Znów piąty. Dziewiąta część historii Kenny'ego Cartera

Od początku sezonu 1983 Kenny Carter pewnie zmierzał do swojego trzeciego z rzędu występu w Finale Światowym IMŚ. Dwie ostatnie odsłony eliminacji ukończył zdecydowanie "nad kreską" i szykował się na wrześniową podróż do Niemiec.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Rozgrzewkę przed zmaganiami w Norden stanowił finał DMŚ, który rozegrano 12 sierpnia w Vojens. Tam Anglicy tylko częściowo zmazali plamę po niepowodzeniu sprzed roku. Wywalczyli "zaledwie" srebro, a gospodarze byli wyraźnie poza ich zasięgiem. Dodatkowo Synowie Albionu o drugie miejsce stoczyli zaciekły bój z Amerykanami. Chłopak z Halifax do Niemiec wybierał się więc z jeszcze większym apetytem na złoto IMŚ, które już dwa razy dość pechowo wymknęło mu z rąk.

Phil Collins, Erik Gundersen, Antonín Kasper jr., Lance King, Michael Lee, Karl Maier, Chris Morton, Egon Müller, Hans Nielsen, Ole Olsen, Zenon Plech, Billy Sanders, Mitch Shirra, Dennis Sigalos, Jiří Štancl - lista rywali Cartera w Finale Światowym A.D. 1983 z jednej strony prezentowała się okazale, a z drugiej wyglądała na wyraźnie słabszą niż w poprzednich latach. Dlatego właśnie pomimo delikatnej obniżki formy Kenny wciąż zaliczał się do głównych kandydatów do objęcia żużlowego tronu po Brusie Penhallu. - Carter jeżdżący na pół gwizdka i tak jest lepszy niż dziewięćdziesiąt procent zawodników w szczytowej formie - twierdził Ivan Mauger, były już wówczas menadżer lidera Książąt.

Po zakończeniu współpracy ze słynnym Nowozelandczykiem reprezentant Zjednoczonego Królestwa wymyślił sobie, że jego mentorem w parkingu w Norden będzie John Louis, czyli dawny znajomy z czasów wspólnej jazdy w barwach Halifax Dukes. Pochodzący z Ipswich jeździec nie był jednak zbyt entuzjastycznie nastawiony do tego pomysłu - Kenny nie potrzebował ode mnie żadnych rad, był całkowicie samodzielny - tłumaczy.

Kenny podświadomie czuł, że taka szansa jak w Norden może się już nie powtórzyć, i że do Niemiec musi zabrać ze sobą odpowiednich ludzi, którzy będą czuwać nad wszystkim co w żużlu jest istotne. Właśnie dlatego poprosił o pomoc starego kumpla z Australii - Grahama McKeona. Oprócz niego nie mogło zabraknąć również etatowego mechanika, czyli Richarda Pickeringa. Phil Hollingworth natomiast zrezygnował z wyjazdu. - Kenny z jakiegoś powodu w ostatniej chwili odmówił zabrania w podróż mojej partnerki - Debbie. Ona nie bywała zbyt często na żużlu, ale z całego serca pragnęła zobaczyć występ Cartera w finale IMŚ. W takiej sytuacji oznajmiłem mu, że albo pojedziemy razem, albo wcale. No i tym sposobem zawody obejrzałem w telewizji - wspomina. ZOBACZ WIDEO Skład MRGARDEN GKM Grudziądz na sezon 2017!
Zachowanie Kenny'ego wobec Phila i Debbie może dziwić szczególnie ze względu na to, że mężczyźni byli oddanymi przyjaciółmi. Jak się jednak okazuje, ich relacja wyglądała dość specyficznie. - Pamiętam, kiedy pierwszy raz pomagałem mu podczas zawodów na The Shay - opowiada Phil. - Gdy nadszedł czas opuszczenia parkingu i przebrania się w szatni po drugiej stronie stadionu, Kenny kazał mi wziąć jego torbę, a sam ruszył w kierunku przebieralni. Wtedy mu się odszczeknąłem: "Sam sobie weź swoją torbę, ty leniwy sukinsynu! Ja jestem twoim mechanikiem, a nie tragarzem!". Nie spodobało mu się to, ale kiedy był w gazie, to współpraca z nim wyglądała zupełnie inaczej. Przypominała niekończącą się podróż dwóch kumpli. Mogłem być z nim szczery i powiedzieć, że pojechał jak cienias, a on mi najpierw przytakiwał, a potem proponował zmiany w ustawieniach zamiast wkurzać się i kopać motocykl. Phil należał do nielicznych osób, które potrafiły dogadać się z Kennym. Gdy mecz wypadał w sobotę, wtedy w niedzielę rano mechanik czyścił jego motocykle. Kiedy jednak roboty przy sprzęcie było więcej niż zazwyczaj, to Carter nie bał się ubrudzić sobie rąk. Mężczyzna czasem stosował na Kennym sztuczki psychologiczne, żeby wycisnąć z jego żużlowego talentu sto dziesięć procent. - Podczas Finału Brytyjskiego wygrał wyścig z dużą przewagą, ale po zjeździe do parkingu skarżył się, że motocykl jest do chrzanu - opowiada. - Poinformował mnie też jak zamierza pojechać w kolejnej gonitwie, a ja na to, iż lepiej dopasować maszyny do warunków już się nie da. On jednak szedł w zaparte i pokazując na inny motocykl palnął: "Nie kłóć się ze mną, pojadę na tym!". Kiedy zniknął z pola widzenia po prostu podmieniłem osłony, po czym wygrał kolejny wyścig bez problemu. Gdy zjechał do boksu, zapytałem go: "No i jak teraz?". "Sto razy lepiej", odparł, a ja wtedy na to, że jechał na tym samym co poprzednio. Zwyzywał mnie od drania, ale to bardzo typowe dla żużlowców, że połowa sukcesu tkwi w ich głowach.
"Ollie", jak wołano na Hollingwortha, był prawdziwą prawą ręką Kenny'ego. Gdy trzeba było na przykład pojechać do Erica Boococka po części, dostawał od Cartera książeczkę czekową z podpisanym czekiem in blanco. Jeździec Książąt ufał też swojemu mechanikowi w kwestii przełożeń czy oceny warunków panujących na torze. Nie znaczyło to jednak, że był niezorganizowany, gdyż w zeszyciku zawsze notował sobie ustawienia zastosowane w danych zawodach oraz... nazwisko sędziego z adnotacją jak długo ten trzyma żużlowców w niepewności przed zwolnieniem taśmy.

Finał Światowy w złotej erze speedwaya był niesamowitym wydarzeniem, goszczącym na fantastycznych arenach takich jak Wembley w Londynie, Ullevi w Goeteborgu czy Stadion Śląski w Chorzowie. Motodrom Halbemond wyglądał przy nich jak ubogi krewny. Nie przeszkodziło to jednak około trzydziestu tysiącom kibiców przybyć do Norden, by dopingować swoich ulubieńców. Większość zgromadzonych trzymała oczywiście kciuki za Egona Müllera, dla którego było to piąte w karierze podejście do ostatecznej rozgrywki o medale IMŚ. Reprezentant gospodarzy do tamtej pory finiszował co najwyżej na siódmej pozycji, ale smak najwyższego stopnia podium znał doskonale z wyścigów na długim torze.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×