Malwina Smarzek pokochała Bergamo, choć początki były trudne. "Na szczęście obroniłam się"

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
Ma pani przyzwoite wsparcie na skrzydłach dzięki Camilli Mingardi i Roslandy Acoście.

Tak, do tego mamy bardzo dobre środkowe i cała drużyna jest dosyć ofensywna. Dostaję najwięcej piłek, ale to nie jest na przykład siedemdziesiąt ataków na mecz i trzydzieści punktów, tylko odpowiednio mniej. Ale w końcu tym lepiej dla mnie, skoro nie muszę ciągle bić na potrójnym bloku! To, co mówiła pani o zaufaniu ze strony władz klubu, jest bardzo budujące. Tym bardziej, że we włoskiej siatkówce raczej nikt nie boi się pożegnać się w styczniu z zawodnikiem, który nie spełnia oczekiwać. Bała się pani takiego scenariusza?

Bałam się. To wszystko było bardzo niepokojące, tym bardziej, że jeżeli jesteś pod formą i mało co ci wychodzi, to blok wydaje się trzy razy wyższy, a w boisko przeciwnika nie da się wcisnąć żadnej piłki. Wtedy poziom ligi przygniótł mnie bardziej niż powinien i wydawało się, że nie mam się z czego odbić, by wrócić do swojego normalnego grania. Ale jak widać, zdołałam się wybronić! Nie wchodzę już na boisko, by pokazać wszystkim, jaka jestem dobra, tylko mam chłodną głowę i po prostu staram się robić swoje. To jest chyba najlepsze możliwe nastawienie.

Ma pani swój autorski sposób na radzenie sobie z poziomem włoskiej ekstraklasy?

Tu chyba nie ma żadnego sekretu, po prostu mecze z rywalami z Conegliano czy Novary to dla mnie normalny poziom, a nie wielkie wyzwanie. Trzeba było się przestawić na trochę inne myślenie, ale teraz czuję, że jestem mądrzejsza w ataku i dzięki chłodnej głowę jestem w stanie wybrać najlepsza opcję. Wiele mi dało granie w Lidze Narodów z przeciwnikami o wysokiej klasie sportowej, ale we Włoszech wskoczyłam poziom wyżej.

Kiedy grałam przeciwko Polinie Rahimowej na mistrzostwach Europy, to robiła na mnie naprawdę ogromne wrażenie i chwilami wręcz jej się bałam. A teraz nie patrzę na nią w ten sposób, tylko analizuję ją pod kątem czysto siatkarskim i nie czuję żadnego strachu. To bardzo fajna zmiana w sposobie myślenia, która pomaga wygrywać z najlepszymi i grać z nimi na równym poziomie. Jeżeli skupiasz się na podziwianiu rywala, a nie myślisz o tym, jak go zatrzymać, to wiadomo, że wpędzisz się w myślenie o tym, że pewnie jesteś od niego gorszy i twoja gra się zatnie na dobre.

Gabriela Polańska: Nie patrzymy w przyszłość, skupiamy się na tym, co tu i teraz

Jak wygląda życie polskiej kolonii we Włoszech? Jest gorąca linia między Bergamo, Conegliano i Casalmaggiore?

Z Asią trudno się spotkać, bo ona co chwila gra jakiś mecz, do tego Conegliano jest nieco oddalone od Bergamo. Ale muszę tutaj wspomnieć o jednej rzeczy, która najbardziej mnie urzekła w lidze: najdłuższa podróż na wyjazdowy mecz trwa cztery godziny! Kiedy sobie przypomnę, ile spędziłam czasu w autokarze podczas grania w Policach... Cudowna odmiana.

Z Agą Kąkolewską widzimy się całkiem często, do tego nie ma problemu z tym, żeby ktoś nas odwiedził, bo niedaleko Bergamo jest lotnisko. W Cuneo gra Ania Kaczmar, ale do niej też mam daleko i trudno się spotkać przy jakiejś okazji. Ale jesteśmy ze sobą w kontakcie, śledzimy swoje mecze i wymieniamy się różnymi spostrzeżeniami. Jestem bardzo wdzięczna Asi, że kiedy przeżywałam kryzys na początku sezonu, wspierała mnie i powiedziała kilka mądrych rzeczy, które mi pomogły.

Z jaką koleżanką z zespołu nawiązała pani najlepszy kontakt?

Ze wszystkimi dogaduję się dobrze, ale najlepiej w Sarą Lodą. Jakoś tak zaskoczyło od pierwszego treningu, ona od razu stwierdziła, że będzie ze mną odbijała w parze i tak już zostało, z czego się bardzo cieszę. Do tego wiadomo, że nauka obcego języka zaczyna się zwykle od takich brzydkich rzeczy i Sara też w tym pomagała! Poza tym mamy w zespole Chorwatkę Emę Strunjak, z którą rozmawiam po swojemu.

A to dlatego, że dzięki mieszkaniu na wyjazdach z Bianką Busą podłapałam trochę serbskiego, który jest naprawdę prostym językiem, jeżeli tylko ma się z nim częsty kontakt. Mówię do Emy trochę po polsku i serbsku, ona do mnie do chorwacku i nikt nas nie rozumie, a to się w niektórych sytuacjach przydaje!

A jak idzie przyswajanie włoskiego?

W szatni porozumiewamy się spokojnie po włosku i angielsku, pojawia się też hiszpański. A ja nie mam większych kłopotów z włoskim: czysto siatkarski słownik przerobiłam szybko i bez większych kłopotów. W "łapaniu" języka pomogło mi też to, że często wychodzimy gdzieś całą drużyną na obiad lub kolację, nie ma właściwie tygodnia, żebyśmy choć raz nie spędziły razem czasu.

Nawiązujemy w ten sposób relacje, osłuchuję się z językiem, uczę się w praktyce i nie wychodzi to źle. Rozumiem prawie wszystko, może poza jakimiś wiadomościami z polityki w TV, a w mowie posługuje się trochę włoskim, trochę angielskim i to zdaje egzamin. Zresztą Włosi bardzo cieszą się, gdy próbujesz mówić w ich języku i często mnie proszą, żebym powiedziała coś po polsku. Bo nasz język to dla nich wręcz czarna magia!

Co najbardziej podoba się pani w Bergamo i okolicy?

Numer jeden to stare miasto. Przepiękne, zachwycające, mogłabym patrzeć na nie codziennie i nigdy by mi się nie znudziło. Do tego mamy szczęście jako kobiety, że właśnie w Bergamo znajduje się Oriocenter, jedna z największych galerii handlowych w Europie. Mamy właściwie wszystko, co potrzeba do życia w takim mieście, czyli piękne i dobrze zaprojektowane stare miasto i nowoczesną część Bergamo, w której dobrze się żyje. Właściwie dziesięć minut od mojego domu jest lotnisko, a po czterdziestu minutach jazdy samochodem jestem nad przepięknym jeziorem Como. Tyle samo jedzie się pociągiem w Mediolanie i wysiada w samym centrum miasta...

I przede wszystkim góry, których jestem wielką fanką. Przed sezonem miałam trochę czasu, by pochodzić po niektórych szlakach i jak tylko będę miała chwilę po zakończeniu sezonu, to pewnie też się wybiorę na jakiś szczyt. Bergamo to kapitalna baza wypadowa do mniejszych i większych wypraw, można chodzić po szlakach od poziomu dwóch do nawet trzech lub czterech tysięcy metrów nad poziomem morza. Łatwo jest przystosować się do włoskiego podejścia do życia?

To wszystko zależy od człowieka, ale zauważyłam, że w tym kraju mało kto daje ci przyzwolenie na bycie smutnym. Jeżeli ktoś przychodzi na trening w średnim humorze, to od razu dostaje dwadzieścia kilka pytań "co się stało?" i "dlaczego?". To dla Polaka może być trochę męczące, bo nawet jeżeli jesteśmy optymistami, to nie zawsze umiemy to pokazać. Natomiast tutaj widzi się ludzi uśmiechniętych, pełnych energii, którzy zaczepiają cię w kawiarni i pytają, jak się czujesz, choć widzą cię pierwszy raz w życiu.

Niektórzy tego podejścia nie lubią, a mnie pasuje. Tym większy był dla mnie szok, jaki przeżywałam za każdym razem, gdy wracałam na chwilę do Polski! Ale z pewnością swoje robi też pogoda, łatwiej być pozytywnie nastawionym do życia, gdy ciągle świeci słońce, a w ciągu ostatnich kilku miesięcy w Bergamo zdarzyło się może kilka pochmurnych dni.

Wybiega pani w przyszłość i planuje kolejne kroki w karierze?

Tak czy siak mój kontrakt z Zanetti Bergamo obowiązuje do 2020 roku i to mi daje pewność, jeżeli chodzi o przyszłość, ale wiadomo, że w sporcie różnie się układa i wielu rzeczy nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Na razie założenie jest takie, że zostaję tutaj, a prezes Bertini zapewnia nas, że w przyszłym roku klub będzie wygląda zdecydowanie lepiej niż teraz i będzie chciał znacząco podnieść poziom drużyny, by zbliżyć się do siły tego klubu. Wierzę mu, bo to człowiek szczery do bólu, a przede wszystkim słowny. Pewnie gdybym chciała, ale to miałabym możliwość odejścia do innego klubu, ale na razie tego nie chcę. Po prostu dobrze się tu czuję, poznałam świetnych ludzi, z którym współpraca to sama przyjemność.

Pewnie ktoś mógłby powiedzieć, że mogłam zostać w Chemiku i grać w Lidze Mistrzyń. Ale ja wychodzę z założenia, że to jest tylko sześć meczów na europejskim poziomie, a w tej lidze co tydzień mam spotkanie po poziomie Ligi Mistrzyń. Ciężko cokolwiek założyć i przewidzieć, kto wygra ligę, bo tutaj każdy może rozegrać świetnie zawody i pokazać się z dobrej strony. Dlatego nie jestem w stanie powiedzieć, jak zakończy się dla nas sezon, ale mam nadzieję, że jak najlepiej. Na razie nigdzie się nie ruszam, a gdzieś wcześniej stwierdziłam, że opuszczę Włochy dopiero wtedy, kiedy wygram złoty medal ligi. I na razie zdania nie zmieniam.

Ciąg dalszy kryzysu PGE Skry. Robert Kaźmierczak: Musimy wejść do szóstki. Nie ma wytłumaczeń (czytaj więcej)

Co czeka polskich siatkarzy w 2019 roku? "Najważniejsze będą kwalifikacje do igrzysk"
Czy Malwina Smarzek zrobi karierę we włoskiej ekstraklasie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×