[b]
Karol Wasiek, Wirtualna Polska: Czy fakt bycia najmłodszym trenerem w PLK przeszkadza w pracy?[/b]
Kamil Sadowski, pierwszy trener AZS-u Koszalin: Kompletnie o tym nie myślę i nie zwracam na to uwagi. Mam wrażenie, że w poprzednim sezonie więcej się o tym mówiło i pisało. Proszę mi wierzyć, że nie mam żadnych problemów z zawodnikami. Czego mi brakuje?
Doświadczenia w trudnych sytuacjach. Szkoda, że nie mam asystenta, który mógłby mi pomóc w takich momentach. Staram się podglądać pracę innych trenerów, prowadzę notatki. Chcę przełożyć tę wiedzę "w życie". Nieraz jest ciężko, ale cieszę się z faktu, że mogę próbować, wprowadzać swoje pomysły. Ta lekcja w przyszłości zaowocuje.
Kamil Sadowski to kapitan i marynarz w jednym.
- Można tak powiedzieć. Od samego początku sezonu odpowiadałem za scouting. I tak też zostało. Połączyłem treningi ze scoutingiem. Nie chcę narzekać. Jestem zadowolony ze swojej roli.
ZOBACZ WIDEO Ligue1: AS Monaco ucieka rywalom [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
W poprzednim sezonie przejął pan drużynę po Davidzie Dedku, teraz po Piotrze Ignatowiczu. Warto było?
- Bardzo chciałem pozostać asystentem do końca tego sezonu. Nie mam parcia na to, żeby już być pierwszym szkoleniowcem. Przede mną jeszcze dużo pracy i nauki. Słyszałem takie głosy, że teraz trenerzy będą się bali mnie wziąć na asystenta, bo będę czyhał na ich miejsce. Nie ukrywam, że takie głosy mnie śmieszą. Warto spojrzeć na to, co dzieje się w Eurolidze. Tam główny szkoleniowiec ma 3-4 asystentów i to nie są ludzie od podawania piłek. To są często byli trenerzy - np. Kemzura u Blatta czy Maskoliunas w Żalgirisie. Dobrzy szkoleniowcy nie boją się brać takich asystentów, bo wiedzą, że to jest z korzyścią dla nich. Jeśli ktoś jest słabym trenerem, to się boi. Proste.
[b]
Zapytałem nieprzypadkowo, ponieważ tuż po objęciu zespołu czekały was z czołówką tabeli: Polski Cukier, Anwil, Stelmet i BM Slam Stal. Morderczy kalendarz.[/b]
- Jak spojrzałem w terminarz, to byłem tym faktem przerażony. Udało nam się wygrać z Polskim Cukrem i powalczyć z BM Slam Stalą, ale otrzymaliśmy także lekcje we Włocławku, Zielonej Górze i Sopocie. Prawda jest taka, że od momentu przejęcia zespołu tylko mecz z Siarką w domu wydawał się w miarę łatwy. Z tą drużyną zagramy o zwycięstwo, ale nie możemy ich zlekceważyć.
AZS gra już tylko o prestiż - w play-offach nie zagracie, a i utrzymanie w PLK jest już pewne. Jak w takim razie zmotywować zawodników do walki?
- Powiem to głośno: niektórzy zawodnicy myślą już o wakacjach. Nie będę wskazywał palcem, bo zawsze ktoś zaprzeczy, ale widzę, co dzieje się na treningach i meczach. W tamtym sezonie było podobnie. Koszykarze kalkulują, oszczędzają się, patrzą na kolejne rozgrywki. Ja na pewno nie odpuszczę, daję z siebie wszystko na każdym treningu. Ja też walczę o swoją przyszłość.
Mówił pan o notatkach, które pan sporządził w przeszłości. Z których najczęściej pan korzysta?
- Od każdego trenera coś wyciągnąłem. Najwięcej nauczyłem się w trakcie pobytu we Włocławku. Tam był Boban Mitev, ale i Krzysztof Szablowski, z którym pracowałem przez 10 lat. Mam z nim kontakt do dzisiaj. Później byli David Dedek, Roman Tymański w Asseco Gdynia. Zaprzyjaźniłem się także z Przemysławem Frasunkiewiczem, który był wtedy jeszcze zawodnikiem. Zaimponował mi ogromną wiedzą.
Frasunkiewicz debiutuje w tym sezonie w roli pierwszego trenera. Często ze sobą rozmawiacie?
- Tak, rozmawiamy. Staram się korzystać z jego doświadczenia. Przemek pomaga mi np. w relacjach ze starszymi zawodnikami.
Tęskni pan za Gdynią?
- Owszem. To piękne miasto..
[b]
Co by pan zrobił, gdyby zadzwonił telefon od Przemysława Frasunkiewicza: "Kamil, widzę ciebie z powrotem w Asseco"?[/b]
- Na pewno bym to poważnie przemyślał, bo Przemek Frasunkiewicz jest bardzo dobrym trenerem. Chciałbym w przyszłości u niego pracować.
Dlaczego?
- Ma charakter, pomysły i korzysta z wiedzy asystentów. Sam angażuje ich do jeszcze większej pracy. Motywuje. To jest fajne. Samo siedzenie z boku nic nie daje. To jest najgorsze dla asystenta.
Jak ocenia pan jego pracę w debiutanckim sezonie?
- W ogóle nie widać tego, że debiutuje w roli pierwszego trenera. Świetnie sobie radzi. Tym bardziej, że przed sezonem mówiono, iż nie wygra meczu, a on ma na swoim koncie dziewięć zwycięstw, a mógł mieć znacznie więcej, gdyby nie porażki w końcówkach z czołowymi zespołami w PLK. Postraszył gigantów: Stelmet, Anwil, Rosę. Podoba mi się, że nie boi się odważnie stawiać na młodych Polaków, którzy tak naprawdę debiutują w ekstraklasie: Konopatzkiego, Jankowskiego, Frąckiewicza. On w nich mocno wierzy.