośno mówili całą prawdę na temat dużych problemów klubu spod znaku Skorpiona. Dotyczyły one głównie finansów.

Szczególnie wiele powiedział Marcel Kajzer. Były kapitan opublikował niespełna godzinne wideo, w którym opowiedział o dobrych i złych chwilach w żółto-czarnych chwilach. Było też wiele prywatnych wyznań.

Konrad Cinkowski, WP SportoweFakty: Marcel, minęło już trochę czasu, odkąd opublikowałeś blisko godzinny materiał wideo dotyczący tego, co się działo w Poznaniu i w twoim życiu w ostatnich latach. Poczułeś trochę taką ulgę, że mogłeś się w jakimś stopniu "wygadać", jak to było w tym PSŻ-cie?

Marcel Kajzer, zawodnik PSŻ-u Poznań w latach 2017-2020: Wiesz co, słowo "ulga" i jej poczucie, to trochę niewłaściwe określenie, bo jakby nie patrzeć, to to się wydarzyło i gdzieś to we mnie zostanie do końca życia. Jedynie co, to opinia publiczna dowiedziała się o tym, co się działo i niektórzy są w szoku. Kibice teraz wiedzą, że w klubie, że w żużlu, nie jest wcale tak kolorowo i pięknie, jak im się wydaje. Że są różne sytuacje, które mają wpływ na nas, na naszą dyspozycję i wyniki.

ZOBACZ WIDEO Zmarzlik do samego końca wierzył w tytuł mistrza świata. "Wtedy poczułem krew"

Chyba mogę tu zdradzić, że za takie wyznanie o tym, co było w Poznaniu zbierałeś się od 17 listopada ubiegłego roku, czyli od dnia, kiedy poinformowałeś o zakończeniu kariery. Dlaczego zatem zebrałeś się za to dopiero po dziesięciu miesiącach?

Cały czas liczyłem na to, że pan prezes dotrzyma słowa i spełni swoje obietnice. Nasze relacje na początku były naprawdę koleżeńskie, dogadywaliśmy się i mogliśmy ze sobą porozmawiać o wszystkim. Prezes ufał mi na tyle, że podpytywał czasem o opinie dotyczące zawodników. Byłem zżyty z tym klubem, byłem mu wierny na dobre i na złe, ale w pewnym momencie przelała się czara goryczy i to ledwie, ale jednak widoczne gdzieś daleko światełko w tunelu... zgasło.

Minęło już sporo czasu od tego wszystkiego, nie chciałem też niczego przeinaczyć lub czegoś źle powiedzieć, by też ktoś mnie źle zrozumiał. Musiałem mocno się pilnować, ale myślę, że wszystko co powiedziałem, to jest zgodne z prawdą.

Zastanawia mnie, czy fakt, że byłeś idolem i ulubieńcem poznańskiej publiczności, wybieranym także "Skorpionem Roku" miał wpływ na to, że tak odwlekałeś wszystko w czasie?

Ja zawsze starałem się pomagać klubowi, więc tym bardziej wiedziałem, że ta publikacja nie pomoże klubowi, a może zaszkodzić, dlatego też miałem hamulce. Starałem się podchodzić ze zrozumieniem i często było to wykorzystywane przeciwko mnie. Wbijano mi te "noże w plecy", ale wybaczałem. Potrafiłem dać drugą szansę nawet największemu wrogowi. Takie wychowanie wyniosłem z domu i dlatego też pewnie przez to często obrywałem.

Fakt, że traktowałeś Arkadiusza Ładzińskiego jak przyjaciela sprawia, że towarzyszy ci większy ból zaistniałą sytuacją?

Boli strasznie, bo liczyłem, że nigdy nie będę musiał tego robić. Ja w żużlu byłem 24 lata, to jest szmat czasu. Poznałem wiele wewnętrznych spraw klubowych w różnych ośrodkach, jak ludzie się odnoszą, jak traktują ludzi, co kombinują, ale rozumiałem to, że są ciężkie momenty. Największym problemem, które mnie dotknęły, to to, że to były słowa bez pokrycia. Ja wiedziałem, że te pieniądze są daleko i mogę ich nie otrzymać, a gdy pieniądze się pojawiały, to byłem odsuwany na bok i też ich nie widziałem. Byli zawodnicy ważniejsi.

Ja to rozumiałem, ale prosiłem o jedno, że jeśli jest deklaracja na wypłatę, to żeby ona była. A nie, że jest deklaracja, że kasa będzie a tydzień, a za kolejny tydzień, że za miesiąc, potem, że za trzy. Ja sobie potrafię poradzić, bo mogę iść do jednej, drugiej czy trzeciej pracy i zaspokoić swoje dobra, ale był taki moment, że potrzebowałem tych pieniędzy. Był to moment bardzo ciężki w moim życiu i wystarczyło powiedzieć, że nie będzie tych pieniędzy, bo ich prezes nie zdobędzie. A ja cały czas byłem karmiony obietnicami bez pokrycia i to mnie najbardziej dotknęło, bo było wiele możliwości, a ostatecznie tylko słyszałem "następny razem", a one nigdy nie dochodziły do skutku. A jeśli się udawało, to były to znikome kwoty, tysiąca czy dwóch, które po kilku miesiącach, to kropla w morzu...

Rozmawiałeś z p. Ładzińskim po tym wideo?

Nie, nie kontaktowaliśmy się. Myślę, że go to mocno dotknęło i jak go znam, to mocno to przeżył, ale nie kontaktował się ze mną.

Czy z perspektywy czasu żałujesz przenosin do Poznania?

Czy żałuję... Nie mogę powiedzieć, że tak, bo niczego nie żałowałem w życiu, a każde doświadczenia były lekcją. Pretensje mogę mieć wyłącznie do siebie, że pozwoliłem sobie na tak długie zwlekanie i że nie uderzyłem wcześniej pięścią w stół. Teraz po fakcie, to każdy jest mądry i może powiedzieć, że można było zrobić coś inaczej albo lepiej.

W twoim nagraniu nie słyszymy tylko żalów i "ataków" w kierunku klubu, w kierunku ludzi nim zarządzających. Głośno mówisz też o sobie.

Nie ma ideałów na tym świecie, a błędów nie popełniają ci, którzy nie robią nic. Owszem, mógłbym teraz rzucać na lewo i prawo, kto jest winnym mojej obecnej sytuacji, ale sam tym losem kierowałem, sam podejmowałem decyzję i decydowałem się jeździć za "psie" pieniądze. Mój sponsor zapewnił mi wszystko, abym mógł uprawiać ten sport i dziś, mając taką wiedzę, jaką mam, to na pewno zmieniłbym kontrakty, bo nie pozwoliłbym teraz, aby to mój sponsor dbał o to, abym miał na czym jeździć. Sponsor dawał wszystko, a klub pozwalał tylko jeździć. Dziś wiem, że trzeba byłoby wymagać konkretnych pieniędzy, załóżmy 50 tysięcy na przygotowanie i tyle. A ja nigdy takich pieniędzy na oczy nie widziałem. I mówimy o 50 tysiącach, gdzie w niektórych klubach są kontrakty milionowe.

Poruszyłeś również publicznie wątek swojego ojca, a dokładniej tego, że miał on też swoje problemy. I one miały też wpływ na wasze życie. Domyślam się, że łatwo nie było, więc chciałem zapytać, dlaczego podjąłeś decyzję, by o tym opowiedzieć.

Albo mówimy prawdę, albo wcale. Nie da się powiedzieć półprawdy. Jeśli zalążkiem problemu były problemy finansowe mojego ojca, które przelały się na moją karierę sportową, to nie mogłem tego zataić. Mieszkanie straciłem jednak przez to, że nie otrzymałem obiecanych mi się pieniędzy. Musiałem przedstawić całą prawdę, by nikt mi nie zarzucił, że wymyślam. Dzisiaj w naszym społeczeństwie są ludzie, którzy mają problemy finansowe, mają długi, albo żyją na minimalnym poziomie. Musiałem powiedzieć otwarcie, jak to wygląda u mnie.

I co na to twój tato?

Tata tylko powiedział, że wbiłem kij w mrowisko... Ale trzeba było.

A rodzina?

Nie rozmawiałem z nimi za wiele na ten temat.

O problemach w PSŻ-cie Poznań mówił też na łamach naszego portalu Marek Lutowicz. Czy wierzysz, że odzyskacie kiedyś zarobione przez Was pieniądze?

Osoby, z którymi rozmawiałem uważają, że już tych pieniędzy nie dostaniemy. Ja jestem w połowie optymistą i wierzę w dobre zakończenie i w to, że dobra karma wróci. Zobaczymy, czy tak będzie. Jeśli zostanę spłacony, to na pewno o tym poinformuję, że jest happy-end. (od autora: po autoryzacji wywiadu Marcel Kajzer przekazał, że jeden z przedstawicieli nowego zarządu kontaktował się z nim w sprawie uregulowania zaległości).

Skoro wspomniałeś ten nowy zarząd, to chciałem Cię zapytać, czy wróżysz sukces tym ludziom?

Trochę ich znam, ale ciężko oceniać już na starcie. Z obserwacji wiem, że nie jest łatwo przejmować coś, co jest zadłużone. Ale są to ludzie, którzy prowadzą biznesy na wysokim poziomie, o stabilnym gruncie, więc finansowo sobie radzą. Są to też fanatycy tego sportu, którzy czerpią radość z żużla, więc nie pozwolą sobie na to, aby prowadzić źle klub. Kwestia czy wystarczy im zapału i... pieniędzy. Wiele zależy od tego, czy będzie wsparcie sponsorów, kibiców, miasta. Jeśli tak, to wróżę im sukces, bo Poznań zasługuje na to, by był tam żużel i walczył o coś więcej niż dół drugoligowej tabeli. Można tam zbudować naprawdę fajny klub z atrakcyjnymi widowiskami sportowymi.

To na koniec Marcel powiedz, czym się zajmujesz po zakończeniu kariery?

Moi bliscy powiedzieli, że nigdy nie skończę z żużlem, bo to jest niemożliwe. Miałem sześć lat, gdy zaczynałem jazdę w lewo i odkąd sięgam pamięcią, to jeździłem praktycznie cały czas na żużlu. To właśnie wokół tego sportu kręciło się moje życie i dopóki mi zdrowie pozwala, to będę jeździł. Przyszedł jednak dzień, że trzeba podjąć trudną decyzję, dokonać ważnych zmian w życiu i iść nową ścieżką. Teraz pracuję jeżdżąc samochodami ciężarowymi. Mam zapewnione pieniądze w terminie i nie muszę drżeć o to, czy będę miał z czego żyć. Wydaje mi się, że o pięć lat za późno skończyłem karierę.

Czytaj także:
Siódemka sezonu nie dla Polaków. Byli tłem dla obcokrajowców
Prezes Arged Malesy mówi o sile zespołu, planach na kolejny sezon i przyszłości Patricka Hansena

Źródło artykułu: