Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. X-ost.

19 grudnia 2007 roku "Zo" rozegrał swoje ostatnie spotkanie w lidze zawodowej. Środkowy Żaru w starciu przeciwko Atlancie Hawks doznał kontuzji nogi, po której zdecydował się powiedzieć "pas".

W tym artykule dowiesz się o:

Legendarny center dość długo dojrzewał do podjęcia tak drastycznego kroku, gdyż o przejściu na sportową emeryturę oficjalnie poinformował dopiero po ponad roku od feralnego zdarzenia w hali Philips Arena. - Alonzo, co ty teraz zrobisz z taką ilością wolnego czasu? - pytała go żona Tracy. - Kochanie, przecież już o tym rozmawialiśmy - odpowiadał. - Chcę to mieć na taśmie - małżonka nie dawała za wygraną. - No cóż, będę zmywał naczynia, wynosił śmieci oraz mył okna. Cokolwiek zechcesz, moje słoneczko - żartował były już koszykarz.

Siedem występów w Meczu Gwiazd, dwie nagrody dla obrońcy roku, dwa tytuły króla bloków, dwa złote medale olimpijskie oraz mistrzowski pierścień to najważniejsze sukcesy wychowanego w Chesapeake mężczyzny, którego kontuzje i inne dolegliwości naprawdę nie oszczędzały. Takiego dorobku nie powstydziłoby się wielu graczy o żelaznym zdrowiu i choć "Zo" miał talent predysponujący go do jeszcze większych osiągnięć, to i tak schodził ze sceny z poczuciem sportowego spełnienia. Wszystko dzięki magicznemu sezonowi 2005/06, kiedy to potrafił usunąć się w cień Shaquille'a O'Neala i Dwyane'a Wade'a. Wbrew pozorom takie dostosowanie się do zastanej sytuacji cechuje prawdziwych mistrzów. Niejeden zawodnik o renomie Mourninga za nic w świecie nie zgodziłby się na drugoplanową rolę w zespole, którego niegdyś był mózgiem. Alonzo jednak dobrze wiedział, iż w drodze po tytuł ważna jest też dobra atmosfera, której nie da się zbudować na zazdrości o to, iż niektórzy koledzy dostają od coacha więcej minut.

- Ludzie przychodzą do mnie i pytają: "Co porabiasz? Jak tam twoje zdrowie?" - mówił "Zo" tuż po ogłoszeniu swojej decyzji o zakończeniu sportowej kariery. - Wiadomo, że w tym wszystkim chodzi o zdrowie. Bóg dał mi szansę żyć przez kolejnych czterdzieści lub pięćdziesiąt lat, a ja chciałbym w dalszym ciągu czuć się komfortowo, tak jak teraz. Kiedy kochasz to co robisz, wtedy o wiele trudniej jest ci z tego zrezygnować. W wieku trzydziestu ośmiu lat mam jednak wrażenie, że na parkiecie dałem już z siebie wszystko.

W trakcie piętnastu sezonów w NBA "Zo" wypracował naprawdę godne pozazdroszczenia statystyki: 17,1 punktu, 8,5 zbiórki oraz 2,8 bloku. Ponad dziesięć z tych kampanii spędził w barwach Miami Heat, z czego niemal wszystkie pod wodzą Pata Rileya, który współpracę z Mourningiem wspomina ze łzami w oczach. - Kochamy cię, "Zo". Koszulkę Żaru włożysz na siebie jeszcze raz, a my wtedy zedrzemy ją z ciebie i podwiesimy pod dachem naszej hali - mówił słynny coach w styczniu 2009 roku. Wielki respekt dla Alonzo miał również nowy lider teamu z Florydy - Dwyane Wade: - Straciliśmy go jako zawodnika, ale on nadal będzie wśród nas. "Zo" wciąż jest uosobieniem tego klubu i wzorem do naśladowania dla każdego nowego gracza Heat.

- Jestem podekscytowany tym, co przyniesie przyszłość. Zobaczymy jak moja żona zniesie fakt, że teraz będę regularnie przebywał w domu - żartował "Zo". Facet taki jak Alonzo Mourning z dala od basketu nie byłby jednak w stanie wytrzymać zbyt długo, dlatego włodarze Żaru szybko wymyślili dla niego nową funkcję w klubie i powierzyli mu posadę wiceprezydenta ds. rozwoju zawodników. Rola ta spodobała się byłemu graczowi Heat na tyle, że pełni ją do dziś W międzyczasie ekipa z Miami czterokrotnie docierała do wielkiego finału ligi, sięgając po tytuły mistrzowskie w sezonach 2011/12 oraz 2012/13. - Pracuję indywidualnie z zawodnikami, ale nie na parkiecie. Po prostu pomagam im stać się jeszcze lepszymi profesjonalistami nie tylko na boisku, lecz również poza nim - opowiada o swojej pracy. - Staram się uzmysłowić im, że zawodowym sportowcem nie jest się przez całe życie, i że dlatego trzeba zachować pewną równowagę na tych dwóch płaszczyznach.

Powrót na parkiet po przeszczepie nerki, a następnie sięgnięcie z drużyną po trofeum im. Larry'ego O'Briena to już dostateczny powód, żeby zostać włączonym do Koszykarskiej Galerii Sław im. Jamesa Naismitha, ale "Zo" takich powodów w trakcie swojej kariery dostarczył znacznie więcej. W samych superlatywach o legendarnym centrze wypowiada się nie tylko coach Pat Riley, ale również niemal każdy zawodnik, który miał okazję dzielić z nim szatnię. W marcu 2009 roku pod kopułą hali AmericanAirlines Arena zawisła koszulka z numerem "33", a prawie pięć i pół roku później, czyli tuż po tzw. okresie przejściowym, nazwisko "Zo" znalazło się w Basketball Hall of Fame. - To nie tylko moja zasługa - tłumaczył skromnie tuż przed uroczystą ceremonią w Springfield w stanie Massachusetts. - Naprawdę wielu ludziom zawdzięczam nie tylko to, jakim byłem zawodnikiem, ale też to, jakim się stałem człowiekiem. Jestem ogromnie wdzięczny wszystkim tym, którzy oddali mi kawałek siebie.

Obok "Zo" koszykarskich zaszczytów w sierpniu 2014 roku dostąpili m. in. Mitch Richmond, Bob Leonard, Nat Clifton, Sarunas Marciulionis i Guy Rodgers. Mourning mógł być dumny z siebie, że znalazł się w tak zacnym gronie, i że stał się wielkim zawodnikiem pomimo tego, iż w swoich najlepszych latach musiał rywalizować z takimi tuzami "pomalowanego" jak Hakeem Olajuwon, Patrick Ewing, David Robinson czy Shaquille O'Neal. - Kiedy miałbym scharakteryzować Alonzo, to powiedziałbym, że to wojownik w każdym calu - mówi Pat Riley. - Żaden inny zawodnik nie zostawił na parkiecie takiej ilości potu, krwi oraz łez. Jako gracz oddał koszykówce wszystko i nigdy nie zawiódł.

Alonzo podczas swojego przemówienia nie zapomniał o dwóch trenerach, którzy mieli największy wpływ na jego karierę: - John Thompson tak naprawdę nauczył mnie więcej o życiu niż o baskecie. On traktował mnie bardziej jak syna niż zawodnika. Oddał mi cząstkę siebie tylko dlatego, żeby mieć pewność, iż nie zejdę na złą drogę. Jeśli chodzi o Rileya, to żaden inny szkoleniowiec nie potrafił aż tak zmotywować mnie do walki. On umiał wydobyć ze mnie najgłębsze pokłady energii. Właśnie dzięki niemu jestem teraz w tym miejscu.
[nextpage]

Warto odnotować, że w życiu "Zo" jest miejsce nie tylko na basket oraz rodzinę. Legendarny zawodnik Miami Heat od kilkunastu lat pracuje charytatywnie, stojąc wraz z żoną na czele Mourning Family Foundation. Głównym celem tej fundacji jest działanie na rzecz rozwoju edukacyjnego młodych ludzi wywodzących się z ubogich rodzin. Jeden z największych sukcesów organizacji Mourningów to otwarcie w 2003 roku centrum młodzieżowego zlokalizowanego w Overtown w Miami. - Moja mama zawsze powtarzała, że życie to sztuka wyborów. Jeśli nie masz wykształcenia, to inni mogą tobą sterować - mówi Tracy, małżonka Alonzo. - Ja bez pomocy innych nigdy nie byłbym w miejscu, w którym jestem. Dlatego bardzo się cieszę, że teraz mogę pomagać dzieciom - dodaje "Zo".

Overtown Youth Center to organizacja non-profit, która nie tylko dba o edukację młodych ludzi wywodzących się z trudnych środowisk, ale również stara się zapewnić im bezpieczeństwo. W tej chwili sprawuje pieczę nad ponad czterema setkami dzieciaków. - Mamy bogaty program zajęć pozalekcyjnych, dzięki któremu nie tylko pomagamy w nauce czytania i pisania, ale i zwracamy uwagę na takie rzeczy jak teatr czy taniec - opowiada Mourning. - Stawiamy też na rozwój umiejętności korzystania z komputera oraz lekkoatletykę. W wielu szkołach różne dodatkowe zajęcia są likwidowane z powodu cięć budżetowych, dlatego próbujemy poszerzać horyzonty naszych podopiecznych. Odnieśliśmy wielki sukces, gdyż sto procent tutejszych dzieciaków kończy szkołę średnią, z czego dziewięćdziesiąt procent idzie później na studia.

Kiedy Alonzo wspierał Baracka Obamę podczas jego pierwszej kampanii prezydenckiej, nikt nie sądził, że sportowcowi uda się nawiązać zażyłą relację z człowiekiem, który stał się najważniejszą osobą w Stanach Zjednoczonych. Polityka i filantropia nie mogą bez siebie żyć, dlatego panowie od czasu do czasu grywają razem w golfa i przy okazji rozmawiają o sporcie, swoich rodzinach oraz nowych pomysłach Mourning Family Foundation. - "Zo" to prawdziwy wojownik, który zawsze walczy o to, w co wierzy - mówi Obama. - Z powodu szacunku jakim go darzę, staram się zwracać do niego "panie prezydencie" - dodaje Alonzo. - W jego towarzystwie czuję się jednak bardzo komfortowo, dlatego czasem mówię mu po imieniu. Kilka razy nazwałem go więc "Barackiem". Ale tylko kilka.

Działalność charytatywna Mourninga została dostrzeżona również przez światowej sławy Fundację Laureus, której głównym celem jest poprawa jakości życia młodych ludzi przy pomocy sportu. Alonzo dołączył do szerokiego grona ambasadorów Laureus i stara się wywiązywać ze swojej roli najlepiej jak potrafi. - Sport pomaga zrozumieć różne aspekty życia - mówi. - Uczy bycia dobrym obywatelem, a także uczciwości i pracy zespołowej. To taka forma komunikacji z młodymi ludźmi, pomagająca im przystosować się do świata sterowanego przez korporacje.

Na drodze do upragnionego mistrzostwa NBA i miejsca w Koszykarskiej Galerii Sław, "Zo" mierzył się z wieloma zawodnikami, którzy również mają swoje miejsce wśród najwybitniejszych. W końcu zadebiutował on w lidze zawodowej w czasach, w których swoje najwspanialsze chwile przeżywała lwia część graczy legendarnego "Dream Teamu" z igrzysk olimpijskich w Barcelonie. Za swoich najtrudniejszych przeciwników środkowy rodem z Chesapeake uważa Michaela Jordana oraz Hakeema Olajuwona. - Nie sądzę, że muszę komukolwiek tłumaczyć, dlaczego "MJ" to najlepszy zawodnik jaki kiedykolwiek grał w basket - mówi. - Olajuwona stawiam natomiast tuż za nim ze względu na jego szybkość. Stając naprzeciw niego miałem wrażenie, że to niski skrzydłowy w ciele centra. Jedyną metodą na powstrzymanie Hakeema było odcięcie go od podań. Gdy dostawał piłkę w swoje ręce, to był nieprzewidywalny i niemal niemożliwy do zatrzymania.

Alonzo i Tracy doczekali się trójki dzieci - dwóch synów oraz córki. Najstarszy z potomstwa, Trey, próbuje pójść w ślady słynnego ojca i przebić się do pierwszej piątki uniwersyteckiej drużyny Georgetown Hoyas, prowadzonej przez Johna Thompsona III - syna TEGO Johna Thompsona. Chłopak mierzy już ponad 205 centymetrów i gra na pozycji skrzydłowego, lecz jak na razie pojawia się na parkiecie tylko sporadycznie. "Zo" z wypiekami na twarzy śledzi jego poczynania, ale chłopakowi nie jest łatwo ze względu na nazwisko, które generuje wobec niego dodatkowe oczekiwania. Czas pokaże czy z młodzieńca coś wyrośnie, choć warto zauważyć, że na poziomie szkół średnich radził on sobie naprawdę dobrze, notując w ostatnim sezonie w barwach Ransom Everglades średnio 29 punktów i 10 zbiórek.

"Zo" grał jako center, choć był nieco niższy niż statystyczny zawodnik na tej pozycji w jego czasach. Pomimo tego zawsze utrzymywał się w ścisłym topie środkowych, a niedobór centymetrów starał się nadrabiać siłą fizyczną oraz szybkością. Z powodzeniem rywalizował z takimi graczami jak Patrick Ewing, Shaquille O'Neal, David Robinson czy Hakeem Olajuwon. Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych pojedynki środkowych stanowiły ozdobę niezliczonej ilości spotkań, a dziś prawdziwych królów "pomalowanego" można policzyć na palcach jednej ręki. Alonzo strasznie nad tym ubolewa. - Zmienił się sposób postrzegania gry, a każdy center musi mieć dobrego nauczyciela - mówi. - Można mieć warunki fizyczne, ale każdy diament trzeba oszlifować. Ja miałem Billa Lassitera i Johna Thompsona. Teraz chłopaki grają dalej od kosza i stawiają na rzuty z wyskoku. Ja jednak uważam, że kluczem do sukcesu jest gra w "pomalowanym", co udowodnili San Antonio Spurs pokonując nas w finałowej serii w 2014 roku.

Alonzo Mourning to znakomity przykład dla wszystkich, którzy zmagają się w swoim życiu z różnymi przeciwnościami. Zarówno dla dzieci, jak i młodzieży oraz dorosłych. Wracając na parkiet po przeszczepie nerki i sięgając niedługo później po mistrzostwo NBA ostatecznie udowodnił, iż wszelkie ograniczenia istnieją jedynie w ludzkim umyśle. Dzięki swojemu talentowi do basketu zarobił tyle pieniędzy, że mieszka obecnie z rodziną w ogromnej, wartej cztery i pół miliona dolarów posiadłości w Pinecrest na Florydzie, lecz nie leży każdego dnia na kanapie przed telewizorem, chociaż mógłby to robić do końca swoich dni. "Zo" spełnia się jako mąż, ojciec, filantrop, a dodatkowo cały czas jest przy swoim ukochanym sporcie jako wiceprezydent ukochanego klubu. - Jestem podekscytowany tym co przyniesie przyszłość, gdyż uważam, że najlepsze jeszcze przede mną - powtarza.

Koniec.

Bibliografia: Miami Herald, Miami Today, Sports Illustrated, Alonzo Mourning i Dan Wetzel - Resilience: Faith, Focus, Triumph, laureus.com, politico.com, thechildrentrust.org.

Poprzednie części:
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. I
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. II
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. III
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. IV
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. V
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. VI
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. VII
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. VIII
Alonzo Mourning - człowiek ze stali cz. IX

Komentarze (1)
avatar
Mateusz Pietkiewicz
5.12.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Bardzo ciekawy cykl artykułów o nietuzinkowym zawodniku. Świetnie się czyta i z niecierpliwością czekam na dalsze!!! Pozdrawiam i gratuluję autorowi!