Żużel. W marcu nie wiedział, czy wróci na tor, a później został bohaterem [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Marek Bodusz / Na zdjęciu: Martin Smolinski
WP SportoweFakty / Marek Bodusz / Na zdjęciu: Martin Smolinski

Martin Smolinski był jednym z autorów ogromnego sukcesu, jakim jest awans Trans MF Landshut Devils do eWinner 1. Ligi Żużlowej. A jeszcze w marcu nie było wiadomo kiedy i czy w ogóle Niemiec wróci na tor.

Martin Smolinski z kontraktem w Trans MF Landshut Devils wiązał duże nadzieje. Przyznawał, że wybrał ofertę tego klubu dla dobra ojczyzny. Przygotowania do sezonu utrudniały mu jednak problemy zdrowotne.

W ubiegłym roku Niemiec brał udział w groźnym wypadku, który wyeliminował go w maju z dalszego ścigania. O powrót do ścigania walczył jeszcze na początku tego roku, bowiem w lutym przeszedł kolejną operację.

Ostatecznie wszystkie zabiegi się powiodły, a kilka miesięcy później Smolinski poprowadził "Diabły" z Landshut do eWinner 1. Ligi, choć pierwsze występy nie były zbyt zadowalające. Droga ciernista, ale na brak sukcesów w tym sezonie były uczestnik cyklu Grand Prix narzekać nie mógł.

ZOBACZ WIDEO Miłość od pierwszego wejrzenia. Teraz Marcin Gortat odpuszcza nawet mecze NBA!

Konrad Cinkowski, WP SportoweFakty: Indywidualne Mistrzostwo Niemiec na torze klasycznym, wicemistrzostwo świata na długim torze oraz awans z Trans MF Landshut Devils do eWinner 1. Ligi Żużlowej. To tylko część osiągnięć, więc chyba może być pan zadowolony z tego sezonu?

Po tym, gdy nie ścigałem się prawie cały ubiegły sezon, byłem bardzo szczęśliwy, że wróciłem tak silny. To była moja największa niepewność, czy mogę wrócić tam, gdzie byłem. Mój team pracował perfekcyjnie, silniki, które sam przygotowuję odkąd kupiłem firmę od Jana Anderssona też jechały bardzo dobrze. Te sukcesy, które wymieniłeś to fakt, mogę być zadowolony. Zaszczyt jest być mistrzem kraju po raz ósmy, niewiele zabrakło, bym znów był mistrzem świata. Szkoda, bo niewiele zabrakło, abym awansował do Grand Prix na torze klasycznym.

Jako kapitan zespołu jest pan dumny z tego, co dokonaliście w Polsce?

Tak, czuję się bardzo dumny. Od 2009 roku prowadzę Trans MF Landshut Devils, jako kapitan. Zrobiliśmy razem coś wyjątkowego.

Przed sezonem mówiło się, że zajmiecie czwarte lub piąte miejsce. Mało kto widział was w finale, a co dopiero w roli mistrza drugiej ligi.

Naszym celem były play-offy, a wszyscy znamy żużel i wiemy, że wszystko jest możliwe i zrobiliśmy to, co niemożliwe. Pracowaliśmy jako zespół, a nasi szefowie cały czas nas wspierali, również wtedy, kiedy mieliśmy złe dni. To jest praca zespołowa, a na końcu dało nam to wielką wygraną.

Od początku deklarował pan, że chce zostać w drużynie i bardzo szybko ogłoszono pana w roli zawodnika na sezon 2022. Długo trwały rozmowy?

Bardzo szybko dostałem oferty z innych klubów. Jednak prowadziłem ten klub do polskiej ligi. Później do wygrania drugiej ligi i teraz chcę poprowadzić do kolejnego dużego osiągnięcia. Bardzo dobrze współpracuje mi się z klubem. Sport ma wzloty i upadki. Opiera się na lokalnych zawodnikach, a ja jestem lokalnym bohaterem w Landshut, więc oni potrzebują mnie, a ja ich.

Domyślam się, że wie pan, jaki skład się szykuje w Landshut. Jaka będzie siła zespołu - walka o play-off czy raczej o spokojne utrzymanie?

Zgadza się, jako kapitan jestem bardzo blisko szefów klubu. Nie chcę jednak za wiele mówić, ale z duchem zespołu, który będzie, to uważam, że jesteśmy w stanie wiele zdziałać. Będziemy na pewno silną drużyną na własnym torze i zrobimy wszystko, by być silną ekipą na wyjazdach.

Czujecie się gotowi na podbój 1. ligi?

Oczywiście! Mamy dobre podstawy, wsparcie ze strony miasta, a także wielu sponsorów.

Jak się panu współpracuje ze Sławomirem Kryjomem?

Bardzo dobrze. Byłem bliski współpracy z nim, gdy pracował jeszcze w Apatorze Toruń. W tym sezonie tak naprawdę wszyscy musieliśmy się nauczyć wielu nowych rzeczy i sytuacji oraz poznać się. Kwestie logistyczne nie są takie łatwe, jak kiedyś. Kilka dobrych wieczorów w hotelach na pewno nas mocno połączyło.

Odczuwa pan jeszcze skutki fatalnego upadku w Rawiczu?

Tak... To był właśnie powód, by skończyć sezon wcześniej, niż zakładałem. Moje ciało potrzebuje trochę wolnego czasu.

Kilkanaście dni temu w Dohren odbyła się pierwsza edycja German Speedway Masters. Pana zdaniem to może być impreza, która w przyszłości stanie się wizytówką niemieckiego żużla?

Zobaczymy. Nie mnie wypowiadać się na ten temat.

Jakiś czas temu poznaliśmy stałe dzikie karty na Grand Prix w sezonie 2022. Wielu Niemców z niedosytem przyjęło fakt, że żaden z ich rodaków nie otrzymał szansy.

Przykro mi, że niemieckich zawodników zabrało wśród dzikich kart przyznawanych przez organizatorów Grand Prix. Tu nie chodzi o mnie, że akurat jestem żużlowcem z Niemiec. Mamy piękne stadiony, jedne z największych obok Polski. Wielu zawodników podróżuje do nas oraz przez Niemcy, tymczasem zostaliśmy pominięci...

Czytaj także:
Awans na zaplecze PGE Ekstraligi mieli na wyciągnięcie ręki. Rozczarowali w kluczowym momencie
Jego nazwisko działa na zawodników jak magnes. Pozwala realnie myśleć o awansie

Źródło artykułu: