Ejby - małe miasteczko w gminie Middelart w południowym regionie Danii. Mieścina ta liczy powierzchnię niespełna dwóch kilometrów kwadratowych.
To właśnie tam, 1 maja 1998 roku, na świat przyszedł Frederik Jakobsen.
Wówczas nikt nie wiedział, jaką drogę chłopak obierze - czy zostanie muzykiem, lekarzem, astronautą, kucharzem, a może jednak sportowcem. Ostatecznie wybór padł na to ostatnie, a konkretniej na żużel.
I nie był to zły wybór. Już jako młodzian Jakobsen udowadniał, że drzemie w nim duży potencjał i w przyszłości może być wielkim żużlowcem - nie tylko ze względu na wiek. Jako piętnastolatek został Indywidualnym Mistrzem Świata w miniżużlu, kiedy to z dorobkiem czternastu punktów triumfował w Outrup, zostawiając w pokonanym polu Sama Jensena i Patricka Hansena. Rok później w Częstochowie odbierał srebrny krążek, a lepszy był wtedy tylko Mads Hansen.
W wieku siedemnastu lat zaczął pisać na poważnie karty swojej żużlowej kariery. Dobre wyniki w ojczyźnie bardzo szybko zaprocentowały zainteresowaniem zagranicznych klubów. Jako osiemnastolatek trafił do PSŻ-u Poznań, a to wszystko dzięki... artykułowi w naszym serwisie.
- Pamiętam, że na państwa portalu pojawił się wówczas artykuł z listą zdolnych zagranicznych zawodników (artykuł dostępny TUTAJ), którzy pozostają bez klubu. To właśnie tam znalazłem Jakobsena. Duńczyk wpadł nam w oko i zaczęliśmy się nim interesować. Szybko doszliśmy do wniosku, że fajnie byłoby go zakontraktować. Po części trafił więc do nas dzięki WP SportoweFakty - mówił w rozmowie z naszym serwisem ówczesny prezes "Skorpionów" - Arkadiusz Ładziński.
A to, że nasz korespondent "miał nosa" wymieniając Jakobsena potwierdziło się na torze. Reprezentant kraju Hamleta wystartował w dwunastu spotkaniach, w których na tor wyjeżdżał do 65 wyścigów. Przy jego nazwisku zapisaliśmy 127 punktów i dwa bonusy, co złożyło się na średnią biegową 1,985. To z kolei uplasowało go na wysokim, bowiem piętnastym miejscu w ligowych statystykach.
Duńczyk prezentował niezwykle ambitny i ofensywny styl jazdy. Był autorem wyścigu roku na poznańskim Golęcinie, a dodatkowo niezwykle otwarty dla kibiców. Chętnie z nimi rozmawiał, pozował do zdjęć i rozdawał autografy. Nic więc dziwnego, że został wybrany "Skorpionem Roku".
Dobre wyniki sprawiły, że nazwisko Jakobsena pojawiło się w notesach wielu menadżerów oraz trenerów. Nic więc dziwnego, że na brak ofert narzekać nie mógł. Jednak mimo to, zdecydował się pozostać i kolejny rok zdobywać punkty dla PSŻ-u. I był to dla niego strzał w dziesiątkę. Choć w porównaniu do roku ubiegłego pojechał w pięciu wyścigach mniej i zdobył wiele mniej punktów (115), to osiągnął lepszą średnią biegową, która tym razem wyniosła 2,033 i pozwoliła sklasyfikować go w TOP 10.
Na kolejny rok jazdy na najniższym ligowym szczeblu nie mógł sobie pozwolić. - Moje warunki w Poznaniu były po prostu doskonałe i bardzo się cieszę, że mogłem pracować z Tomaszem Bajerskim. Jeszcze raz podkreślam, że było mi bardzo ciężko odejść, ale nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. Może nasze drogi jeszcze się zejdą - mówił w rozmowie z naszym portalem.
Zdecydował się przenieść do eWinner 1. Ligi i związał się z Aforti Startem Gniezno. Początkowo jeździł niewiele i nie czuł satysfakcji. Później było tych spotkań więcej, ale nadal to nie było to, czego by oczekiwał.
Po dwóch latach jazdy w gnieźnieńskich barwach zaliczył awans o kolejny poziom i w sezonie 2022 pojawi się w PGE Ekstralidze. Teraz już w roli etatowego zawodnika, a nie wyłącznie w roli "gościa", kiedy to zaliczył epizod w Stali Gorzów.
Czytaj także:
Tym meczem otworzyli sobie bramę do Ekstraligi. Tak blisko nie byli potem przez 14 lat
Miał być liderem. Do dziś zachodzi w głowę, co się stało
ZOBACZ WIDEO Magazyn PGE Ekstraligi. Czarnecki, Grzyb, Krużyński gośćmi Musiała