Żużel. By trafić do Polski, wysłał do klubów list. Kibice płacili jego rachunki w barze

WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Sean Wilson w kasku niebieskim
WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Sean Wilson w kasku niebieskim

W swoim debiucie wystartował sześciokrotnie i zdobył czternaście punktów. Praktycznie z marszu stał się jednym z ulubieńców, a w Opolu do dziś Seana Wilsona traktują jak legendę.

Do Polski ciągnęło go zawsze. Problemem były jednak terminy domowych spotkań jego brytyjskiej ekipy, która najczęściej jeździła w sobotnie wieczory. Kiedy tylko data ta uległa zmianie na czwartek, wówczas zrobił wszystko, by odpowiednio zarekomendować się klubom.

By parafować umowę w Polsce wysłał... listy. Jego adresatami były siedziby klubów. Jako pierwsi odezwali się działacze z Opola, którzy zaproponowali mu udział w jednym meczu, aby sprawdzić możliwości Wilsona. To był początek ciekawej kariery Brytyjczyka w naszym kraju.

Starty w kraju nad Wisłą

W 1997 roku zawarł umowę z OTŻ-em Opole. Długo czekał na swoją szansę, bo takową otrzymał dopiero pod koniec wakacji, a konkretniej 24 sierpnia. Jego polski klub na własnym torze podejmował tego dnia Iskrę Ostrów Wielkopolski. Sama logistyka już była dużym wyzwaniem dla Wilsona. Zdawał sobie sprawę z tego, że nazajutrz czeka go kolejny start w Wielkiej Brytanii, wobec czego musiał pożyczyć busa, a także skorzystać z innych motocykli niż te, które dosiadał na co dzień.

ZOBACZ Polskie obywatelstwo dla Tarasienki "na biurku Prezydenta". Prezes mówi o szczegółach

W składzie pojawił się pod numerem szesnastym i takiego debiutu chyba nikt nie przewidywał. Brytyjczyk na opolski owal wyjeżdżał sześciokrotnie i wywalczył czternaście punktów. Gdyby nie defekt motocykla, być może byłoby nawet i więcej, bo maszyna odmówiła mu posłuszeństwa w momencie, kiedy jechał na prowadzeniu.

W efekcie jedynym pogromcą Wilsona był Dariusz Łowicki. Jego drużna sromotnie przegrała, a on indywidualnie osiągnął 41 procent wyniku całej drużyny, która do jego 14 oczek dorzuciła zaledwie dwadzieścia.

Dwa tygodnie później wziął udział w konfrontacji z Wybrzeżem Gdańsk i znów był wyróżniającą postacią. Przegrał tego dnia tylko raz z Wojciechem Załuskim. Jego koledzy tak skuteczni nie byli, bo w siedmiu dowieźli do mety 19 "oczek".

Nic dziwnego, że zdecydowano się przedłużyć z nim umowę. W kolejnym sezonie 29-letni wówczas żużlowiec mógł liczyć na nieco więcej jazdy, bo odjechał sześć spotkań. Nadal był bardzo skuteczny, bo wywalczył 76 punktów i 5 bonusów, a w 1999 roku było już 114 oczek i 1 bonusów.

Po trzech latach w Opolu przeniósł się do drugoligowego wówczas Lublina. I tu osiągnął świetny wynik, bo pojechał w dwóch meczach i nie przyjechał na mecie w żadnym biegu na innej pozycji niż pierwsza. W efekcie skończył sezon ze średnią biegową 3.000.

- Dobrze się czułem w Lublinie, ale pojechałem tam tylko w dwóch meczach, w których nie znalazłem pogromcy. Potem zaczęły się kłopoty finansowe i nie mogli już sobie na mnie pozwolić. Moja kalkulowana średnia meczowa wynosiła wtedy 12,00 (śmiech). Potem już nie mogłem znaleźć klubu w Polsce i musiałem szukać innych startów - powiedział w rozmowie z serwisem twojportalzuzlowy.pl.

Po roku wśród Koziołków na dwa lata wrócił do Opola (2001-2002), by na siódmy rok w Polsce spróbować swoich sił w nowym otoczeniu. I tak oto w 2003 roku był reprezentantem Kolejarza Rawicz.
Kontuzje go nie oszczędzały

Widowiskowa jazda Wilsona wiele razy kosztowała go konieczność zapoznania się z torem. Niestety dla niego, ale wiele razy to nie były zwykłe uślizgi, a konkretne dzwony. W jednym z wyścigów w Opolu został wpakowany w bandę przez rywala, co skutkowało uderzeniem plecami. Łamał wiele kości, a najgroźniejszym urazem był ten kręgosłupa.

- Przypominam sobie również jeden z moich pierwszych biegów w Opolu, kiedy jechałem na pierwszym lub drugim miejscu. Nagle na ostatnim wirażu mną obróciło i zanotowałem upadek. Tor był wtedy bardzo wymagający. Kolejny zawodnik mnie ominął, trzeci tak samo, ale ostatni wjechał prosto na mnie przez co zwichnąłem ramię. Leżę na torze, ramię wykręcone w drugą stronę i myślę sobie - Agh… Jest źle, jest naprawdę źle. Widziałem tylko swoją rękawicę, która była wykręcona. Niedługo potem nastawiono mi rękę i dokończyłem ten mecz. Nie zapomniałem jednak o tym bólu (śmiech) - wspominał w rozmowie z Twoim Portalem Żużlowym.

W 2004 roku zaliczył groźną kraksę podczas turnieju jubileuszowego Joe Screena, która wykluczyła go ze startów na siedem miesięcy. Wrócił w kolejnym sezonie, ale i ten musiał zakończyć przedwcześnie, kiedy to upadek spowodował u niego złamanie kości ramiennej oraz przemieszczenie barku. Wtedy powiedział "pas" i zjechał z żużlowych torów.

Kariery jednak nie skończył. Zajął się budowaniem silników oraz przygotowywaniem sprzętu dla swoich jeżdżących kolegów. W serwisie kolejarzopole.pl możemy przeczytać, że jego klientem był m.in. Gary Havelock.

Sean Wilson
Sean Wilson

Nagroda od opolskich kibiców, którzy... płacili jego rachunki w barach

Zawodnik w swoim sportowym CV ma wypisane osiągnięcia nie tylko te, po które sięgał na torze. Kilka lat temu w Opolu odbył się plebiscyt na najwybitniejszego zawodnika w 50-letniej historii opolskiego żużla, w którym to zajął on szóste miejsce. Jednak nagroda dla najwybitniejszego obcokrajowca trafiła właśnie w ręce Wilsona.

- To piękne wyróżnienie. W Opolu startowali przecież tacy zawodnicy jak Brian Karger, Stefan Danno czy Sam Ermolenko. To świetni żużlowcy, więc miło mi, że to ja otrzymałem to wyróżnienie. Kibice byli świetni i zawsze, gdy przyjeżdżałem do tego miasta, to mogłem liczyć na fantastyczne wsparcie. [...] Często przychodzili do hotelu, w którym nocowałem, jak i opłacali rachunki w barze - dodał we wspomnianym wywiadzie.

Wilson zauważa, że ściganie w Polsce było bardzo wymagające i było to niezależne od ligi. Brytyjczyk chciał wygrywać w każdym wyścigu, więc nad klasą rywala nie myślał, ale przyznaje, że polskim żużlowcom bardzo zależało na tym, aby na swoich torach wygrywać z obcokrajowcami.

Z opolskiej drużyny bardzo dobrze wspomina rodzinę Dudków - Sławomira, który był wtedy podstawowym reprezentantem Kolejarza oraz jego syna - Patryka, który wówczas dopiero marzył o karierze żużlowca. Wilson pytany o jeszcze jakieś nazwiska przywołuje Marka Mroza.

Z tych stricte sportowych osiągnięć na pewno wyróżnić trzeba brązowy medal Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów (1987), a także trzykrotnie wygrywał Indywidualne Mistrzostwa Premier League. Wygrywał również te rozgrywki drużynowo.

Czytaj także:
Po rocznej przerwie wrócił do żużla i wskoczył na podium mistrzostw kraju. Jest gotów, by jeździć w Polsce
Zdolny junior do wzięcia. "Jestem całkowicie wolny, jak ptak na niebie"

Komentarze (0)