24 listopada w Republice Południowej Afryki wykryto pierwszy przypadek zakażenia nowym wariantem koronawirusa. Potem Omikron rozprzestrzeniał się dalej, aż w końcu wiele krajów wprowadziło zakaz lotów do i z RPA oraz sześciu innych afrykańskich państw.
W kraju mówi się przede wszystkim o pandemii koronawirusa. W ciągu ostatniego miesiąca liczba przypadków zakażenia wzrosła tam blisko 100-krotnie.
Jeszcze 9 listopada pozytywny wynik testu uzyskało 245 osób, 9 grudnia było to już ponad 22 tys. chorych.
ZOBACZ WIDEO Żużel. "Bezstresowe wychowanie" Stanisława Chomskiego. Sprawdziło się u Zmarzlika, zadziała na Palucha?
- Musimy po prostu żyć dalej. Musimy żyć i utrzymywać nasze rodziny, więc po prostu postępujemy ostrożnie - powiedział nam Byron Bekker, czołowy południowoafrykański żużlowiec w ostatnich latach.
Surowe obostrzenia
W związku z drastycznie rosnącą liczbą zachorowań, w kraju wprowadzony został ponownie szereg restrykcji. - Mamy wieczorną godzinę policyjną, po prostu musimy być wtedy w domach. Musimy także nosić maseczki w miejscach publicznych - tłumaczył nasz rozmówca.
- Osobiście pandemia mnie nie dotknęła, ponieważ nie mam zbyt wielu interesów poza granicami kraju. Jestem jednak pewien, że wiele osób czuje się odizolowanych i sfrustrowanych sytuacją - dodał.
34-latek przyznał, że pandemia jest w głowie każdego mieszkańca kraju na co dzień. Stało się to częścią życia Południowoafrykańczyków, którzy stali się bardziej ostrożni i starają się opiekować tymi, którzy tego potrzebują. - Dostosowujemy się do obecnej sytuacji - mówił dalej.
Pandemia zatrzymała tam m.in. Andersa Thomsena. Uczestnik cyklu Grand Prix wybrał się na południe Afryki na wakacje wraz z dziewczyną (więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ). Obecnie o jeździe na żużlu nie ma tam jednak mowy, bynajmniej nie z powodu koronawirusa.
Smutny koniec
Jeszcze w latach 90. XX wieku do RPA, zwłaszcza w naszych miesiącach zimowych, chętnie jechali żużlowcy z Europy - warunki do jazdy były tam dobre przez cały rok. Ścigali się tam m.in. Sławomir Drabik, Mariusz Węgrzyk czy Rafał Trojanowski.
- Przed laty żużel przeżywał tu rozkwit. Obcokrajowcy przylatywali tu poza sezonem, żeby się ścigać. Koszty zakupu sprzętu w końcu stały się jednak zbyt duże i dyscyplina znalazła się daleko w tyle, aż upadła - powiedział Byron Bekker.
- Nie widzę szans, aby w najbliższym czasie żużel wrócił do RPA. Sprzęt jest po prostu zbyt drogi. A ponieważ nie ma tu żużla, to wątpię, czy w przyszłości zobaczymy zawodnika stąd w Europie - dodał nasz rozmówca.
W ślady dziadka
O sobie mówi, że miał dobrą karierę. Na żużlu zaczął ścigać się ze względu na swojego dziadka, który rywalizował na południowoafrykańskich torach w latach 60. XX wieku. - Zakochałem się w tej dyscyplinie, choć nie jest to popularny sport w moim kraju - tłumaczył.
Jako 16-latek po raz pierwszy pojawił się w Europie. Został nominowany do startu w rundzie kwalifikacyjnej Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów, która odbyła się w Rawiczu. W zawodach najlepszy był Robert Miśkowiak, a Bekker z dorobkiem 5 punktów zajął 12. miejsce.
Wyjazd do Polski wspomina pozytywnie. Jak zaznaczał, Polacy bardzo mu pomogli. Później otrzymał ofertę startów w brytyjskim Newcastle Diamonds. Na Wyspach zadebiutował w 2005 roku.
Kontuzja przerwała karierę
Najlepszy w jego wykonaniu był sezon 2008. Ścigał się wtedy w Scunthorpe Scorpions. Wystąpił w aż 39 meczach, z czego jeden z nich zakończył bez porażki z rywalem. Z czasem jeździł coraz mniej, a do kraju wrócił w nieprzyjemnych okolicznościach.
- Miałem poważny wypadek w Anglii, podczas którego uszkodziłem oba kolana. Nie ścigałem się zbyt wiele po powrocie do RPA - powiedział.
- Mimo to była to dobra kariera. Myślę, że mogłem zrobić więcej, ale bardzo trudno jest przenieść się z Południowej Afryki do Europy i tam próbować rywalizować - zakończył.
Czytaj także:
- "Największy wstyd dla środowiska". Gdzie są pieniądze zmarłej gwiazdy?
- Przez całą karierę był wierny macierzystemu klubowi. Jeden wypadek przekreślił jego dalsze starty