Do spotkania z Polfarmexem Kutno podopieczni Wojciecha Wieczorka przystępowali po kompromitującej porażce z Jeziorem Tarnobrzeg. W zespole była duża chęć rehabilitacji za ten beznadziejny występ w Dąbrowie Górniczej. - Oczywiście, że tak. Po ostatniej porażce z Jeziorem wszyscy byli poddenerwowani i po prostu wkurzeni tym, co zaprezentowaliśmy w tym meczu. Także to zwycięstwo cieszy podwójnie. Dobre zawody i zwycięstwo - zaznacza Marcin Piechowicz, który w sobotnim spotkaniu zdobył siedem punktów.
[ad=rectangle]
Goście świetnie podeszli do tego spotkania. Ograniczyli poczynania Kwamaina Mitchella, który zdobył tylko dziewięć punktów (4/11 z gry). Kluczem do wygranej MKS była znakomita, 52-procentowa skuteczność z gry.
- Duże znaczenie miało zmniejszenie zdobyczy punktowej Mitchella, gdyż w każdym meczu, kiedy on dużo punktował, Kutno zwyciężało. To na pewno było kluczowe, ale uważam również, że po prostu dobrze weszliśmy w mecz i to dało efekt w późniejszej fazie - uważa Mitchell.
MKS mógł w tym meczu liczyć na Mylesa McKaya. W sobotę zawodnik urządził sobie jednak prawdziwą strzelnicę w Kutnie i zdobył 40 oczek, na dodatek na świetnej skuteczności - 10/13 z gry, 14/15 z linii rzutów wolnych.
- W wielu sytuacjach trudnych dla losów meczu, to on bierze ciężar gry na swoje ramiona. Już nieraz "uratował" nas i wygraliśmy mecz. W tym spotkaniu zagrał naprawdę świetnie. Miał "dzień konia" i to wykorzystał, trafiał przez ręce w ważnych momentach, dodatkowo dzielił się piłką w końcówce meczu, co dawało łatwe punkty - mówi Piechowicz.
Chyba on sam sobie ogranicza zdobycze punktowe swoją dość przeciętną ostatnio skutecznością rzutową i samą grą.
Coraz to gorsze te artykuły...