PKO Ekstraklasa. Legia Warszawa. Czesław Michniewicz - król motywacji

Newspix / RADOSLAW JOZWIAK / Na zdjęciu: Czesław Michniewicz
Newspix / RADOSLAW JOZWIAK / Na zdjęciu: Czesław Michniewicz

Zatrudnienie Czesława Michniewicza jako trenera Legii Warszawa pokazuje, że Dariusz Mioduski jest zdesperowany. Właściciel klubu potrzebuje sukcesu tu i teraz. Nikt na rynku krajowym nie nadaje się do tej roboty lepiej niż Michniewicz.

W rundzie jesiennej sezonu 2012/13 zapytano Czesława Michniewicza, czy nie chciałby przejąć Podbeskidzia Bielsko-Biała. Odmówił. - Podbeskidziu ksiądz jest potrzebny, nie trener - powiedział dziennikarzowi. Zimą, pytany o typy na koniec ligi, odpowiedział, że spadkowicze są znani. "To Bełchatów i Podbeskidzie". Był więc pewnie mocno zaskoczony, gdy po 19. kolejkach prezesi klubu z Bielska-Białej zadzwonili do niego raz jeszcze. Byli zdesperowani. Drużyna miała wtedy zaledwie 11 punktów i grała piłkę beznadziejną.

Żeby nie trzymać czytelników w niepewności - Podbeskidzie oczywiście utrzymało się w lidze. Gdyby kręcić polską wersję filmu "Mission Impossible", na pewno Czesław Michniewicz miałby szansę obsadzić główną rolę.

Prowadzenie Legii Warszawa będzie na pewno największym wyzwaniem w szkoleniowej karierze Michniewicza. Ulubieniec kibiców i dziennikarzy, dla których zawsze ma w rękawie dobrą anegdotę, to przede wszystkim król motywacji. Ale też w ostatnich latach bardzo podciągnął się taktycznie.

ZOBACZ WIDEO: Były reprezentant Polski ostrzega kadrowiczów. "Zawodnicy nie są od tego, by dyskutować"

Kluczowe zwycięstwa

Do jego pracy w roli selekcjonera kadry młodzieżowej, którą wciąż prowadzi - można podejść dwojako. Z jednej strony jego drużyna gra piłkę ultradefensywną, opartą na "parkowaniu autobusu w bramce" i szybkiej kontrze. A więc gra w piłkę, jakiej młodzieżówki grać nie powinny. Druga strona medalu jest taka, że osiąga wyniki, których by nie miał, gdyby grał piłkę otwartą, odważną. A więc jest skuteczny. A przecież Legii chodzi tylko o skuteczność. Kolejny brak awansu do europejskich pucharów oznacza degrengoladę klubu. Kluczowe są najbliższe dwa mecze. Z kosowską Dritą Gnjilane i - w razie awansu, Karabachem Agdam. Mało który trener w krótkim okresie będzie potrafił podnieść klub.

Michniewicz znany jest jako mistrz robienia dobrej atmosfery, ale też fantastyczny motywator. Mówi się o nim, że jest mistrzem trafiania do zawodnika, robienia filmów motywacyjnych oraz syntetycznych analiz. Spora w tym rola jego asystenta Kamila Potrykusa, który gdyby nie pracował w piłce, mógłby kręcić filmy motywacyjne.

Oczywiście byłoby nie fair uznać Michniewicza jedynie za motywatora. W dawnych czasach pewnie tak. Od momentu, gdy został selekcjonerem młodzieżówki, miał jednak sporo czasu na edukację. Sporo jeździł do Włoch, gdzie podpatrywał tamtejszych szkoleniowców, głównie Marco Giampaolo w Sampdorii, gdzie miał zawodnika kadry U-21 Dawida Kownackiego. Dziś Michniewicz jest zdecydowanie lepiej przygotowany do pracy na wysokim poziomie niż w czasach, gdy mówiono na niego "polski Mourinho". Do "bajeru" dodał dobry warsztat.

Skaza "Fryzjera"

Legia to dla Michniewicza wyzwanie idealne. Oczywiście zdobył Puchar Polski z Lechem czy mistrzostwo kraju z Zagłębiem (oba tytuły przy Łazienkowskiej) - oba osiągnięcia były ogromnymi sukcesami. Lech był w sezonie 2003-04 jeszcze przeciętnym ligowcem, klub z Lubina we wcześniejszym sezonie był trzecią drużyną ligi, zaś Michniewicz przejmował "Miedziowych" gdy byli na 6. miejscu w lidze. A jednak patrzono na niego z dystansem.

Bo trzeba pamiętać, że dla wielu ludzi piłki był przekreślony przez zbyt zażyłe kontakty z Ryszardem Forbrichem w czasach, gdy "Fryzjer" był królem podziemia w polskiej piłce. Ogon z numerem 711, bo tyle było połączeń między trenerem a szefem piłkarskiej mafii (wyszło to w zeznaniach sądowych), ciągnie się za nim do dziś. I tylko spektakularny sukces może sprawić, że ludzie będą na niego patrzyli w pierwszej kolejności jak na dobrego trenera.

A na pewno jest dobrym trenerem. I co ważne, trenerem niezależnym, któremu prezes swojego zdania nie narzuci, kartki ze składem nie przyniesie. Swego czasu w łódzkim Widzewie doszło do konfliktu między nim a synem właściciela, Mateuszem Cackiem. Michniewicz musiał opuścić okręt, ale zdania nie zmienił.

- Mateusz bardzo się zaparł, nawet powiedział przewodniczącemu rady: "Albo ja, albo Michniewicz". Ja chciałem trenera zostawić, to była Mateusza decyzja - powiedział potem Sylwester Cacek.

Okręt wkrótce utonął. Gdy rozmawiałem potem z działaczami Widzewa, wymienili całą litanię grzechów Michniewicza, ale żaden nie zarzucił mu, że był słabym trenerem.

Tam, gdzie pracował, zostawiał za sobą dobre wspomnienia. W Białymstoku poskładał drużynę po bolesnej wpadce z Irtyszem Pawłodar. Stawiał na miejscowych chłopaków, czym oczarował publiczność. Dostał zapewnienie, że zimą będzie mógł zbudować autorską drużynę. Zdążył nawet załatwić transfer Dzalamidze z Widzewa, ale za chwilę już w Białymstoku nie pracował. Cezary Kulesza zwolnił go po wygranym meczu z Lechią Gdańsk.

Wykiwany w Jagiellonii

Trener był jednym z niewielu szkoleniowców, którzy potrafili powiedzieć prezesowi Jagiellonii "nie". Również w kwestii ustalania składu. Michniewicz został przez działaczy oszukany. Dżentelmeńska umowa przestała obowiązywać. Pomógł w tym Tomasz Hajto, który z Kuleszą widział się wcześniej, na weselu Kamila Grosickiego. Okazało się, że "gadane" ma lepsze niż Michniewicz, co wydawało się niemożliwe. Hajto tak oczarował prezesa, że zaraz wskoczył na stanowisko Czesława Michniewicza.

Potem była Polonia Warszawa. To był raczej skok na kasę, bo Polonia była w fazie rozkładu. W Pogoni Szczecin zrobił 6. miejsce, co było ogromnym sukcesem. Ale nie dogadywał się z właścicielami. Do dziś klub nie zrobił lepszego wyniku. Z Termalicą zajął miejsce 8. W klubie liczyli na więcej, a dziś pewnie wiele by dali za powtórzenie tego wyniku, najlepszego w historii klubu.

Nikt nie zarzuci Michniewiczowi niekompetencji. Na polskim rynku w tej chwili wydawał się dla Legii opcją idealną. Ale też jego mocno defensywny styl niekoniecznie musi pasować do klubu, który większość czasu musi atakować.

ZOBACZ Legia zmienia trenera, bo gra o fortunę

ZOBACZ Legia cofnęła się w rozwoju

Źródło artykułu: