Wisła Kraków została "wykiVanna". Klub istnieje dziś tylko teoretycznie

Maciej Kmita
Maciej Kmita
Do godziny zero przelewu nie zaksięgowano, a nowy właściciel nie przedstawił też poprzedniemu dokumentu potwierdzającego jego wysłanie. W piątek Towarzystwo Sportowe "Wisła" milczało, a w sobotę rano wydało komunikat, w którym potwierdziło, że Hartling i Ly nie wywiązali się z obowiązku. W sobotę po południu natomiast doszło do akcji dezinformacyjnej. Około godziny 17:00 wiadomość o tym, że długo wyczekiwany przelew dotarł do klubu, podali niezależnie od siebie z reguły dobrze poinformowani Marek Balawajder z RMF FM i Piotr Wołosik z "Przeglądu Sportowego". Wisła nie potwierdziła tej informacji, a wręcz przeciwnie: opublikowała oświadczenie Hartlinga, który stwierdził, że pieniądze nadal nie trafiły na konto piłkarskiej spółki, ale wyraził nadzieję, że pojawią się 31 grudnia.

W sobotę, 29 grudnia, minął kolejny termin przedstawienia TS "Wisła" potwierdzenie wykonania przelewu. Ly i Hartling go nie przedstawili, przez co TS "Wisła" zyskało możliwość anulowania transakcji. Tymczasem w niedzielę wieczorem kierowana już przez Pietrowskiego Wisła SA poinformowała, że Ly poważnie zachorował podczas piątkowego lotu przez Atlantyk. "Dlatego też nikt nie był w stanie się z nim skontaktować. Wyżej wymienione podmioty robią wszystko, co możliwe, aby zgodnie z planem pozytywnie zakończyć proces nabycia klubu" - podano w komunikacie.


Ale skoro Ly rozchorował się w piątek, to zgodnie z zapewnianiami Hartlinga i Pietrowskiego, pieniądze i tak powinny trafić na konto spółki, ponieważ Francuz miał zlecić przelew w czwartek. Tymczasem nawet w poniedziałek klub nie doczekał się ani pieniędzy, ani dokumentów potwierdzających wykonanie transakcji. Tego dnia milczenie przerwało w końcu TS "Wisła". Zarząd stowarzyszenia, działający już bez Sarapaty, ogłosił że "warunki umowy nie zostały spełnione". Nie stwierdzono jednak, że w skutek tego umowa zostaje anulowana. Zamiast tego pojawiło się inne kluczowe zdanie: "odbyły się spotkania zarządu m.in. z przedstawicielem kancelarii prawnej, która analizuje zapisy w umowie sprzedaży Wisły Kraków SA". Wszystko przez to, że umowa została sporządzona jedynie w języku angielskim. Niewykluczone, że transakcja nie zostanie anulowana, jeśli Ly i Hartling przekazali TS "Wisła" choćby złotówkę, o której mowa w przytoczonym wyżej fragmencie umowy. Na szczęście dla Białej Gwiazdy, według "Dziennika Polskiego", Ly i Hartling nie dokonali nawet tej symbolicznej wpłaty, by przejąć klub.

Nierząd przy Reymonta 22

2 stycznia 2019 roku Wisła SA jest zawieszona w próżni. Jej status właścicielski jest niejasny: poprzedni właściciel nie ma pewności, czy umowa faktycznie może zostać anulowana, a Ly, Hartling i Pietrowski nie mają czego szukać w Krakowie. Nie wiadomo, gdzie są zapisane na papierze akcje klubu, które nowi właściciele przejęli 22 grudnia. A o tym, że mogą być wszędzie, świadczy to, że gdy w lipcu 2016 roku Wisłę SA od Tele-Foniki kupił osławiony Jakub Meresiński, dokumenty te wylądowały… w Szczecinie, u byłego inwestora Pogoni Grzegorza Smolnego, choć ten nie miał nic wspólnego z przejęciem Białej Gwiazdy. Teraz tylko od dobrej woli Ly i Hartlinga zależy to, czy i kiedy papiery wrócą na Reymonta 22. Niewykluczone, że trzeba będzie o nie stoczyć batalię sądową, a to może ciągnąć się miesiącami, jeśli nie latami.

Piłkarska spółka pozostaje bez kierownictwa. Po dymisjach w zarządzie i radzie nadzorczej, które były jednym z warunków przejęcia klubu, nowy właściciel nie powołał nowych członków tych gremiów - ogłoszono jedynie, że tymczasowym prezesem został Adam Pietrowski, który notabene po przedświątecznym weekendzie, kiedy odwiedził Kraków z Ly i Hartlingiem, w klubie się już nie pojawił.

Wisła jest bez jasno określonego właściciela i kierownictwa, a do tego w każdej chwili może stracić swoje jedyne aktywa - piłkarzy. Wiślacy nadal nie otrzymali wynagrodzenia i dług spółki wobec nich rośnie z każdym dniem: dziś wynosi około 6 mln zł i jest najpilniejszy do uregulowania, bo jeśli piłkarze nie otrzymają pieniędzy, szybko mogą doprowadzić do rozwiązania umów z winy pracodawcy. Jeśli klub nie ureguluje zaległości po złożeniu przez zawodnika wezwania do zapłaty, piłkarz może zgłosić do Izby ds. Rozwiązywania Sporów Sportowych PZPN wniosek o rozwiązanie kontraktu.

Kilku graczy straciło cierpliwość już w grudniu. Jesus Imaz, Dawid Kort i Kamil Wojtkowski po wezwaniu klubu do zapłaty dostali pieniądze, ale już Zoran Arsenić, Marko Kolar i Tibor Halilović nie. Agent Chorwatów w rozmowie ze "Sportem" zapewnił, że czeka na rozwój sytuacji i da klubowi kilka dni więcej. Warto wspomnieć, że zbiórkę na utrzymanie Arsenicia organizuje grupa "Socios Wisła". Więcej o tym TUTAJ. Piłkarze Wisły stąpają jednak po cienkim lodzie. Jeśli rozwiążą kontrakty z winy klubu, prawdopodobnie przyspieszą upadek spółki i nie odzyskają już ani złotówki, a mowa o półrocznych zarobkach, czyli kwotach kilkuset tysięcy złotych dla każdego z nich. A nawet jeśli po exodusie graczy Wisła przystąpi do rundy wiosennej i utrzyma się w Lotto Ekstraklasie, to bez uregulowania zobowiązań wobec nich nie dostanie licencji na kolejny sezon, co będzie równoznaczne ze śmiercią klubu.

Wreszcie chaos związany z przejęciem Wisły przez Ly i Hartlinga i sposób, w jaki działał wywodzący się spośród kibiców były zarząd piłkarskiej spółki, sprawił, że wiślackie środowisko jest podzielone tak mocno jak nigdy wcześniej w swojej historii. Gdy ziści się najczarniejszy scenariusz i piłkarska spółka będzie musiała odradzać się w B klasie albo w IV lidze, będzie potrzebowała skonsolidowanego środowiska, tymczasem teraz żadna z frakcji nie ma zaufania wobec innych.

Pytań przybywa

Wisła została "wykiVanna", ale nie wiadomo przez kogo? Czy przez inwestorów, którzy okazali się oszustami? To byłaby najlepsza dla kibiców Wisły wersja. Gorsza zakłada, że przez byłych zarządców, którzy mieli "mieć Białą Gwiazdę w sercu", a którzy uciekli z tonącego okrętu, który wcześniej sami obrabowali i przedziurawili kadłub? To scenariusz trudniejszy do przełknięcia dla fanów. W tym scenariuszu Ly i Hartling byliby jedynie aktorami, a ustalenie terminu na 28 grudnia miało zapewnić spokój na meczu z Lechem Poznań i zwiększyć wpływy z dnia meczowego. Wiedzeni nadzieją na lepsze jutro kibice Białej Gwiazdy w końcu rzucili się do kas, zapewniając jedną z najwyższych frekwencji w rundzie jesiennej. I oznacza, że wszyscy - dziennikarze, kibice, piłkarskie władze - dali się nabrać na zainstalowaną w zarządzie klubu Shark-Atrapę.

Pytań dotyczących działań władz Wisły jest zresztą znacznie więcej. Niestety, na niektóre z nich odpowiedzi nie poznamy w najbliższym czasie albo w ogóle. Dlaczego umowa sprzedaży piłkarskiej spółki została podpisana w Szwajcarii, a nie w siedzibie klubu albo nowych właścicieli? Dlaczego umowa została sporządzana jedynie w języku angielskim? Dlaczego TS "Wisła" nie zaangażowała wyspecjalizowanej w tej dziedzinie prawa kancelarii? Dlaczego Hartling i Ly nie mieli swojej obsługi prawnej, tylko polegali na lokalnym prawniku? Czy Vanna Ly to w ogóle Vanna Ly? O ile z Hartlingiem kilkukrotnie mieli kontakt piłkarze reprezentowani przez Pietrowskiego, do których dotarł sport.pl, to tożsamości Ly nie da się zweryfikować w żaden sposób. Czemu "dbający o dyskrecję" Ly, o którym nie można znaleźć w Internecie choćby krótkiej wzmianki, poza rejestrami spółek, postanowił się ujawnić akurat przy przejęciu Wisły, choć krakowski klub nie byłby wcale najlepszą wizytówką jego rzekomo bogatego portfolio.

Dlaczego przez dwa i pół roku rządów dług Wisły SA wzrósł z 12-18 mln zł, ile wynosił, gdy klubu pozbywała się Tele-Fonika, do ok. 40 mln zł. W międzyczasie klub wytransferował piłkarzy za łączną kwotę ok. 20 mln zł. Dlaczego rada nadzorcza Wisły SA pozostawała bierna, widząc, że dług spółki rośnie w sposób lawinowy, zamiast topnieć? Dlaczego pozostawała bierna, widząc, że Sarapata zbyt dosłownie zrozumiała hasło o tym, że "Wisła to wielka rodzina", dzięki czemu na współpracy z klubem zarabiały wyselekcjonowane, zaprzyjaźnione firmy. To wychodzi na światło dzienne dopiero dziś, ale rada nadzorcza miała narzędzia, by sprawdzać to na bieżąco.

Dlaczego Wisła otrzymała licencję na grę w ekstraklasie w sezonach 2017/2018 i 2018/2019, skoro z miesiąca na miesiąc starała się coraz bardziej niewydajna? Sprawa Wisły rodzi pytania o skuteczność systemu licencyjnego - skoro klub, który otrzymał licencje nawet grę w europejskich pucharach, a pół roku później jest na skraju bankructwa, to gdzieś w systemie jest dziura. I wreszcie kto omamił Marcina Baszczyńskiego i Tomasza Kłosa, byłych graczy Wisły i eks-reprezentantów Polski, na tyle, by ci odpowiednio na antenie Canal+ i TVP Sport zapowiedzieli, że nadchodzą dla Białej Gwiazdy lepsze czasy, mając na myśli właśnie Ly i Hartlinga, i wlewając tym samym nadzieję w serca kilkudziesięciu kibiców Białej Gwiazdy?

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Czy Wisła Kraków przetrwa największy kryzys w swojej historii?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×