Tai Woffinden - mistrz, któremu przed sezonem nie dawano szans

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk
W debiutanckim sezonie w cyklu Grand Prix Tai Woffinden wywalczył 49 punktów. Dało mu to dopiero 14. pozycję. W kolejnych latach "Woffy" odbudowywał swoją formę. W 2011 roku został wypożyczony z Włókniarza Częstochowa do Startu Gniezno. W barwach drużyny z pierwszej stolicy Polski Woffinden był jednym z liderów i poprowadził ten zespół do baraży o Ekstraligę. Rywalem Orłów był… Włókniarz. W rewanżowym meczu barażowym Brytyjczyk nie wystąpił, a Lwy rzutem na taśmę uratowały ekstraligowy byt.

Przed sezonem 2012 Woffinden związał się z Betard Spartą Wrocław i to właśnie w barwach drużyny z Dolnego Śląska rozwinął skrzydła. Był liderem Spartan i walnie przyczynił się do tego, że jego drużyna w latach 2012-2013 dwukrotnie obroniła Ekstraligę. Przed obecnym sezonem Woffinden po raz drugi w karierze otrzymał od organizatorów cyklu Grand Prix stałą dziką kartę. "Tajski" pokazał, że był to strzał w dziesiątkę.
Obecny sezon jest dla niego przełomowy. Był zdecydowanym liderem Betard Sparty Wrocław i jednym z najlepszych zawodników Enea Ekstraligi. W dodatku w cyklu Grand Prix od początku rywalizacji toczył walkę o pierwsze miejsce. W Pradze po raz pierwszy wygrał zawody elitarnego cyklu. W Gorzowie, Terenzano, Daugavpils i Krsko stanął na podium. Przed zawodami w Sztokholmie "Woffy" miał 22 punkty przewagi nad najgroźniejszym rywalem - Jarosławem Hampelem. Mimo ogromnej przewagi, nie czuł się jeszcze mistrzem świata. - Niektórzy ludzie mówią, że tytuł już jest mój, ale wciąż mogę go stracić. Jeśli będę miał w Sztokholmie zły dzień, a Jarek Hampel i Nicki Pedersen dobry, wszystko może rozstrzygnąć się dopiero w Toruniu. Po prostu muszę robić w ten weekend to samo co zwykle i nic nie zmieniać. Jeśli na końcu będę mistrzem, to nim będę. Jeśli nie, to nie - powiedział Brytyjczyk.

Tylko kataklizm mógł odebrać Woffindenowi mistrzostwo. Jednak niewiele brakło, a czarny scenariusz mógł znaleźć odzwierciedlenie w rzeczywistości. W drugim wyścigu "Tajski" wjechał w tylne koło motocykla Tomasza Golloba. Obaj upadli na tor. Woffinden wstał z niego o własnych siłach i kontynuował udział w zawodach. Z kolei Gollob został odwieziony do szpitala. Brytyjczyk zmagał się z olbrzymim bólem, bowiem w wyniku upadku odnowiła mu się kontuzja. Mimo to zdobył 7 punktów i w Toruniu musiał zdobyć zaledwie 6 "oczek", by zostać mistrzem. Sztuki tej dokonał.

Woffinden w sobotę został nowym królem speedwaya i pierwszym od 13 lat Brytyjczykiem, który sięgnął po ten najcenniejszy laur w światowym żużlu (poprzednio dokonał tego Mark Loram). Woffinden od najmłodszych lat wyznaczał sobie ambitne cele. Jak każdy młody jeździec chciał zostać mistrzem świata. Marzenie nie tylko jego, ale i jego nieżyjącego już ojca spełniło się 5 października 2013 roku.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×