Travis McGowan urodził się 13 stycznia 1981 roku w Mildurze - to stamtąd pochodzi chociażby Leigh Adams. Już jako dziesięciolatek zaczął się ścigać, a ogromną niespodziankę zrobił gdy miał 12 lat - zwyciężył wtedy w mistrzostwach Australii do lat 16.
Szybko zainteresowały się nim kluby w Wielkiej Brytanii. Do King's Lynn Stars dołączył już jako mistrz Australii juniorów, a w swoim premierowym sezonie na Wyspach odjechał 27 spotkań, w których zdobył 111 punktów.
Arena byków
Jego kariera zaczęła nabierać tempa, czego dowodem był start w finale Indywidualnych Mistrzostw Świata w Gorzowie. Co ciekawe, wcześniej przebrnął przez turniej eliminacyjny, który przeprowadzony został w... Portugalii. Dokładniej w Santerem, gdzie ścigali się także Rafał Okoniewski i Tomasz Kwiatkowski.
- Pamiętam, że mój tata popłynął promem z Anglii do Portugalii, co zajęło mu 36 godzin - wspominał po latach Travis McGowan. - Tor był fajny, znajdował się na arenie walk byków - dodał.
- To nie były dla mnie najlepsze zawody. Wziąłem motocykle z Anglii, a tamtejszy tor był długi i piaszczysty. Tamtej nocy miasto oszalało, bo miejscowa drużyna wygrała tego dnia, więc ludzie jeździli po ulicach krzycząc i wywieszając flagi - opowiadał.
Finały światowe
W gorzowskim finale zaliczył przyzwoity występ. Wywalczył sześć punktów i został sklasyfikowany na 10. pozycji. W pokonanym polu pozostawił m.in. Madsa Korneliussena, Joonasa Kylmaekorpi czy Freddiego Erikssona.
Barw reprezentacji Australii bronił jeszcze chociażby sześć lat później, gdy znalazł się w składzie na finał Drużynowego Pucharu Świata w Reading.
Tamtego startu nie może jednak zbyt dobrze wspominać. Jego zespół miał ogromne szanse na wywalczenie medalu. W ostatniej serii nastąpiła jednak katastrofa - jako joker upadł Jason Crump, a jedyny punkt zdobył Todd Wiltshire. W ostatecznym rozrachunku do podium "Kangurom" zabrakło jednego "oczka", a dwóch do drugiego miejsca.
Jazda w Polsce
W 2007 roku, mając już 26 lat, trafił do polskiej ligi. Sięgnęła po niego Unia Leszno. McGowan był już w tym czasie solidnym zawodnikiem, choć nigdy nie został liderem swojej drużyny na Wyspach. Do tego momentu miał na swoim koncie dwa "płatne" komplety punktów zdobyte w barwach Oxford Cheetahs.
W Lesznie wystąpił w zaledwie dwóch spotkaniach i nie były to udane występy. Zadebiutował 3 maja w starciu z ZKŻ Zielona Góra. W swoim pierwszym biegu był ostatni, a w kolejnym upadł i został wykluczony. Na kolejną szansę musiał poczekać do 6 lipca i starcia z Polonią Bydgoszcz. Tutaj również było zero w dwóch startach.
Później zniknął z Polski, aby wrócić w 2009 roku. Sięgnął po niego Klub Motorowy Ostrów, o którym mówił, że to najlepszy możliwy wybór. W otwierającym sezon Pucharze Prezydenta nie błysnął - zdobył 4 punkty i wyprzedził jedynie Richarda Speisera i Franka Fachera.
Straszak na Nichollsa
Miał wystąpić w Grudziądzu, ale jak mówił wtedy w rozmowie z WP SportoweFakty Janusz Stefański, ówczesny prezes klubu, Australijczyk nie odbierał telefonów. W końcu został wypożyczony do... WTS-u Wrocław. Miał tam pełnić rolę "straszaka". - Ale to "straszak" nie tylko na Nichollsa - mówił Marek Cieślak w rozmowie z Radiem Elka.
Tym razem wystąpił w trzech spotkaniach, a jedyny punkt wywalczył w meczu z Unią Leszno, kiedy pokonał Damiana Balińskiego. Wrocławianie rzutem na taśmę utrzymali się wtedy w Ekstralidze.
Ostatnią szansę otrzymał od drugoligowego Kolejarza Opole, dla którego wystąpił w trzech meczach i uzyskał średnią na poziomie 1,846 pkt/bieg. Jego bilans w Polsce nie jest jednak zbyt okazały - 8 meczów i raptem 22 punkty.
W teamie mistrza
W 2012 roku nie pojawił się na torze. Problemem był m.in. brak pozwolenia na pracę w Wielkiej Brytanii. W końcu poczuł, że potrzebuje przerwy od sportu. Mieszkał wtedy w Szwecji i cały sezon spędził pracując jako mechanik samochodowy. Można było go zobaczyć w parku maszyn. Pomagał bowiem Gregowi Hancockowi.
- Wiem, że mógłbym się dalej ścigać, ale coraz ciężej jest wyżyć z tego sportu i muszę to jeszcze przemyśleć, czy warto wracać, czy nie - mówił nam w październiku 2012 roku.
Ostatecznie nie wrócił. Zapamiętany został jako solidny ligowiec w Wielkiej Brytanii, gdzie ścigał się dla ekip z King's Lynn, Oxfordu, Reading, Swindon, Glasgow i Somerset. Na krajowym podwórku z kolei pięć razy z rzędu został mistrzem stanu Victoria. W ten sposób wymazał z tabel rekord należący wcześniej do Phila Crumpa i Leigha Adamsa, którzy triumfowali tam czterokrotnie.
Później miał swój udział w organizacji wyścigów motocyklowych. Uczestnicy "Shovel Racing" musieli ścigać się na Harleyach wyprodukowanych w latach 66-83. Pierwsze tego typu zawody odbyły się w Albury w 2015 roku.
- Travis to typowy Australijczyk, zdeterminowany do tego, aby odnosić sukcesy. Jest w nim wola wygrywania - mówił o nim w 2007 roku Alun Rossiter, szef Swindon Robins. W Wielkiej Brytanii odjechał 434 mecze, w których zdobył 2798 punktów i 381 bonusów.
Czytaj także:
- Niespodzianka! Greg Hancock znów na torze
- TVP przejmuje jeden z ulubionych sportów Polaków? Chce tego Kurski?
ZOBACZ WIDEO Żużel. Mecze w poniedziałki? Ekspert komentuje: "Silniejszy będzie dyktował warunki"