Ostatni macho w tym sporcie. Gdy zakończy karierę, kibice będą płakać

WP SportoweFakty / Tomasz Sieracki / Na zdjęciu: Nicki Pedersen
WP SportoweFakty / Tomasz Sieracki / Na zdjęciu: Nicki Pedersen

Duńska gazeta nazwała go "ostatnim macho" wśród żużlowców. Chwalił się zatrzymaniem przez polską drogówkę, potrafił niemal pobić się z rywalami na torze, a za atak na sędziego groziła mu dyskwalifikacja. Nicki Pedersen nie lubi, gdy jest nudno.

Nicki Pedersen, choć najlepsze lata swojej kariery ma za sobą, był ostatnio bohaterem reportażu "Jyllands Posten". Jeden z głównych dzienników w Danii poświęcił mu sporo uwagi, nazywając go "ostatnim macho" w tym środowisku. I nawet jeśli Leon Madsen w ostatnim okresie zaczął osiągać lepsze wyniki na arenie międzynarodowej, to wciąż dla wielu Pedersen jest punktem odniesienia.

"Brał udział w bijatykach z zawodnikami z całego świata" - stwierdził duński dziennik i nie ma w tym przesady. Agresywna jazda Pedersena sprawiła, ze kilkukrotnie dochodziło na torze do scysji pomiędzy nim a rywalami.

Rok, który mógł zakończyć jego karierę

Chociaż Pedersen wypadł ze światowej czołówki i nie oglądamy go chociażby w mistrzostwach świata Speedway Grand Prix, to mecze PGE Ekstraligi udowadniają, że wciąż ma to "coś". Doświadczony Duńczyk w minionym sezonie walnie przyczynił się do tego, że ZOOleszcz GKM Grudziądz utrzymał się wśród najlepszych. Nie brakowało przy tym kontrowersji.

ZOBACZ WIDEO Spisani na spadek, czy zdolni do niespodzianek? Gajewski o atucie beniaminka

W lipcu ubiegłego roku Pedersen chwalił się mandatem i zatrzymaniem przez polską policję w momencie, gdy pędził 205 km/h. Po lawinie krytyki trzykrotny mistrz świata usunął wpis z Instagrama, ale mleko się rozlało.

Moment zatrzymania Nickiego Pedersena przez policję
Moment zatrzymania Nickiego Pedersena przez policję

Gdy w Grudziądzu myśleli nad tym, jak załatwić sprawę kryzysu wizerunkowego, aby nie przypięto Pedersenowi łatkę pirata drogowego, z Danii nadeszły jeszcze gorsze wieści. 44-latkowi groziło wielomiesięczne zawieszenie za próbę wtargnięcia na wieżyczkę sędziowską i atak na arbitra podczas spotkania ligowego. W tamtym momencie ważyły się jeszcze losy utrzymania grudziądzan w PGE Ekstralidze.

Długa batalia prawna zakończyła się przeciągnięciem w czasie momentu zawieszenia i karą finansową. To uratowało karierę byłego mistrza świata, bo ten nie ukrywał, że gdyby musiał chociażby pół rok, byłoby to równoznaczne z końcem kariery. - Popłynęła mi łza, kiedy dowiedziałem się o ostatecznym wyroku - powiedział żużlowiec w rozmowie z "Jyllands Posten".

Pedersena się kocha albo nienawidzi 

"To w końcu musiało się wydarzyć" - tak atak Pedersena na sędziego i groźbę wielomiesięcznego zawieszenia komentowano w Danii. Żużlowiec dorobił się bowiem opinii zawodnika, który na torze nie bierze jeńców. W swoich najlepszych latach, gdy sięgał po tytuły mistrza świata, dysponował szybkimi motocyklami i atakami na pograniczu jazdy fair-play. On sam zresztą nigdy nie ukrywał, że najpewniej nie jest najbardziej utalentowanym jeźdźcem swojego pokolenia, ale determinacją zapracował na sukces.

- Nicki na torze zawsze był zadziorny i wywoływał kontrowersje. Nie wszyscy z drużyny lubili z nim jeździć w parze, bo wiedzieli, że to indywidualista - tak duńskiego żużlowca opisuje Marta Półtorak, która miała okazję sprowadzić go do Rzeszowa w jego najlepszych latach.

Nicki Pedersen zasłynął z agresywnej jazdy
Nicki Pedersen zasłynął z agresywnej jazdy

- Kawał szmaty, nic więcej - tak z kolei kolegę z toru w telewizyjnym wywiadzie opisywał Grzegorz Walasek, po tym jak Duńczyk potraktował go ostro na torze. Nie tak dawno, jeszcze w turnieju mistrzostw świata, środkowy palec pokazywał mu inny z Polaków - Maciej Janowski. Do skandalu doszło w Szwecji, gdzie zwykle spokojny Greg Hancock nie wytrzymał i rzucił się z pięściami na Nickiego Pedersena.

Hancock otrzymał później karę finansową, na którą gotowi byli się składać jego koledzy z toru. Uznali, że należy wykazać się solidarnością, bo w końcu ktoś wymierzył sprawiedliwość Pedersenowi. Jednak na przestrzeni lat Duńczyk podpadł też innym - chociażby Matejowi Zagarowi, Chrisowi Holderowi czy Jackowi Gajewskiemu. Za kopnięcie tego ostatniego w parku maszyn otrzymał nawet czerwoną kartkę w meczu polskiej ligi.

Kibice będą tęsknić

Pedersen w rozmowie z "Jyllands Posten" zdradził, że oferowano mu m.in. "dziką kartę" na turniej Grand Prix w Danii, ale grzecznie odmówił, bo jednorazowe występy w mistrzostwach świata nie są już dla niego. Trudno dziwić się takiej postawie byłego czempiona, który miał swoje pięć minut w cyklu. Zbliżając się do 45. urodzin, zawodnik jest coraz bliżej zakończenia kariery. Jego obecna umowa z GKM-em obowiązuje do końca sezonu 2023.

Gdy Pedersen postanowi zjechać z toru na dobre i zajmie się szkoleniem syna Mikkela, który już trenuje jazdę na motocyklu, kibice będą zawiedzeni. Nawet przeciwnicy Duńczycy potrafią przyznać, że dodaje on kolorytu rozgrywkom i zawodom. Na szczęście sam zainteresowany twierdzi, że przed nim jeszcze parę lat w tym sporcie.

- Jestem w stanie zaryzykować tezę, że jestem w najlepszej formie w moim życiu. Czuję się naprawdę dobrze pod względem fizycznym. Cieszę się życiem, mam szczęśliwą rodzinę - mówił Pedersen w reportażu, jaki zrobiła telewizja TV2. W nim Duńczyk stwierdził, że "gdzieś ubyło mu 10 lat".

Czytaj także:
Wracają kwalifikacje do Grand Prix
Z ligowego dna na sam szczyt! Oto kolekcjonerzy awansów

Źródło artykułu: