Gwiazdy od kuchni: Samuel Eto'o

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Barcelona to nie tylko Camp Nou i team, którego mottem jest "mes que un club", czyli "więcej niż klub". Stolica Katalonii to również morze, plaże, niezliczona liczba knajpek z muzyką, winem i tapas oraz dziewięć obiektów z listy światowego dziedzictwa UNESCO, z których aż siedem to dzieła architekta Antoniego Gaudiego. Naprawdę ciężko znaleźć człowieka, który nigdy nie słyszał nazw takich jak Sagrada Familia czy Park Guell. Samuel Eto'o w bordowo-granatowych barwach spędził pięć pięknych sezonów, a lista jego trofeów powiększyła się do naprawdę imponujących rozmiarów. "Czarna Perła" pracując pod skrzydłami Franka Rijkaarda oraz Pepa Guardioli trzykrotnie wygrywał Primera Division, raz Copa del Rey, dwukrotnie Superpuchar Hiszpanii oraz również dwukrotnie Ligę Mistrzów. Dodatkowo w latach 2004 i 2005 ponownie był najlepszym piłkarzem Afryki, a w sezonie 2005/06 sięgnął po Trofeo Pichichi, przyznawane królowi strzelców Primera Division. Obecność w najlepszych jedenastkach UEFA oraz FIFPro stanowiła natomiast tylko wisienkę na torcie.

Gdy "Czarna Perła" myśli o Barcelonie, najchętniej wspomina moment podpisania kontraktu, ale na murawie również przeżył wiele pięknych chwil jak ta z maja 2005 roku, gdy Blaugrana pokonała 2:0 Albacete. - Musieliśmy wygrać ten mecz, gdyż w przeciwnym wypadku mógł nas dogonić Real Madryt - opowiada. - Camp Nou pękało w szwach, wszyscy czekali na bramkę, która nie chciała paść. I wreszcie strzeliłem. Nie mogłem w to uwierzyć. Okazało się, że to my zdobędziemy Ligę! Jako gracz Barcy Eto'o deklarował pełne oddanie klubowi. Momentami starał się nawet za bardzo. Gdy na Camp Nou odbywała się fiesta z okazji wygrania Primera Division 2004/05, przemówił do kibiców dość... emocjonalnie, krzycząc do mikrofonu: - Madryckie dupki, pokłońcie się mistrzom! Występek ten kosztował go dwanaście tysięcy euro kary oraz oficjalne przeprosiny, lecz dzięki niemu Samuel stał się w świadomości fanów ekipy ze stolicy Katalonii kimś takim jak Luis Enrique - wielkim antimadridistą, na którego talencie Królewscy się nie poznali, i którego każdy gol jest aktem zemsty na byłym pracodawcy.

Eto'o był bohaterem Barcy w obu finałach Champions League, w jakich wystąpił w bordowo-granatowej koszulce. Dzięki jego trafieniu w 2006 roku na Stade de France Blaugrana wyrównała stan rywalizacji z Arsenalem Londyn, ale Samuel lepiej pamięta gola przeciwko Manchesterowi United z maja 2009 roku na Stadio Olimpico w Rzymie, dającego jego drużynie prowadzenie. - Przez kilka miesięcy marzyłem o tej bramce - wspomina. - Pamiętam, że tamtego dnia ojciec wysłał mi SMSa, którego czytałem przez jakieś sześć minut. Opowiadał mi o swoim życiu, o tym jak musiał walczyć. Wtedy postanowiłem wziąć byka za rogi, a tym bykiem był Manchester United. Jak strzeliłem gola, uderzyłem kilkakrotnie prawą dłonią w lewe przedramię. Chciałem w ten sposób pokazać, że w moich żyłach płynie krew mojego taty. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że to mój ostatni mecz w koszulce Barcelony.

"Czarna Perła" wystąpił w niewiele ponad 200 spotkaniach Barcy, strzelając w nich 129 goli i notując 35 asyst. Przez wielu uważany jest za jednego z najlepszych środkowych napastników, jakich miał klub, a on sam twierdzi, że na Camp Nou miał możliwość gry u boku aż trzech absolutnie genialnych zawodników: - Grałem z wieloma piłkarzami, ale tylko o trzech mogę powiedzieć, że są fenomenalni: Ronaldinho, Iniesta i Messi. Jak wychodziliśmy z tunelu na Camp Nou, mawiałem do Ronaldinho: "Czarnuchu, załatwimy ich!", na co on odpowiadał: "Ty biegaj, bo piłka zawsze do ciebie doleci!". Wiele razy widzieliśmy jak się męczy, ale to dzięki niemu kibice odzyskali nadzieję na sukcesy. Niewielu piłkarzy zapisało się w ten sposób w historii Barcelony. Eto'o jako zawodnik Blaugrany pracował przez cztery sezony pod okiem Franka Rijkaarda i tylko przez jedne rozgrywki z Pepem Guardiolą. To właśnie ten drugi sprawił, że klub w krótkim czasie wygrał wszystkie możliwe trofea, lecz Samuel ma zupełnie inne zdanie co do kunsztu obu jegomościów niż to głoszone przez ogół bordowo-granatowej społeczności.

- Rijkaard był w pewnym momencie najlepszym trenerem, jakiego mogła mieć Barcelona - uważa Eto'o. - Ale po tylu triumfach on po prostu nie umiał nas w jakikolwiek sposób skarcić. Prawda jest taka, że bardzo nadużyliśmy jego zaufania - dodaje, mając zapewne na myśli sytuację, gdy w lutym 2007 roku odmówił wejścia na boisko z ławki, tłumacząc się później brakiem rozgrzewki. Samuel słynie z twardego charakteru oraz głośnego wyrażania swojego zdania. Kameruńczyk wielokrotnie był ofiarą rasistowskich okrzyków kibiców. Podczas wyjazdowego meczu z Realem Saragossa zagroził sędziemu, że jeśli ten będzie tolerował naśladowanie odgłosów wydawanych przez małpy, to zejdzie z murawy. Arbiter przerwał spotkanie na kilka minut i przy pomocy stadionowego systemu nagłośnienia poinformował publiczność o zamiarach napastnika Barcy. - Gdyby on zszedł w tym spotkaniu z boiska, ja zrobiłbym to samo - mówi Ronaldinho. - Tego rodzaju sytuacje nie powinny mieć miejsca. Musimy próbować wyeliminować takie zachowanie z piłkarskich boisk.

Eto'o nie lubi owijać w bawełnę, a to sprawiło, że niełatwo współpracowało mu się z Pepem Guardiolą, z którym popadł w konflikt już na początku jego kadencji w Barcelonie. Nowy coach przychodząc do klubu zaczął robić "czystki", pozbywając się w pierwszej kolejności Ronaldinho oraz Deco, których podejście do obowiązków uważał za główną przyczynę popadnięcia zespołu w dołek po wygraniu Champions League na Stade de France w Paryżu. Pep w tym samym czasie chciał się również pozbyć z drużyny Eto'o, ale ostatecznie napastnik został w Barcelonie jeszcze na rok. Relacje panujące pomiędzy mężczyznami nie były jednak przyjacielskie. - Guardiola chciał udzielać mi rad dotyczących roli napastnika - żali się Samuel. - Tymczasem on nigdy nie grał na tej pozycji. Od początku pytałem go, czy to ma sens. Powiedziałem mu też, że nigdy nie był wybitnym zawodnikiem, a kluczem do sukcesów Barcy jestem ja. Miał pecha, bo od razu pokazałem, na co mnie stać. W towarzyskim meczu z Chivas Verona wszedłem na dwadzieścia minut i strzeliłem trzy gole.

Inter Mediolan pytał o możliwość pozyskania "Czarnej Perły" jeszcze latem 2008 roku, a Barca sondowała wówczas możliwość pozyskania z Nerazzurrich Zlatana Ibrahimovicia. Katalończycy chcieli przedłużyć kontrakt z Kameruńczykiem, ale ostatecznie nie uczynili tego nie tylko ze względu na konflikt z Guardiolą, ale również z powodu zbytniej chciwości piłkarza, który za prolongowanie umowy do czerwca 2012 roku życzył sobie sowitej podwyżki. Natomiast gdy Manchester City wyłożył na stół trzydzieści milionów euro, napastnik zażądał od Barcy połowę tej kwoty jako bonus za zgodę na transfer. W innym wypadku zawodnik rok później stałby się tzw. wolnym agentem i bordowo-granatowi na ewentualnej zmianie przez niego barw klubowych nie zarobiliby ani grosza. W lipcu 2009 roku sytuacja wreszcie się wyjaśniła i Eto'o zaakceptował przenosiny do Interu Mediolan. W przeciwnym kierunku, do Barcelony, powędrował natomiast "Ibrakadabra", za którego Duma Katalonii dopłaciła jeszcze czterdzieści pięć milionów euro. Transakcja na pierwszy rzut oka wydawała się uczciwa, lecz gdy pytało się Samuela o atmosferę, w jakiej się rozstał z Barcą, to Kameruńczyk nie miał uśmiechu na twarzy.

- Nigdy nie sądziłem, że moje odejście z Barcelony będzie takie trudne - opowiada. - Kilkakrotnie zostałem bardzo niesprawiedliwie potraktowany. W świecie futbolu jest tak, że kiedy gra ci nie wychodzi, to musisz odejść. Jednak moje poświęcenie dla tego klubu było ogromne. Czy któryś z kolegów wstawił się za mną, kiedy mówiono, że ze względu na mój charakter muszę opuścić klub? Nie. Odkąd odszedłem, postanowiłem jednak nie mówić niczego, co mogłoby zaszkodzić moim kolegom, bo życzę im, żeby wygrali wszystko co się da. Ale jestem też bardzo rozczarowany postępowaniem niektórych ludzi. Jeżeli powiedziałbym, że mam na myśli tylko dwie osoby, byłoby wiadomo, że chodzi o Guardiolę i Laportę. Ale tych ludzi jest więcej. Znacznie więcej osób związanych z Barcą mnie oszukało.

W związku z odejściem Samuela z Camp Nou fani mieli mieszane uczucia. Z jednej strony były słowa Kameruńczyka, lecz z drugiej miał on również wiele za uszami, a Pep Guardiola prowadził drużynę mądrze i po sukcesach jakie z nią odniósł trudno było dyskutować z jego zdaniem. To w kwestii Eto'o było natomiast jednoznaczne: - Samuel to fantastyczny gracz, dlatego rozumiem, że ludzie pytają o powody, dla których musi zmienić otocznie. Tu nie chodzi o futbol, a o uczucia. Nie jestem w stanie nikogo przekonać do zmiany charakteru, lecz mogę wybrać zawodników, na których będę stawiał w najbliższym sezonie. Wiele ostatnio wygraliśmy i nadszedł czas na przewietrzenie szatni. Podjąłem tę decyzję na podstawie wieloletniego doświadczenia w roli zawodnika. "Czarna Perła" nigdy jednak nie zaakceptował tłumaczeń Guardioli i uważał swoje wydalenie ze stolicy Katalonii za sprawę z drugim dnem. - Jeżeli ktoś jest prawdziwym facetem, to mówi: "Uważam tak i tak, takie jest moje zdanie, koniec, kropka" - twierdzi Eto'o. - Prawda jest taka, że o wielu rzeczach dowiedziałem się z prasy. Postępowali ze mną tak, jakby czegoś się bali. Coś ukrywali. Zupełnie jakby o niektórych rzeczach zdecydowano już dawno temu. Co do Joana, on już wszystko wie. Nigdy nie powiem do kamery tego, co mam mu za złe. Ostatni raz jak z nim rozmawiałem, zapewniłem go: "Nigdy cię nie oszukam i zawsze będę cię bronił". Ale Laporta i Guardiola nie są jedynymi ludźmi, którzy rządzą w klubie. Jest wiele osób działających z ukrycia.

Odejść z Barcy nigdy nie jest łatwo. - Piłkarze przychodzą i odchodzą, ale klub pozostaje ten sam - mówi Eto'o. - Zawsze powtarzam, że jestem dumny z faktu, że nosiłem na sobie koszulkę Barcelony. Proszę więc o to, aby kibice dalej wspierali Barcę, bo dla mnie jest to najlepszy klub na świecie. W Mediolanie Samuel trafił jednak również do bardzo konkurencyjnego zespołu, w którym występowali piłkarze tacy jak Javier Zanetti, Lucio, Thiago Motta, Wesley Sneijder, Julio Cesar, Maicon, Esteban Cambiasso, Diego Milito czy Mario Balotelli. Szkoleniowcem Nerazzurrich był wówczas... Jose Mourinho. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie wypowiedź Kameruńczyka z 2006 roku, kiedy to po dwumeczu pomiędzy Barceloną a Chelsea zarzekał się, że nigdy nie założy koszulki klubu prowadzonego przez tego Portugalczyka. - Przed moim przybyciem do Interu nie znaliśmy się osobiście, więc nasze relacje były dość napięte - tłumaczy "Czarna Perła".

Mediolan słynie z zabytkowego teatru La Scala, otwartego jeszcze w XVIII wieku, ale Samuel Eto'o pokazy artystyczne miał dawać nie w gmachu zaprojektowanym przez Giuseppe Piermariniego, a na Stadionie Giuseppe Meazzy, gdzie swoje mecze rozgrywali Nerazzurri. Kameruńczyk przybył do klubu jako następca Zlatana Ibrahimovicia, ale przed parafowaniem umowy odbył wnikliwą rozmowę z Jose Mourinho dotyczącą swojej roli w zespole, a kibicom i mediom oświadczył, że nie chce być porównywany do Szweda. I miał rację, bo z "Ibrakadabrą" czarno-niebiescy nie byli w stanie triumfować w Champions League, a z Eto'o w składzie udało im się to już w sezonie 2009/10. Co ciekawe, podopieczni "The Special One" w półfinale wyeliminowali wówczas... FC Barcelonę! "Czarna Perła" na Giuseppe Meazza spędził pełne dwa sezony, podczas których wystąpił w 101 meczach, zdobywając 53 gole i notując 22 asysty. Oprócz zwycięstwa w Lidze Mistrzów, sięgnął z Interem po pięć trofeów: mistrzostwo Włoch, dwukrotnie Coppa Italia, Superpuchar Włoch oraz klubowe mistrzostwo świata. - Eto' jest fantastyczny - komplementował Kameruńczyka Massimo Moratti, prezydent Nerazzurrich. - Nie mam nic przeciwko Ibrahimoviciowi, ale naprawdę dobrze wyszliśmy na tym transferze.
Samuel Eto'o Samuel Eto'o
Co najważniejsze, w Mediolanie Samuel nie stanowił jedynie uzupełnienia składu, jak to zwykle bywa z zawodnikami odchodzącymi z Barcelony, a odgrywał pierwszoplanową rolę. Trafiał do bramki na wszystkich frontach, stając się jednocześnie pierwszym zawodnikiem, który wygrał tryplet w dwóch następujących po sobie sezonach. Potrafił dostosować się do systemu 4-2-3-1, w którym często to nie on był najbardziej wysuniętym napastnikiem. Dodatkowo otrzymał nagrodę dla najlepszego piłkarza Afryki za rok 2010. Należy też dodać, że podczas pobytu w stolicy mody Kameruńczyk całkowicie zmienił swoje zdanie na temat pewnego Portugalczyka. - Jest tylko jeden Jose Mourinho - mówił. - Grałem pod wodzą wielu trenerów, ale nie ma na świecie drugiej tak wyjątkowej postaci. Nic więc dziwnego, że po opuszczeniu Interu przez "The Special One" Samuel wytrwał na Giuseppe Meazza zaledwie jeden sezon. Po zakończeniu kampanii 2010/11 "Czarna Perła" za dwadzieścia siedem milionów euro został wytransferowany do... Anży Machaczkała.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×