Biało-czerwoni, niesieni dopingiem kilkunastotysięcznej rzeszy kibiców, bezbłędnie zrewanżowali się Szwedom za czwartkową porażkę w Malmo, pokonując reprezentację Trzech Koron różnicą czterech trafień. Polacy imponowali przede wszystkim postawą formacji obronnej, a świetne interwencje Sławomira Szmala raz za razem odbierały rywalom chęci do gry. Co zmieniło się przez te kilka dni w polskim zespole? - Trudno powiedzieć. Chyba pomogły nam ściany - mówi Patryk Kuchczyński.
Podopieczni Michaela Bieglera w Ergo Arenie spisali zdecydowanie lepiej, niż ledwie kilka dni wcześniej na obcej ziemi. - Przede wszystkim graliśmy bardzo konsekwentnie, usiłując doprowadzić do pewnej pozycji do oddania rzutu. Było oczywiście kilka akcji, w których podpalaliśmy się za szybko, ale generalnie przez pełne sześćdziesiąt minut staraliśmy się utrzymać stabilną grę - wyjaśnia skrzydłowy reprezentacji Polski.
Kuchczyński do szatni schodził zadowolony, uśmiech na twarzy zawdzięczał jednak przede wszystkim kolegom, bo sam rewanżowego meczu ze Szwedami do najlepszych w karierze zaliczyć nie mógł. Doświadczony zawodnik rzucił tylko dwie bramki, w pierwszej połowie dwukrotnie przegrywając pojedynki z Andreasem Palicką. Po przerwie po ostrym starciu z jednym z rywali gracz NMC Powenu Zabrze musiał opuścić boisko. - Dostałem kolanem w udo, ale na szczęście to nic poważnego - uspokaja jednak nasz zawodnik.
W niedzielnym sukcesie, obok zawodników, duży udział mieli kibice. - Należą im się wielkie podziękowania. To tło na pewno nam pomogło. Przy takiej atmosferze gra się zupełnie inaczej - podsumowuje Kuchczyński. Kolejną okazję do sprawienia fanom radości biało-czerwoni dostaną w połowie czerwca. Wówczas w meczu kończącym rywalizację w eliminacjach mistrzostw Europy Polacy podejmą w Zielonej Górze reprezentację Ukrainy.