NBA. To była wymiana ciosów w Staples Center. Świetny finisz i zwycięstwo Rockets nad Clippers

Getty Images / Harry How / Na zdjęciu: koszykarze Houston Rockets oraz trener Mike D'Antoni
Getty Images / Harry How / Na zdjęciu: koszykarze Houston Rockets oraz trener Mike D'Antoni

Prowadzenie zmieniało się 14 razy, Houston Rockets odrobili 17 punktów straty i triumfowali w Hollywood 122:117. Świetnie w końcówce meczu spisywał się duet Russell Westbrook - James Harden.

Houston Rockets w pewnym momencie tracili do Los Angeles Clippers nawet 17 punktów (48:65). Ale dla nich to żadna nowość, ostatnio byli w stanie odrobić 25 "oczek" straty do San Antonio Spurs, więc i w tym przypadku nie powinniśmy ich przekreślać. Okoliczności były oczywiście inne, a ponadto przyszło im mierzyć się z czołowym zespołem NBA. Rockets udowodnili jednak, że też trzeba ich zaliczyć do tego grona.

Gospodarze bardzo dobrze spisywali się do przerwy, co potwierdzał wynik 69:54. Ku zdziwieniu kibiców w hali Staples Center wszystko zmieniło się diametralnie po zmianie stron, bo Rockets w samej trzeciej kwarcie odrobili wszystkie straty, a nawet wyszli na prowadzenie 90:87.

Czwarta odsłona trzymała w niepewności aż do końca. To było świetne widowisko i uczta dla fanów. Obie z drużyn zaczęły budować zaliczki, po czym rywale niwelowali straty. Jako pierwsi byli to Rockets, którzy dzięki popisom Russella Westbrooka doprowadzili do wyniku 101:89.

ZOBACZ WIDEO MŚ w koszykówce. Polacy zagrali świetny turniej! Czas na igrzyska olimpijskie? "To będzie piekielnie trudne zadanie"

W odpowiedzi Landry Shamet trafił dwukrotnie za trzy, raz nawet z faulem, a następnie celne rzuty zza łuku dodali też Patrick Beverley i Paul George, a Clippers wyszli na prowadzenie 104:103! Gospodarze doprowadzili też do stanu 113:107 i wydawało się, że wszystko zmierza we właściwym dla nich kierunku. Ale tak się nie stało.

Houston zamknęli mecz zrywem 15-4 i triumfowali ostatecznie 122:117. James Harden dał potrzebny impuls, bo w ważnym momencie trafił dwukrotnie za trzy, dzięki czemu Teksańczycy mieli 116:113. Patrick Beverly popełnił szósty faul, a po wymianie zdań z Westbrook otrzymał też przewinienie techniczne i musiał udać się do szatni. P.J. Tucker dwoma skutecznymi wolnymi zwiększył zaliczkę Rockets do pięciu punktów (118:113) i to był kluczowy moment spotkania.

Kawhi Leonard chybił z półdystansu, Harden obsłużył podaniem Clinta Capelę, który wsadem wywindował drużynę z Houston na prowadzenie 120:113. Doc Rivers poprosił o przerwę, ale jego podopiecznym nie udało się już nic wskórać. - Jesteśmy zespołem, który walczy zawsze do końca. Cokolwiek by się nie działo. To leży w naszej naturze - mówił po meczu Russell Westbrook.

Prowadzenie zmieniło się 14 razy i to świadczy, jak ciekawie było w Staples Center. Wspomniany Russell Westbrook rzucił 40 punktów, miał 10 zbiórek i pięć asyst, a James Harden dodał 28 "oczek" oraz 10 kluczowych podań. "Brodacz" oddał tylko 16 rzutów, z których trafił osiem - w tym 5 na 11 za trzy.

Dla Clippers była to dziewiąta w sezonie, a druga porażka na własnym parkiecie. Paul George miał 34 punkty, a Kawhi Leonard 25, ale nie wystarczyło im to do pokonania przeciwników. Jeszcze na początku czwartej kwarty za drugi faul techniczny wyrzucony z parkietu został także Lou Williams. To było trzecie bezpośrednie spotkanie tych dwóch zespołów i drugie zwycięstwo Houston Rockets.

Czytaj także: Szok w Stambule. Zenit pokonał Fenerbahce. Świetny Mateusz Ponitka!
Czytaj także: 76ers przełamani u siebie. Miami Heat jako pierwsi zwyciężyli w Filadelfii!

Komentarze (0)