Gwiazdy na gwiazdkę: Alfabet reprezentanta
Nawałka. Adam, selekcjoner reprezentacji Polski. Właściwie od początku jego kadencji Kamil jest ostoją defensywy, jednym z tych, od których rozpoczyna ustalanie składu.
Ogbonna. Angelo. Z nim tworzył parę stoperów w Torino. Ogbonna był też zastępcą kapitana drużyny Rolando Bianchiego. Ten w końcu odszedł do Bologny, czarnoskóry stoper zaś do Juventusu, wiec kapitańska opaska musiała trafić do kogoś innego. Trener Giampiero Ventura miał swojego faworyta, a jego typ pokrywał się z typem kibiców. Kamil założył więc opaskę Byków, a tifosi śpiewali: "C'e solo un capitano" - jest tylko jeden kapitan… Glik został pierwszym zagranicznym kapitanem (nie licząc dwóch Szwajcarów przed stu laty) w skomplikowanej, pięknej i tragicznej historii niezwykłego klubu. Założył opaskę, jak przed nim czynili to między innymi Giorgio Ferrini, Enzo Bearzot i nade wszystko Valentino Mazzola.
Pontus. Janusz. Założyciel WSP Wodzisław Śląski, przez wiele lat mający wpływ na piłkarskie losy Glika. Już po tzw. epizodzie hiszpańskim reprezentował piłkarza w rozmowach transferowych z Piastem. Wtedy o Kamilu myślała również Wisła Kraków, także Legia, choć oferowała występy tylko w Młodej Ekstraklasie. Anglicy ze Stoke City zapewniali pół miliona euro rocznego kontraktu, tymczasem piłkarz odmówił. Po hiszpańskich przygodach chciał przede wszystkim grać, i dlatego trafił do Piasta. Na początku nie olśniewał, z czasem stał się kluczowym zawodnikiem. Grał krótko, przez dwa sezony, ale związał się z klubem emocjonalnie. Kiedy już trafił do reprezentacji Polski na ochraniaczach prezentował wytłoczony herb Piasta.
Raul Gonzalez. Kolega z drużyny. No bez przesady - może z klubu. W tym samym czasie byli w Realu Madryt, chociaż Kamil jako 19-latek terminował w zespole C. Kilka razy jednak polskiemu obrońcy zdarzyło się uczestniczyć w treningu z gwiazdami. Raul akurat miał w sobie najmniej z tego gwiazdorstwa, skoro potrafił dopytywać się czy młodemu Polakowi czegoś nie potrzeba i czy w czymś może mu pomóc… Z madryckich czasów została Kamilowi jeszcze ksywka: Ramos. Zresztą jeszcze niedawno nie miał żadnych wątpliwości, że właśnie Sergio Ramos jest najlepszym środkowym obrońcą świata.
Tata. Czyli Jacek Glik. Zmarł w wieku 42 lat. Kiedy odszedł, syn akurat z Piastem grał przeciwko Wiśle. Koniecznie chciał wyjść na boisko i zagrać właśnie dla ojca, swojego wiernego kibica. Ich relacje były jednak skomplikowane. Właściwie najlepiej i najpełniej opisał je sam zawodnik w wywiadzie z dziennikarzami "Przeglądu Sportowego", który ukazał się we wspomnianym albumie "W kadrze"… - Miałem trudne dzieciństwo. Tata pracował w kopalni, rzadko go widywałem. Kiedy byłem w podstawówce, wyjechał do Niemiec. Tam były lepsze zarobki. Miał niemiecki paszport i mógł sobie na to pozwolić. Widywaliśmy go raz na półtora- dwa miesiące. Z bratem czekaliśmy na prezenty, żelki. Niemieckie słodycze były rarytasem, szczególnie u nas w Jastrzębiu. Kiedy tata kupił mi PlayStation, na osiedlu byłem królem. Dał mi dres Bayernu Monachium. Wyjątkowy, oryginalny, adidasa... Nikt takiego nie miał. Inni mogli co najwyżej kupić podróbkę. Dzięki tacie i jego pracy za granicą chwilami czuliśmy smak bogactwa… Kolejne pytanie: co to znaczy normalna rodzina? - Taka, w której są ojciec, matka, niczego jej nie brakuje. Wszyscy może nie siedzą na złotej kanapie, ale sytuacja jest stabilna. W moim domu nie było normalnie. Ojciec dużo pił, kłócił się z mamą. Z bratem musieliśmy na to patrzeć, czasem reagowałem, choć mając 15-16 lat, trudno coś zrobić. Mama dzwoniła po policję, mówiła, że tata jest agresywny i pijany. Przyjeżdżali, kończyło się na upomnieniach. Na osiedlu takich wezwań było wiele, dla policji standardowa sytuacja. Dla mnie też, byłem do tego przyzwyczajony. Następnego dnia jakby nigdy nic wychodziliśmy z ojcem na boisko i graliśmy w piłkę. Zazwyczaj tak to wyglądało, kiedy na tydzień, półtora tygodnia wracał do Polski. Do awantur nie dochodziło codziennie, ale ze dwa-trzy razy na jego wizytę. Wielu spraw nie rozumiałem. Wiedziałem, że ma problemy, chciał się leczyć, ale pomagało mu to na chwilę. Po kilku miesiącach wszystko wracało. Jego problemy z alkoholem narastały. Kulminacja nastąpiła, kiedy wyjechał do Niemiec. Nie było mu łatwo. Mieszkał sam, pewnie to przeżywał. Kto nie jest mocny psychicznie, w takich momentach sięga po alkohol. On nie był. Miał zawał. Odszedł jako 42-latek. Próbował się leczyć, jednak wytrwał tylko chwilę. Pracował jeszcze w kopalni w Czechach, ale brakowało mu determinacji. Mijały trzy-cztery miesiące i wracał do picia... Mówiłem: "Tato, przyjdź dziś trzeźwy". Wystarczało na kilka dni. Namawialiśmy go na różne terapie. Czasem je rozpoczynał, ale po tygodniu wracał do picia. Zrobiliśmy tyle, ile byliśmy w stanie…
Urbano Cairo. Prezydent Torino. - Mam z nim bardzo dobry kontakt, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że wręcz koleżeński - opowiadał zawodnik. To szef oddany swojej robocie, lubiący swoich piłkarzy, jeżdżący z nimi właściwie na wszystkie mecze. Boss Torino zrobił świetny interes na Polaku. Kupił go z Palermo za trochę ponad 2 miliony euro, sprzedał zarabiając pięć razy tyle.
Ventura. Giampiero, trener Kamila w Bari i Torino, obecnie selekcjoner reprezentacji Włoch. - To trener, któremu zawdzięczam jeśli nie najwięcej, to na pewno bardzo dużo. Pozwolił mi dorosnąć jako piłkarzowi, rozwinąć się - mówi Glik. Razem święcili awans do Serie A, europejskich pucharów i pierwsze od 20 lat derbowe zwycięstwo nad Juventusem. A trzeba być turyńczykiem, by wiedzieć co znaczy rywalizacja obu klubów. Kamil ze swoim charakterem pasował idealnie do derbowej wojny między tradycją Granaty a bogactwem spod znaku Fiata. Fani z Curva Maratona nim zaczęli skandować: Glik, Glik, Glik przy każdym rzucie rożnym, pokochali go najpierw za… czerwone kartki. W meczach z Juve wylatywał z boiska, grał tak ostro, że aż kości trzeszczały. To był ich wojownik, człowiek który nie czuł respektu przed pasiastą koszulką Juve, wzbudzającą strach w całych Włoszech. Nawiasem mówiąc w swoim pierwszym sezonie w Serie A w barwach Torino uzbierał 8 żółtych i 2 czerwone kartki. W rekordowym - 12 żółtych.
Willy Peyote. Raper z Turynu, fan piłki nożnej. Też pokochał Polaka, do tego nawet stopnia, że na jego cześć skomponował utwór. Kpi w nim z lalusiowatych piłkarzy, miękkiej gry, gloryfikuje ludzi z krwi i kości, piłkarzy autentycznych duszą i sercem, nieustannie przywołując nazwisko reprezentanta Polski. "Pieprzyć radykalny szyk, pozostaniemy hardkorowi jak Kamil Glik" - śpiewa Peyote.
X. Wszyscy ważni dla Kamila ludzie, którzy w alfabecie się nie zmieścili. Szymon Matuszek, brat Mateusz, dziadkowie ze strony mamy, Dariusz Fornalak, Damian Seweryn i wielu, wielu innych…
Young. Angus. Lider AC/DC - kapeli, którą Kamil od dawna lubił. "Thunderstruck" to jeden z kawałków, przy którym koncentruje się wychodząc na ważny mecz.
Zichlarz. Michał. Dziennikarz i przyjaciel Kamila, a przede wszystkim autor znakomitej biografii reprezentanta Polski "Liczy się charakter". Wykonał tytaniczną pracę zbierając materiały, Kamil ograniczył się właściwie do sprawdzenia faktów. Wyszła szczera, momentami mocna książka, która - przyznajemy - stanowiła podstawę do napisania tego alfabetu. - Na pewno decydując się na opublikowanie książki nie kierowałem się motywacją finansową - mówił "PN" reprezentant Polski. - Mam wrażenie, że jest w niej wszystko. Zwłaszcza że opowiada więcej o moim życiu prywatnym niż zawodowym. To pozycja zdecydowanie bardziej gorzka niż słodka...
Zbigniew Mucha
Oglądaj rozgrywki francuskiej Ligue 1 na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)