Z wielkimi nadziejami czekam na efekty poniedziałkowego posiedzenia Głównej Komisji Sportu Żużlowego, na którym mają zapaść decyzje dotyczące Regulaminu DMP I i II ligi żużlowej. W zasadzie jedynym pytaniem, które stawiam sobie w nawiązaniu do przedstawionych wcześniej propozycji zmian jest to, czy GKSŻ do końca będzie konsekwentna w swoich działaniach. Już bowiem można przeczytać wypowiedzi prezesów, którzy mają odmienne zdanie w zakresie niektórych propozycji. Z mojego punktu widzenia, ich podstawowa wada jest taka, że są to propozycje składane z punktu widzenia danego klubu. W perspektywie kryzysu, który coraz mocniej zagląda w oczy polskiego speedwaya, konieczne jest jednak szersze spojrzenie na propozycje zmian regulaminowych.
Swoje zdanie na temat przedstawionych propozycji zmian wyraziłem już wcześniej. Swoje stanowisko w zakresie większości proponowanych zmian wyrazili na łamach naszego serwisu sponsor Orła Łódź Witold Skrzydlewski i prezes Lubelskiego Węgla KMŻ Lublin Dariusz Sprawka. Po lekturze obu rozmów cieszy mnie jedno - kluby nareszcie widzą potrzebę ustabilizowania regulaminu i niezależnie od podjętych zmian, konieczny jest zapis o tym, że będzie on obowiązywał bez korekt przez kilka sezonów. W kontekście proponowanych zmian, kluczową decyzją wydaje się to, czy I i II liga zostaną połączone w jedną, a jeżeli tak, to na jakich zasadach. Mówi się bowiem o możliwości połączenia lig, ale jednoczesnym podzieleniu ich na dwie grupy. Witold Skrzydlewski jest zwolennikiem połączenia obu lig. Odmienne zdanie ma prezes Lubelskiego Węgla. Ja również skłaniam się za trójpodziałem lig. Aby rozmawiać o sensie łączenia I i II ligi, najpierw trzeba sięgnąć do... Ekstraligi. To właśnie tam powiększono liczbę startujących zespołów do 10. Jeszcze przed rozpoczęciem sezonu w jednym ze swoich tekstów przewidywałem, że dojdzie do sytuacji, którą mamy właśnie po zakończeniu rundy zasadniczej Enea Ekstraligi. Od stawki zespołów odstawały trzy drużyny - Dospel Włókniarz Częstochowa, Betard Sparta Wrocław i Lotos Wybrzeże Gdańsk. Przed sezonem przewidywałem, że powiększenie Ekstraligi nie ma sensu, gdyż nie ma możliwości stworzenia w oparciu o dostępnych zawodników dwóch dodatkowych drużyn, które będą w stanie prezentować poziom ekstraligowy. To możliwe byłoby jedynie poprzez osłabienie przeciwników. I do tej sytuacji właśnie doszło. Przypomnę również, że głównym argumentem orędowników powiększenia Ekstraligi, były oszczędności finansowe. Jak się to skończy zobaczymy w okresie, kiedy przyznawane będą licencje na nowy sezon. Już dzisiaj można jednak przeczytać o problemach finansowych części klubów.
Zwolennik połączenia I ligi Witold Skrzydlewski jako główny argument przedstawia konieczność rozgrywania większej niż dotychczas liczby spotkań. Powstaje jednak pytanie, czy zależy nam na większej liczbie spotkań, czy na ich jakości, bo moim zdaniem obie te rzeczy powinny iść w parze. Spotkań powinno być więcej, ale w gronie przeciwników o zbliżonym potencjale. Skoro kluby tak bardzo chcą większej liczby spotkań, to pytam się - dlaczego nie chciały, aby o tym, kto awansuje odpowiednio do Ekstraligi i I ligi decydowały podwójne rundy zasadnicze rozgrywek? Dałoby to przecież po 20 spotkań w każdej lidze! Nie chciały, bo wiedzą, że ich na to nie stać. To największy błąd, że kluby zakładają, iż przez większą liczbę spotkań, zwiększą dochody budżetu. Więcej spotkań, to również większe koszty. Czy potencjalne dodatkowe wpływy pokryją koszty? Nie sądzę. Sto tysięcy więcej od miast, czy kilkadziesiąt tysięcy więcej ze sprzedaży biletów nie pokryje kosztów 7-8 spotkań w sezonie więcej. Jak dołożymy do tego fakt, iż spadkowiczowi z Ekstraligi przyjdzie rywalizować z drużyną, która od lat okupuje dolne strefy tabeli II ligi, to już widzę, jak księgowa spadkowicza rwie sobie włosy z głowy. Szersza kadra zawodników, którą proponuje Witold Skrzydlewski, to jednocześnie konieczność dodatkowych wydatków. Czyli najpierw wydajemy więcej, żeby później oszczędzać? Przepraszam za wyrażenie, ale nie trzyma się to moim zdaniem kupy. W zakresie odpowiedniej liczby zespołów w poszczególnych ligach, konieczne jest wykonanie ruchu, który niestety nie jest możliwy przed kolejnym sezonem. Uważam bowiem, że koniecznie należy powrócić do ośmiozespołowej Ekstraligi. I liga również liczyłaby osiem zespołów. Pozostałe startowałyby w II lidze. To jedyny właściwy układ sportowy i finansowy dla wielu klubów. Wystarczy analiza tabel końcowych rozgrywek w czasie, gdy mieliśmy w Polsce jedną I ligę (wówczas II). Zawsze zarysowywał się wyraźny podział na grupę zespołów walczących o awans i tych, którzy walczą o przetrwanie. A przecież to właśnie w minionym sezonie w I lidze do końca nie wiedzieliśmy, które zespoły pojadą w rundzie finałowej! Po co zmieniać coś, co funkcjonuje dobrze?
Nie w liczbie lig leżą problemy polskiego żużla. Te usadowione są w sztucznych tworach, które przez lata były adoptowane na potrzeby ligi. Cieszę się, że trwa dyskusja na temat wyrzucenia KSM, ZZ i innych tworów, które zrobiły więcej złego, niż dobrego. Problem z nimi od samego początku polegały na tym, że nie modyfikowano przepisy tak, że ostatecznie częściej wypaczały wynik spotkań. Najlepszy przykład mieliśmy ostatnio w Enea Ekstralidze. Zbijanie KSMu przez Falubaz Zielona Góra w ostatnim spotkaniu doprowadziło do sytuacji, w której najgorszy w perspektywie całego sezonu Jonas Davidsson będzie miał zgodnie z przepisami najwyższy w zespole KSM i będzie mógł być zastępowany przez innych, znacznie lepszych zawodników. Było to możliwe mimo, że Davidsson w całym sezonie miał jeden dobry mecz! Nie trafiają do mnie argumenty prezesów, którzy wprowadzanie tych sztucznych tworów argumentowali dążeniem do oszczędności, bo gdyby się one sprawdzały, to kondycja finansowa polskich klubów byłaby dzisiaj rewelacyjna. Myślę również, że każdy z nas jest w stanie skompletować skład, który na papierze będzie zbliżał się do górnego limitu KSM, a w rzeczywistości będzie miał problemy z wygraniem choćby jednego meczu w lidze. I odwrotnie - zespół z niskim KSM, będzie w stanie rywalizować z najlepszymi. I właśnie to obala mit o konieczności obowiązywania KSM.
Propozycje dotyczące zniesienia limitu zawodników z cyklu Grand Prix, polskich młodzieżowców czy wreszcie zawodników rezerwowych pod numerami 8 i 16 sprowadzają się w moim odczuciu do jednego pytania: kogo chcą oglądać polscy kibice? Moim zdaniem odpowiedź jest prosta - "swoich". Aby dobrze przeanalizować problemy polskiego żużla, konieczny jest taki żużlowy wehikuł czasu, do którego wsiądą wszyscy uczestnicy poniedziałkowego spotkania w Łodzi i przeanalizują wszystko to, co działo się w polskim żużlu na przestrzeni ostatnich 15 lat. Mam nadzieję, że dojdą do wniosku, iż otwarcie ligi na obcokrajowców, dopuszczenie młodzieżowców zagranicznych kosztem polskich wychowanków było największym błędem, którego konsekwencjami były kolejne zmiany regulaminowe, które miały uzdrowić żużel. Zamiast wrócić do rozwiązania, które funkcjonowało dobrze, które przyciągało na trybuny kibiców, władze polskiego żużla i kluby brnęły w zawiłe przepisy, które nic dobrego nie przyniosły. Czy przyjdzie czas na refleksję w Łodzi? Oby tak się stało. Mam również nadzieję, że podjęte decyzje przywrócą żużel końca lat dziewięćdziesiątych, za którym najbardziej tęsknię i jak pokazuje frekwencja na polskich stadionach - nie tylko ja.