Gwiazdy na gwiazdkę: Alfabet reprezentanta

Piłka Nożna
Piłka Nożna
Marta. Żona. Małżeństwem są od ponad pięciu lat. Znają się całe życie, od podstawówki. Mieszkali na tym samym osiedlu. Na początku wręcz się nie znosili. Kamil dokuczał koleżance, więc często ich mamy były wzywane do szkoły. - Zamiast na kawie spotykały się w gabinecie dyrektora - opowiadał piłkarz. Trwało to do trzeciej klasy gimnazjum. Wtedy przestał dokuczać, a zaczął kochać i od tej pory są parą. W dniu kiedy Polska grała ze Szwajcarią o ćwierćfinał Euro 2016 obchodzili piątą rocznicę ślubu. - To twardziel o gołębim sercu, trochę wstydliwy - mówi Marta. Ślub brali w tym samym, starym kościółku na jastrzębskim osiedlu, w którym byli ochrzczeni i przystępowali do komunii. W tym samym, w którym uświęcane są wszystkie rodzinne wydarzenia, i w którym ochrzcili swoją dziś już trzyletnią córeczkę Victorię. Lubią odpoczywać w cichych miejscach. Od pewnego czasu również w domu w Skorupkach na Mazurach, tuż nad jeziorem Tałty. To dobre miejsce, by się wyciszyć i powędkować. Tak naprawdę powędkować, a nie tak jak przed laty z ojcem… - To raczej nie był normalny odpoczynek, tylko zabawy z dynamitem wynoszonym przez znajomych górników. Szliśmy nad kopalniany staw, sznur uczepiony był do słoika wypełnionego materiałem wybuchowym. Spuszczaliśmy go do wody i podpalaliśmy. Za chwilę wszystkie rybki były na powierzchni. Podpływało się pontonem, zgarniało i robota skończona. Później te ryby się jadło, rozdawało lub sprzedawało. Ojciec szedł do baru i pozbywał wszystkiego w jeden wieczór. Miał za co pić. Dla mnie to była dobra zabawa i czas, którego już nie spędzimy razem - opowiadał Kamil w albumie "W kadrze" wydanym przez "Przegląd Sportowy".

Nawałka. Adam, selekcjoner reprezentacji Polski. Właściwie od początku jego kadencji Kamil jest ostoją defensywy, jednym z tych, od których rozpoczyna ustalanie składu.

Ogbonna. Angelo. Z nim tworzył parę stoperów w Torino. Ogbonna był też zastępcą kapitana drużyny Rolando Bianchiego. Ten w końcu odszedł do Bologny, czarnoskóry stoper zaś do Juventusu, wiec kapitańska opaska musiała trafić do kogoś innego. Trener Giampiero Ventura miał swojego faworyta, a jego typ pokrywał się z typem kibiców. Kamil założył więc opaskę Byków, a tifosi śpiewali: "C'e solo un capitano" - jest tylko jeden kapitan… Glik został pierwszym zagranicznym kapitanem (nie licząc dwóch Szwajcarów przed stu laty) w skomplikowanej, pięknej i tragicznej historii niezwykłego klubu. Założył opaskę, jak przed nim czynili to między innymi Giorgio Ferrini, Enzo Bearzot i nade wszystko Valentino Mazzola.

Pontus. Janusz. Założyciel WSP Wodzisław Śląski, przez wiele lat mający wpływ na piłkarskie losy Glika. Już po tzw. epizodzie hiszpańskim reprezentował piłkarza w rozmowach transferowych z Piastem. Wtedy o Kamilu myślała również Wisła Kraków, także Legia, choć oferowała występy tylko w Młodej Ekstraklasie. Anglicy ze Stoke City zapewniali pół miliona euro rocznego kontraktu, tymczasem piłkarz odmówił. Po hiszpańskich przygodach chciał przede wszystkim grać, i dlatego trafił do Piasta. Na początku nie olśniewał, z czasem stał się kluczowym zawodnikiem. Grał krótko, przez dwa sezony, ale związał się z klubem emocjonalnie. Kiedy już trafił do reprezentacji Polski na ochraniaczach prezentował wytłoczony herb Piasta.

Raul Gonzalez. Kolega z drużyny. No bez przesady - może z klubu. W tym samym czasie byli w Realu Madryt, chociaż Kamil jako 19-latek terminował w zespole C. Kilka razy jednak polskiemu obrońcy zdarzyło się uczestniczyć w treningu z gwiazdami. Raul akurat miał w sobie najmniej z tego gwiazdorstwa, skoro potrafił dopytywać się czy młodemu Polakowi czegoś nie potrzeba i czy w czymś może mu pomóc… Z madryckich czasów została Kamilowi jeszcze ksywka: Ramos. Zresztą jeszcze niedawno nie miał żadnych wątpliwości, że właśnie Sergio Ramos jest najlepszym środkowym obrońcą świata.

Tata. Czyli Jacek Glik. Zmarł w wieku 42 lat. Kiedy odszedł, syn akurat z Piastem grał przeciwko Wiśle. Koniecznie chciał wyjść na boisko i zagrać właśnie dla ojca, swojego wiernego kibica. Ich relacje były jednak skomplikowane. Właściwie najlepiej i najpełniej opisał je sam zawodnik w wywiadzie z dziennikarzami "Przeglądu Sportowego", który ukazał się we wspomnianym albumie "W kadrze"… - Miałem trudne dzieciństwo. Tata pracował w kopalni, rzadko go widywałem. Kiedy byłem w podstawówce, wyjechał do Niemiec. Tam były lepsze zarobki. Miał niemiecki paszport i mógł sobie na to pozwolić. Widywaliśmy go raz na półtora- dwa miesiące. Z bratem czekaliśmy na prezenty, żelki. Niemieckie słodycze były rarytasem, szczególnie u nas w Jastrzębiu. Kiedy tata kupił mi PlayStation, na osiedlu byłem królem. Dał mi dres Bayernu Monachium. Wyjątkowy, oryginalny, adidasa... Nikt takiego nie miał. Inni mogli co najwyżej kupić podróbkę. Dzięki tacie i jego pracy za granicą chwilami czuliśmy smak bogactwa… Kolejne pytanie: co to znaczy normalna rodzina? - Taka, w której są ojciec, matka, niczego jej nie brakuje. Wszyscy może nie siedzą na złotej kanapie, ale sytuacja jest stabilna. W moim domu nie było normalnie. Ojciec dużo pił, kłócił się z mamą. Z bratem musieliśmy na to patrzeć, czasem reagowałem, choć mając 15-16 lat, trudno coś zrobić. Mama dzwoniła po policję, mówiła, że tata jest agresywny i pijany. Przyjeżdżali, kończyło się na upomnieniach. Na osiedlu takich wezwań było wiele, dla policji standardowa sytuacja. Dla mnie też, byłem do tego przyzwyczajony. Następnego dnia jakby nigdy nic wychodziliśmy z ojcem na boisko i graliśmy w piłkę. Zazwyczaj tak to wyglądało, kiedy na tydzień, półtora tygodnia wracał do Polski. Do awantur nie dochodziło codziennie, ale ze dwa-trzy razy na jego wizytę. Wielu spraw nie rozumiałem. Wiedziałem, że ma problemy, chciał się leczyć, ale pomagało mu to na chwilę. Po kilku miesiącach wszystko wracało. Jego problemy z alkoholem narastały. Kulminacja nastąpiła, kiedy wyjechał do Niemiec. Nie było mu łatwo. Mieszkał sam, pewnie to przeżywał. Kto nie jest mocny psychicznie, w takich momentach sięga po alkohol. On nie był. Miał zawał. Odszedł jako 42-latek. Próbował się leczyć, jednak wytrwał tylko chwilę. Pracował jeszcze w kopalni w Czechach, ale brakowało mu determinacji. Mijały trzy-cztery miesiące i wracał do picia... Mówiłem: "Tato, przyjdź dziś trzeźwy". Wystarczało na kilka dni. Namawialiśmy go na różne terapie. Czasem je rozpoczynał, ale po tygodniu wracał do picia. Zrobiliśmy tyle, ile byliśmy w stanie…

Urbano Cairo. Prezydent Torino. - Mam z nim bardzo dobry kontakt, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że wręcz koleżeński - opowiadał zawodnik. To szef oddany swojej robocie, lubiący swoich piłkarzy, jeżdżący z nimi właściwie na wszystkie mecze. Boss Torino zrobił świetny interes na Polaku. Kupił go z Palermo za trochę ponad 2 miliony euro, sprzedał zarabiając pięć razy tyle.

Ventura. Giampiero, trener Kamila w Bari i Torino, obecnie selekcjoner reprezentacji Włoch. - To trener, któremu zawdzięczam jeśli nie najwięcej, to na pewno bardzo dużo. Pozwolił mi dorosnąć jako piłkarzowi, rozwinąć się - mówi Glik. Razem święcili awans do Serie A, europejskich pucharów i pierwsze od 20 lat derbowe zwycięstwo nad Juventusem. A trzeba być turyńczykiem, by wiedzieć co znaczy rywalizacja obu klubów. Kamil ze swoim charakterem pasował idealnie do derbowej wojny między tradycją Granaty a bogactwem spod znaku Fiata. Fani z Curva Maratona nim zaczęli skandować: Glik, Glik, Glik przy każdym rzucie rożnym, pokochali go najpierw za… czerwone kartki. W meczach z Juve wylatywał z boiska, grał tak ostro, że aż kości trzeszczały. To był ich wojownik, człowiek który nie czuł respektu przed pasiastą koszulką Juve, wzbudzającą strach w całych Włoszech. Nawiasem mówiąc w swoim pierwszym sezonie w Serie A w barwach Torino uzbierał 8 żółtych i 2 czerwone kartki. W rekordowym - 12 żółtych.
Willy Peyote. Raper z Turynu, fan piłki nożnej. Też pokochał Polaka, do tego nawet stopnia, że na jego cześć skomponował utwór. Kpi w nim z lalusiowatych piłkarzy, miękkiej gry, gloryfikuje ludzi z krwi i kości, piłkarzy autentycznych duszą i sercem, nieustannie przywołując nazwisko reprezentanta Polski. "Pieprzyć radykalny szyk, pozostaniemy hardkorowi jak Kamil Glik" - śpiewa Peyote.
X. Wszyscy ważni dla Kamila ludzie, którzy w alfabecie się nie zmieścili. Szymon Matuszek, brat Mateusz, dziadkowie ze strony mamy, Dariusz Fornalak, Damian Seweryn i wielu, wielu innych…

Young. Angus. Lider AC/DC - kapeli, którą Kamil od dawna lubił. "Thunderstruck" to jeden z kawałków, przy którym koncentruje się wychodząc na ważny mecz.

Zichlarz. Michał. Dziennikarz i przyjaciel Kamila, a przede wszystkim autor znakomitej biografii reprezentanta Polski "Liczy się charakter". Wykonał tytaniczną pracę zbierając materiały, Kamil ograniczył się właściwie do sprawdzenia faktów. Wyszła szczera, momentami mocna książka, która - przyznajemy - stanowiła podstawę do napisania tego alfabetu. - Na pewno decydując się na opublikowanie książki nie kierowałem się motywacją finansową - mówił "PN" reprezentant Polski. - Mam wrażenie, że jest w niej wszystko. Zwłaszcza że opowiada więcej o moim życiu prywatnym niż zawodowym. To pozycja zdecydowanie bardziej gorzka niż słodka...

Zbigniew Mucha

Oglądaj rozgrywki francuskiej Ligue 1 na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×