Przymierzył jak jego idol. Ten szalony rzut zmienił wszystko!

Gdy Andrej Urlep zobaczył, jak piłka po rzucie Raymonda Cowelsa wpada do kosza równo z syreną, wiedział, że to początek problemów jego drużyny. I miał rację, bo rozpędzona Legia była nie do zatrzymania. Jest 1:1 w finale PLK.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
Raymond Cowels Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Na zdjęciu: Raymond Cowels
Często tak jest, że jeden rzut potrafi zmienić oblicze meczu o 180 stopni. Wydaje się, że właśnie taka sytuacja miała miejsce w drugim spotkaniu finału Energa Basket Ligi, w którym WKS Śląsk Wrocław przegrał u siebie z Legią Warszawa 85:88. A ten moment to... szalony rzut Raymonda Cowelsa z końcówki drugiej kwarty.

Gospodarze tak naprawdę stracili te punkty na własne życzenie, bo w beznadziejny sposób rozegrali poprzednią akcję. Ivan Ramljak odpalił rzut z nieprzygotowanej pozycji, mimo że miał jeszcze kilka sekund na podjęcie decyzji. Wrocławianie w ten sposób podali rękę gościom, którzy to bezwzględnie wykorzystali.

Łukasz Koszarek przez pół boiska podał do Cowelsa, a ten w cudowny sposób przymierzył prawie z dziewięciu metrów. Można powiedzieć, że Amerykanin z Legii zrobił to jak... jego idol, czyli Ray Allen, zawodnik, który jest jednym z najlepszych strzelców w historii NBA. Kiedyś Cowels w rozmowie z Patrykiem Pankowiakiem z WP SportoweFakty mówił wprost, że oglądał mecze z udziałem Allena i czerpał inspiracje z jego gry.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nie wierzyli, że mu się uda. Polski minister sportu zrobił show!

- Uwielbiałem oglądać Kevina Garnetta i jego Timberwolves, ale moim idolem był Ray Allen. Był moim ulubionym zawodnikiem. Uwielbiałem sposób, w jaki gra. To, jak rzuca. Starałem się go naśladować. Robić, to co on. Oglądałem jego mecze nawet więcej, niż Minnesoty - mówił (cały wywiad --> TUTAJ).

Wściekły Urlep


"WOW!" - krzyknął z wrażenia komentujący mecz Łukasz Wiśniewski, "trzy punkty" - ryknął z kolei Tomasz Jankowski. W podobny sposób zareagowali warszawscy kibice, którzy byli zgromadzeni za ławką swojego zespołu.

Trener Andrej Urlep był wściekły, co też pokazały kamery. Nie mógł uwierzyć, że jego zawodnicy w tak banalnej sytuacji pozwolili Cowelsowi oddać rzut z czystej pozycji, mając w świadomości fakt, że to znakomity strzelec, którego nie można pozostawić nawet centymetra wolnej przestrzeni.

Doświadczony szkoleniowiec wiedział, że to początek problemów jego drużyny. I miał rację, bo rozpędzona Legia była nie do zatrzymania w 3. kwarcie. Warszawianie tę część meczu zaczęli od... czterech rzutów z dystansu! Trafiali Koszarek, Muhammad-Ali Abdur-Rahkman, Cowels i Jure Skifić.

- Trafione rzuty odmieniły zespół po przerwie. Dzieliliśmy się piłką, trafiliśmy cztery "trójki", a to dało nam wiatr w żagle i wiarę w wygraną - uważa trener Legii Wojciech Kamiński.

- Myślę, że przez większą część I połowy graliśmy bardzo dobre zawody. Pozwoliliśmy jednak rywalom wrócić do meczu. Ta trójka Cowelsa równo z syreną nie miała prawa się zdarzyć. To był nasz wielki błąd. Legia świetnie zaczęła III kwartę, trafiła cztery trójki z rzędu - komentuje Urlep.

Łącznie przez 10 minut warszawianie zdobyli 30 punktów, wpędzając Śląsk w potężne tarapaty. Ale Śląsk ma w swoich szeregach Travisa Trice'a, który wziął sprawy w swoje ręce. "Król PLK", MVP ligi był w sztosie, trafiał rzut za rzutem (łącznie 16 pkt w IV kwarcie), w pojedynkę doprowadzając do wyrównania (po 72). W końcówce skuteczniejsi - za sprawą dwóch celnych rzutów Roberta Johnsona - okazali się goście, którzy doprowadzili do wyrównania w serii.

- Trafiali ciężkie rzuty w końcówce i dlatego wygrali - uważa Urlep. - Szkoda, że daliśmy Legii złamać rytm, ale to jest dobry zespół. Najbardziej boli to, że przegraliśmy wygrany mecz. To boli nas, ale nie załamujemy się, bo byliśmy w tym sezonie w gorszej sytuacji. Jedziemy do Warszawy po dwa zwycięstwa - mówi z kolei Łukasz Kolenda.

- Moim koszykarzom gratuluję zwycięstwa, determinacji, wiary, bo wystartowaliśmy bardzo słabo, rozkręcaliśmy się dopiero z minuty na minutę. W trzeciej kwarcie zaczęliśmy grać tak, jak byśmy chcieli - komentuje Wojciech Kamiński.

- Póki co wygraliśmy jeden mecz. To już jest coś, to dobry początek, lecz teraz musimy powalczyć o drugie zwycięstwo. Ale Śląsk to świetna drużyna, w kolejnych spotkaniach postawi nam z pewnością bardzo trudne warunki, poprzeczka będzie zawieszona jeszcze wyżej - podkreśla trener Legii Warszawa.

Teraz rywalizacja przenosi się do stolicy. Legia - wygrywając we Wrocławiu - ma przewagę parkietu w finale. Jeśli wygra wszystkie mecze u siebie, będzie świętować mistrzostwo Polski. W tegorocznych play-off warszawianie nie przegrali jeszcze na Bemowie.

Zobacz rzut Cowelsa:




CZYTAJ TAKŻE:
Mocne słowa prezesa: Inni chcieli zniechęcić Tabaka!
Zaskoczył Polskę, zrobił wynik ponad stan. Teraz... musi szukać pracy
All-in na boisku, nie w autobusie. Tak budował się finalista polskiej ligi
Zrobił furorę i... odchodzi! Jego chce zabrać z Polski

Która drużyna wygra mistrzostwo Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×