Sportowej złości mi nie brakuje - rozmowa z Szymonem Woźniakiem, żużlowcem Polonii Bydgoszcz

Oliwer Kubus
Oliwer Kubus
A jak mocno martwiłeś się ostatnimi zawirowaniami wokół Polonii? Bo nie wierzę, że przechodziłeś obok tego obojętnie. Mogłeś w końcu zostać bez klubu.

- Momentami bywało gorąco i na pewno nie będę tych 2-3 tygodni wspominał z radością. Teraz mamy zapewnienia, że sytuacja nabrała wiatru w żagle i nareszcie będzie trochę więcej sportu w sporcie. Na to czekałem; mogę spokojnie wejść w sezon. Są jeszcze pewne sprawy do poukładania, ale najważniejsze już chyba za nami. Czas abyśmy pokazali na co nas stać i swoją postawą zachęcili kibiców do przyjścia na stadion. Generalnie jednak staram się nie przejmować tym, na co nie mam wpływu.

Masz natomiast, podobnie jak pozostali zawodnicy, wpływ na atmosferę w zespole - na atmosferę, która powinna być waszym atutem, ponieważ oprócz ciebie kadrę Polonii tworzą żużlowcy, którzy również uchodzą za sympatycznych i raczej bezkonfliktowych.

- Mam takie samo zdanie. Odbieram naszą drużynę o wiele bardziej pozytywnie niż w poprzednim roku. Atmosfera lub relacje między zawodnikami powinny być czynnikami sprzyjającymi. Trzon ekipy składa się z Polaków. Na zgrupowaniu przebywałem w jednym pokoju z Patrickiem Hougaardem i nękałem go nauką języka polskiego, więc żadnych problemów z komunikacją być nie powinno.

A ty czujesz się stuprocentowym bydgoszczaninem czy twoje serce ciągle bije dla rodzimej Tucholi?

- Gdzie tylko to możliwe podkreślam, że jestem tucholaninem. Żebym jeszcze tam nie zaczynał jeździć na żużlu... Ale właśnie w tej miejscowości rozpoczęła się moja przygoda ze speedwayem. Jak ktoś do mnie mówi Tyfus, to od razu prostuję i zaznaczam, że pochodzę z Tucholi i tam się wychowałem. W Bydgoszczy "tylko" mieszkam i pracuję nad spełnianiem swoich marzeń, co nie oznacza, że jest mi w niej źle. Przeciwnie.

Wspominałeś kiedyś, że po zakończeniu kariery chciałbyś pozostać przy żużlu. Może jako działacz, może jako trener. Masz opracowaną pewną wizję zmian?

- Po zawieszeniu kevlaru na kołku od żużla na pewno się nie odsunę, bo z tego się wyleczyć nie da. Jednak co będę robił w przyszłości, to ciężko powiedzieć.

Jasne. Ale jesteś inteligentny, jeździsz na żużlu już dosyć długo i śledzisz wydarzenia. Pewnie na niektóre tematy pogląd sobie wypracowałeś.

- Zbyt dużo powiedzieć nie mogę, bo dostanę zaraz karę (śmiech). Ale przede wszystkim optowałbym za zwiększeniem liczby drużyn w ekstralidze, do dziesięciu lub więcej, oraz połączeniem pierwszej i drugiej ligi. To baza do następnych ruchów. Od tego zacząłbym reformy. A czy będę kiedyś prezesem albo działaczem? Nie wiem, raczej nie. Wolałbym się przesiąść do samochodu rajdowego.

To konkretny plan? - Rajdówką jeździłem już wielokrotnie. Za kierownicą lub jako pasażer czy pilot. To coś, co mnie kręci, lecz do tego jeszcze długa droga. Póki co dążę do zostania mistrzem świata na żużlu i temu wszystko podporządkowuję.
- Nie jestem potulnym barankiem - mówi o sobie Szymon Woźniak - Nie jestem potulnym barankiem - mówi o sobie Szymon Woźniak
Właśnie. Co musisz zrobić, żeby być jeszcze lepszym? W czym leży problem? - W niczym. Po prostu trzeba być skoncentrowanym na tym, by się rozwijać, realizować kolejne cele i mierzyć coraz wyżej. Nie wydaje mi się, żeby jeden konkretny problem stanowił przeszkodę. Chcę się rozwijać pod każdym względem. Stąd też decyzja o startach w Anglii i zabiegi, o których wcześniej rozmawialiśmy.

Tyle że można robić wszystko wedle określonego planu, z wielką starannością. A jednak czegoś ciągle może brakować.

- Kasy może brakować. Mówię to pół żartem, pół serio. Próbuję rozszerzać swoje działania marketingowe i szukać sponsorów. Nie trzeba być jasnowidzem, żeby przewidzieć, co może niebawem się wydarzyć. Zdecydowaną większość zarobionych bądź pozyskanych pieniędzy przeznaczam na sprzęt, a koszty związane z prowadzeniem żużlowej działalności niestety ciągle rosną. To może się kiedyś przestać opłacać. Na szczęście posiadam grono zaufanych i bardzo zaangażowanych sponsorów. To grono zwiększyło się tej zimy o kilka nowych firm. Obecnym i nowym sponsorom serdecznie dziękuję. Bez nich na pewno nie byłbym w miejscu, w którym się znajduję.

Mówi się, że żużlowiec nie może być ministrantem, tylko walczakiem, skurczybykiem. Ty jesteś lubiany; emanujesz skromnością i normalnością. To bardzo pozytywne cechy w życiu. Ale czy taki charakter predestynuje do walki o największe sukcesy? To nie wyrzut, raczej próba odpowiedzi na pytanie o to, jaki powinien być żużlowiec, jeśli w ogóle można zbudować pewien model zachowań.

- Sportowej złości mi nie brakuje, tyle że, tak mnie wychował tata, staram się ją wyładowywać na torze, a po zjeździe do parkingu jestem człowiekiem jak każdy inny. Może bywam za grzeczny, ale taka już moja natura. Każdy ma pomysł na karierę. Ja również i stopniowo go realizuję. Trzymam się pewnych zasad, które jak wierzę zaprowadzą mnie wysoko. Stawiam na perspektywiczną, długą karierę, a nie krótkotrwałe skoki formy, które jak szybko przychodzą, tak szybko się kończą. Poza tym nie jestem jakimś potulnym barankiem. Moi znajomi wiedzą, że u mnie wszystko jest wyważone. Wiem, kiedy mogę sobie pofolgować, a kiedy podkulić ogon i z pokorą robić swoje.

Jasne. Tylko bardziej chodziło mi o twoją opinię, czy żużlowiec musi być twardzielem.

- Oczywiście, że tak! Żużlowiec musi być uosobieniem prawie wszystkiego, co najgorsze. Ale na torze.

Wojciech Łazarek, były trener piłkarskiej reprezentacji Polski, mówił, że zawodnik musi być basiorem, nie pipolokiem. To chyba można odnieść do żużlowca, który po wyjeździe na tor powinien się stać zdeterminowanym wojownikiem.

- Dokładnie tak! Zawodnik musi panować nad swoim mechanizmem obronnym, bo to w żużlu może być czasami niebezpieczne. Granica musi być przesunięta, ale gdzieś tam, choćby przed samą przepaścią, powinna się znajdować. Po żużlu czeka mnie kolejne 45 lat cudownego życia. Warto dotrwać w kawałku.

KUP BILET na 2025 PZM FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw. KLIKNIJ i przejdź na stronę sprzedażową!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×