Wilt Chamberlain - milioner i kobieciarz cz.IX

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
"Szczudło" otwarcie przyznawał, że nie głosował w wyborach prezydenckich w 1960 roku, ani cztery lata później. Niektórzy obserwatorzy bardzo się więc zdziwili, gdy podczas kampanii wyborczej w 1968 roku koszykarz poparł kandydata Partii Republikańskiej - Richarda Nixona. - Myślę, że Afroamerykanie dopiero zaczynają sobie zdawać sprawę z tego, ile znaczą ich głosy - tłumaczył. - Uważam, że to błąd, iż prawie wszyscy opowiadają się za jedną opcją. W Kalifornii Wilt Chamberlain znalazł się w bardzo ciekawym towarzystwie. O sile Lakersów decydowali wówczas Jerry West oraz Elgin Baylor, więc przybycie "Szczudła" z miejsca uczyniło team z Los Angeles poważnym kandydatem do występu w wielkim finale ligi. Zwłaszcza, że Jeziorowcy byli w nim już w poprzednich rozgrywkach, ulegając 2-4 bostońskim Celtom. Sezon 1968/69 nie zaczął się jednak po myśli teamu z "Miasta Aniołów". Lakersi rozpoczęli go od bilansu 1-3 i upokarzającej porażki 96:114 z... Philadelphią 76ers. Gdy zespół Wilta przegrywał różnicą 30 "oczek", trener Butch van Breda Kolff zastąpił swojego największego gwiazdora Melem Countsem. Na szczęście po słabym początku nadeszły lepsze czasy i Lakersi zakończyli regular season z całkiem dobrym bilansem 55-27, dającym prymat na Zachodzie. "Szczudło" notował średnio 20,5 "oczka", 21,1 zbiórki oraz 4,5 asysty. Przebywał na parkiecie ponad 45 minut, lecz oddawał jeszcze mniej rzutów niż w dwóch poprzednich kampaniach, przez co był dopiero trzecim strzelcem w zespole. Po raz ósmy w na przestrzeni dziesięciu sezonów wygrał jednak klasyfikację rebounderów, co nadal czyniło go zawodnikiem nie do zastąpienia. Tym razem nie otrzymał statuetki MVP, ale tradycyjnie już zagrał w All-Star Game oraz znalazł się w pierwszej piątce NBA.
31 października 1968 roku zmarł William Chamberlain - ojciec Wilta. Zawodnik był silnie związany ze swoim tatą, dlatego bardzo przeżywał tę stratę. Dodatkowo ciągle nie mógł się dogadać z trenerem Lakersów, który uporczywie kazał mu grać trochę dalej od kosza niż zawodnik czynił to do tej pory. Dodatkowo częściej miał schodzić na drugi plan, robiąc miejsce do rzutów Elginowi Baylorowi. - Wilt miał swoje ego i ja miałem swoje - wspomina Butch van Breda Kolff. - To od początku była walka o to, czyje ego okaże się silniejsze. Wydaje mi się, że on zawsze myślał, że co by nie zrobił na parkiecie, to w danej chwili będzie to najlepsze dla zespołu. Nigdy jednak nie wiedział, co może zrobić dla swoich kolegów. Umysł Billa Russella funkcjonował zupełnie inaczej. On zawsze się zastanawiał, co może zrobić dla swoich kompanów, by uczynić Celtics lepszym zespołem. Van Breda Kolff po zakończeniu kampanii 1968/69 przestał pełnić funkcję głównego coacha Jeziorowców, którzy ponownie dotarli do wielkiego finału i znów ulegli Boston Celtics, tym razem 3-4. Ekipa z Wiltem Chamberlainem prowadziła w serii 2-0 i 3-2, by ostatecznie ulec Billowi Russellowi i spółce. Coach na odchodne powiedział, że pozyskanie "Szczudła" było największym błędem w jego karierze, a zawodnik odparł, iż nigdy wcześniej nie miał okazji pracować z tak ograniczonym szkoleniowcem. Pojedynki Russella z Chamberlainem przeszły już do historii jako jedne z najbardziej emocjonujących w dziejach sportu. Górą ponownie był gracz Celtów, który notował gorsze statystyki indywidualne, ale potrafił poświęcić wszystko dla dobra zespołu. Wilt był natomiast typem indywidualisty, który zawsze musiał znajdować się w centrum uwagi. O tę atencję najbardziej rywalizował z... Elginem Baylorem - swoim dobrym kumplem oraz kolegą z zespołu. - Byliśmy dobrymi przyjaciółmi i szanowaliśmy się nawzajem - opowiada Baylor. - Niektórzy nie rozumieją jednak kultury czarnych, według której zawsze musisz stawiać na swoim. Nigdy nie możesz sobie pozwolić, żeby ktoś był ważniejszy od ciebie.

Przed przybyciem "Szczudła" do Los Angeles, za najbardziej popularnego i najlepiej opłacanego gracza Lakersów uchodził natomiast białoskóry Jerry West. Chamberlain zakłócił tę hierarchię, lecz rozgrywający Jeziorowców nie miał mu tego za złe. - Wilt należy do grona najbardziej interesujących osób, jakie miałem zaszczyt spotkać w swoim życiu - mówi West. - Spędziliśmy mnóstwo czasu na podróżach czy wspólnym jedzeniu posiłków w swoich pokojach hotelowych. Reszta chłopaków z drużyny pewnie w ogóle nie miała o tym pojęcia. Poznałem go bardzo dobrze i darzyliśmy się wielkim szacunkiem.

5 maja 1969 roku na parkiecie hali Forum Wilt Chamberlain i Bill Russell zagrali przeciwko sobie ostatni zawodowy mecz. Jak przystało na legendarne rywalizacje, spotkanie to rozstrzygało o tytule mistrzowskim. Wilt spisywał się naprawdę dobrze. Na niewiele ponad pięć minut przed końcową syreną miał w dorobku 18 punktów oraz 27 zbiórek. Po walce na tablicy wylądował jednak tak niefortunnie, że wykręciło mu kolano i z powodu silnego bólu musiał opuścić parkiet. Lakersi przegrywali wówczas różnicą siedmiu punktów, ale szybko odrobili straty i wyszli na prowadzenie 103-102. Chamberlaina zastępował Mel Counts, lecz delikatnie mówiąc nie zachwycał skutecznością z pola. Krótki odpoczynek wystarczył "Dippy'emu" na pozbycie się dolegliwości, więc zawodnik zgłosił coachowi gotowość do gry. Butch van Breda Kolff nie zamierzał jednak wpuszczać Chamberlaina na boisko. Oficjalnie z powodu kontuzji, ale ci którzy go znali, wiedzieli że nie pozwalało mu na to jego ego. Trener chciał koniecznie udowodnić Wiltowi, że drużyna może wygrywać tytuły bez niego. Tymczasem końcowy wynik brzmiał 108:106 dla Boston Celtics, którzy mogli świętować jedenasty tytuł na przestrzeni trzynastu lat.

- Wilt sam się wykluczył z gry, kiedy uszkodził sobie kolano - komentował Bill Russell wydarzenia w Forum. - Nie wpuściłbym takiego zawodnika na parkiet bez względu na jego umiejętności. Słowa byłego już środkowego i centra Celtów bardzo zabolały Chamberlaina. "Szczudło" od dawna zmagał się z bólem podczas wysiłku fizycznego, lecz nigdy nie narzekał. Za każdym razem zaciskał zęby i dawał z siebie wszystko. Wiedząc, jakiego typu graczem był "Dippy", decyzji coacha Lakersów nie można było pochwalać, a Russell to zrobił publicznie. Od tego czasu relacje genialnych koszykarzy bardzo się ochłodziły.
© New York World-Telegram and the Sun / Creative Commons © New York World-Telegram and the Sun / Creative Commons
Pierwszy sezon Wilta w barwach Jeziorowców zakończył się wielką klapą, lecz w sporcie o niepowodzeniach szybko się zapomina, gdyż po kilku miesiącach zaczynają się kolejne rozgrywki. Bill Russell odszedł na sportową emeryturę, więc Chamberlain miał ułatwione zadanie, jeśli chodzi o sięgnięcie po drugie w karierze mistrzostwo NBA. Nikt jednak nie przypuszczał, że plan spełznie na niczym, a center rodem z Filadelfii z powodu zerwania więzadła rzepki w kolanie wystąpi jedynie w dwunastu spotkaniach kampanii 1969/70. Sny o potędze trzeba więc było odłożyć o kolejny rok.

Koniec części dziewiątej. Kolejna już w najbliższy piątek.

Bibliografia: Sports Illustrated, Robert Cherry - Wilt, larger than life, Matt Doeden - Wilt Chamberlain, The Philadelphia Inquirer, Philadelphia Daily News.

Poprzednie części:
Wilt Chamberlain - milioner i kobieciarz cz. I
Wilt Chamberlain - milioner i kobieciarz cz. II
Wilt Chamberlain - milioner i kobieciarz cz. III
Wilt Chamberlain - milioner i kobieciarz cz. IV
Wilt Chamberlain - milioner i kobieciarz cz. V
Wilt Chamberlain - milioner i kobieciarz cz. VI
Wilt Chamberlain - milioner i kobieciarz cz. VII
Wilt Chamberlain - milioner i kobieciarz cz. VIII

PS. Zapraszam do lektury mojego najnowszego tekstu z cyklu "Gwiazdy od kuchni", poświęconego rozgrywającemu Oklahoma City Thunder - Russellowi Westbrookowi.

Gwiazdy od kuchni: Russell Westbrook

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×