Przed ostatnim biegiem rybniczanie przegrywali z Aforti Startem 40:42. Ze startu wyjechali jednak na podwójnym prowadzaniu, ale sędzia Ryszard Bryła zatrzymał wyścig, bo dopatrzył się ruchów pod taśmą. Grzegorz Zengota i Andreas Lyager otrzymali ostrzeżenia. Dla tego pierwszego było to drugie napomnienie, które skutkowało wykluczeniem. W efekcie goście stracili szansę na remis lub zwycięstwo.
- Moim zdaniem w Gnieźnie na pewno nie wygrał żużel, ale błąd sędziego, który został popełniony w wyścigu 15. Najgorsze jest to, że on może mieć katastrofalne skutki. Sytuacja w lidze jest taka, że o utrzymaniu może zdecydować przecież jeden punkt - mówi nam prezes ROW-u Krzysztof Mrozek.
- W czwartek świadomie nie zabierałem głosu, bo wiadomo, że dzień meczowy to emocje, a one nie są dobrym doradcą. Obejrzałem to jednak na spokojnie w domu i ja naprawdę nie widziałem tam ruchu, który by się kwalifikował do przerwania biegu. Mówię jasno i otwarcie, że dla mnie to był błąd sędziego - podkreśla.
ZOBACZ WIDEO Pracował nad słabościami i okazał się objawieniem. Bellego mówi, co jeszcze musi poprawić
Decyzja sędziego Ryszarda Bryły wzbudziła duże kontrowersje. Jeśli Grzegorz Zengota ruszał się na starcie, to był to ruchy minimalny. Zdaniem Mrozka wyścigu nie należało przerywać. - Mikroskopy powinno się stosować w laboratoriach, na chemii czy biologii, a nie w żużlu. Nie popadajmy w paranoję - uważa szef ROW-u i dodaje, że w jego ocenie w żużlu mamy problem ze startami. Mrozek twierdzi, że takie decyzje jak ta w Gnieźnie coraz bardziej irytują kibiców.
- Na sto procent mamy problem, ale on nie jest łatwy do rozwiązania. Gdyby chętnych do sędziowania było 40, to wtedy ich szef wybierałby najlepszych. Na razie z liczebnością tego towarzystwa jest chyba kłopot, a wtedy często bywa tak, że na bezrybiu i rak ryba. Niestety, żal pozostał. Sędzia podjął pochopną decyzję. Sytuacja jest bardzo trudna, bo ucierpieliśmy i nie mamy możliwości, by to zweryfikować. Temat tego meczu w kwestii wynikowej jest zamknięty i możemy sobie tylko pogadać - wyjaśnia działacz.
Mrozek nie ma natomiast wątpliwości, że sędzia nie popełnił błędu, kiedy przyznał czerwoną kartkę Antonio Lindbaeckowi, który kopnął po biegu koło motocykla Andreasa Lyagera. - W stu procentach słuszna decyzja. Zawodnik gospodarzy nie zapanował nad emocjami. Na torze odbyła się normalna walka. Nie było tam żadnego faulu. Jestem natomiast bardzo zbudowany dojrzałą postawą mojego żużlowca. Andreas nie dał się sprowokować nawet na sekundę. Spokojnie stał i przyglądał się, co robi Lindbaeck. Po biegu mi powiedział, że są zawody, więc się ścigamy, a jak Antonio chce z nim pogadać, to nie ma problemu, ale po meczu. Wzorowe podejście, bo każda inna reakcja mogła spowodować osłabienie także po naszej stronie - tłumaczy.
ROW po meczu w Gnieźnie spadł na ostatnią pozycję w tabeli eWinner 1. Ligi. Teraz rybniczanie zmierzą się na własnym torze z Abramczyk Polonią Bydgoszcz. - Potrzebowaliśmy punktów jak tlenu. To nie nastąpiło. Nasza sytuacja jest teraz naprawdę dramatyczna. Będziemy jechać pod wysokim ciśnieniem w każdych zawodach. Na pewno nie zamierzam jednak wykonywać nerwowych ruchów. Czeka nas mecz z Polonią i zapewniam, że będziemy walczyć - podsumowuje Mrozek.
Zobacz także:
Będzie debiut w PGE Ekstralidze