Grzegorz Drozd: Moc Szczakiela

Grzegorz Drozd
Grzegorz Drozd
Kawior, pot i oranżada

- Jest to pierwsza Gala w historii Ekstraligi. Wspólnie ze sponsorem tytularnym, telewizją nc+ stwierdziliśmy, że warto i trzeba zorganizować coś ciekawego dla tego środowiska - dzielił się ze mną wrażeniami prezes Spółki, Wojciech Stępniewski. - Myślę, że impreza udała się i na pewno chcemy, aby odbyły się w przyszłości kolejne edycje. Jesteśmy zadowoleni z frekwencji i podejścia klubów do naszego pomysłu. Żużel jest niszowym sportem, który potrzebuje stałej i dobrej promocji. Ciężka praca klubów przynosi efekty. W tym roku średnia frekwencja na meczu ligowym w PGE Ekstralidze była wyższa od frekwencji w ekstraklasie piłkarskiej. Żużel to wyczerpujący sport nie tylko dla prezesów, ale i zawodników. Dlatego takie spotkania są pożyteczne. Na luzie można się spotkać i przedyskutować różne tematy. Ta impreza jest przede wszystkim dla zawodników. Żeby mieli okazję dla ułożenia swoich relacji sportowych, czy biznesowych, aby mogli spotkać się i porozmawiać w wygodnych warunkach z działaczami i sponsorami - zaznacza Stępniewski. - To była dobra promocja speedwaya. Impreza zorganizowana na wysokim i profesjonalnym poziomie. Warto pamiętać, że nie jest to pierwszy tego typu event w naszym żużlu. Wcześniej odbywały się podobne gale i wszystkie były pożyteczną promocją naszego sportu. W miły sposób akcentują głównych bohaterów sezonu, a także konsolidują środowisko. Nie tylko zawodników, ale także działaczy, czy sponsorów. Takie spotkania naprawdę są potrzebne i bardzo pożyteczne - uważa przewodniczący GKSŻ Piotr Szymański.

- Biorąc pod uwagę jakość widowiska, jakie stworzyli w tym roku zawodnicy, to miejsce Gali jest w odpowiednim miejscu - zażartował Adam Skórnicki. - Paradoksalnie Warszawa, gdzie nie ma żużla na co dzień, jest bardzo ważnym miejscem dla polskiego speedwaya, bez którego będzie nam wszystkim trudniej. Dlatego żużel musi być obecny w stolicy choćby w takim wymiarze. Musimy takie eventy kontynuować, a przy okazji warszawskie środowisko zarażać speedwayem - uważa nominowany w kategorii trenera roku, Adam Skórnicki. - W przyszłym sezonie Ekstraliga będzie obchodzić mały jubileusz 10-lecia istnienia. To będzie dobry moment na pierwsze podsumowania. Na pewno był to czas wielu sukcesów, ale także i porażek. Ale chcę mocno podkreślić, że na plus zmienia się podejście klubów i prezesów do współpracy na rzecz speedwaya. Nigdy jak w minionym sezonie tak dobrze nie układała się współpraca pomiędzy Spółką, a klubami. Chciałbym pochwalić wszystkich włodarzy ekstraligowych klubów - dodał prezes.

Galę zdominowali młodzi gniewni. Wystraszeni okiem kamery w niczym nie przypominali walecznych wojowników na głośnych narowistych maszynach. - Sławek pomóż, bo młody powiedział, że bez ciebie nie udzieli wywiadu - ratował sytuację reporter stacji nc+ prosząc Sławka Drabika o wsparcie dla syna Maksyma. - Niech się uczy. Na tor przecież z nim nie wyjeżdżam, to i wywiadów nie będę udzielał - skwitował jak zwykle pełen humoru Slammer. - Moja gwardia również odczuwała tremę przed mediami i występami na żywo. Z czasem okrzepną - uważa Drabik senior. Słowa pełne niedowierzania, spuszczone głowy i trema w głosie. Po zachowaniach najmłodszych bohaterów Gali można było popaść w zwątpienie, czy aby na pewno to ci sami herosi, co nie przymykają gazu i bez respektu przed utytułowanymi kolegami walczą z nimi na łokcie i centymetry pędząc niemalże na oślep w kolejny wiraż. Piękne hostessy, wypaśne wnętrza i unoszący się w powietrzu lukier nieco przytłamsiły nasze młode gwiazdy. W każdym razie Zmarzlikowi - najlepszemu juniorowi Ekstraligi - i jego rówieśnikom życzę zdolności krasomówczych co najmniej na poziomie sportowego guru Bartka, którego początki oratorskie też nie były łatwe.

- Cieszy mnie, że młodzi chłopcy wykazują zainteresowanie tym sportem. Piłkę może kopać każdy, natomiast zostać żużlowcem mogą nieliczni. Żużel jest trudną dyscypliną, która wymaga od sportowca wielu wyrzeczeń i ogromnego hartu ducha - twierdzi Jurek Szczakiel. - Za naszych czasów główny splendor dla młodego zawodnika, to była możliwość ponoszenia toreb starszych zawodników. Dziś młodzi po sezonie są obsypywani splendorem, a my po meczu, co najwyżej mogliśmy wynieść motocykle z autobusu klubowego, a w najlepszym wypadku dostać manto na dupę - śmieje się Skórnicki. - Spotkania posezonowe mieliśmy... ale w sali gimnastycznej, gdzie spod swetrów pachniało potem, a nie kawiorem. Zaś na stole pokrytym brudną ceratą stała biała oranżada, a nie szampan podsuwany przez długonogie lale - docinał Sławek Drabik. - Takie rauty są jak najbardziej na plus. Można za darmo najeść się i wypić, a nawet przenocować. Zapraszają, to trzeba korzystać - ciągnął dowcip dwukrotny indywidualny mistrz Polski z Częstochowy. - Przede wszystkim trzeba być sobą. Każdy ma prawo zagotować się przed kamerą. Jeśli damy plamę, to nic się nie stanie. Najwyżej ludziska podrą z nas łacha i tyle - dodał z uśmiechem Skóra, który tym razem nie miał okazji zaprezentować kunsztu przedkamerowego na głównej scenie. - Nie jestem zawiedziony, bo nie nazwałbym się jeszcze trenerem, czy menedżerem. Jedyne mogę podziękować kolegom po fachu za pomoc i cenne rady, które pomogły w sukcesie mojej drużyny - zakończył Skórnicki.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×