Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: W styczniu pojechał pan na rower do Hiszpanii. Zainspirował się pan trenerem kadry Markiem Cieślakiem, który mówi, że jazda na rowerze może pomóc w zdobyciu złotego medalu mistrzostw świata.
Bartosz Zmarzlik, żużlowiec Cash Broker Stali Gorzów, wicemistrz świata: W Hiszpanii było w porządku. Słońce, pozytywna energia i kilometry, których potrzebowałem. Nie wiem, czy to przybliża mnie do złotego medalu. Robię to, bo lubię, bo to moja pasja, to mnie relaksuje. Przy okazji zaliczam dobry trening. Wcześniej dużo biegałem, teraz jest rower.
Rozmawiamy na zakończenie zgrupowania kadry. Sporo was, a w finale Speedway of Nations pojedzie tylko dwóch zawodników. Rok temu Zmarzlika zabrakło.
To prawda. Cóż mogę powiedzieć? Może moja forma w tamtym okresie nie wystarczyła, żeby jechać w finale.
Czytaj także: Hampel: Nigdy nie złamałem danego słowa
Pan żartuje. Był pan najlepszym zawodnikiem PGE Ekstraligi.
No tak, ale na ten wynik pracowałem cały rok, a finał mistrzostw świata par odbył się w czerwcu. Robiłem, co mogłem, ale widocznie nie zasłużyłem. Teraz z jeszcze większą mobilizacją przystępuję do walki o dwa miejsca w kadrze.
ZOBACZ WIDEO Ważna rola ojców w żużlowych teamach. Zmarzlik i Janowski zdradzają szczegóły
Słyszałem, że rok temu nie było powołania, bo uznano, że parą jeździ pan gorzej niż koledzy.
Uważam, że jazda parą nie wygląda u mnie najgorzej, ale zawsze można zrobić jakieś zgrupowanie na torze, przećwiczyć ten element. Jestem otwarty na to, jak i też na sugestie i rozmowy. Jeśli trener powie, z kim mam jechać, to popracujemy i udowodnię, że potrafię jeździć parą.
Na bazie meczów ligowych trudno stwierdzić, czy pan potrafi, bo przeważnie chwilę po starcie jedzie pan 15 metrów przed rywalami.
Może i tak jest, ale gdy idzie o kadrę, będę starał się pokazać, że potrafię. Zresztą proszę sobie przypomnieć igrzyska World Games 2017. Jechałem w parze z Maćkiem Janowskim i dobrze to wtedy wypadło. Oczywiście, nie będę oszukiwał, ja chcę wygrywać biegi, ale nie mam nic przeciwko współpracy. Liczy się to, co aktualnie daje niezły wynik. Tego się trzymam.
Słyszałem taką opinię, że Zmarzlik nie będzie mistrzem, dopóki nie zacznie jeździć z chłodną głową.
Dziwne. Przyznaję, że kiedyś się podpalałem, ale już dawno z tego wyrosłem. Ostatnie trzy sezony to już była jazda z chłodną głową. Trzy lata w Grand Prix dały mi sporo materiału do przemyśleń. Myślę, że ktoś, kto oglądałby mnie rok temu z bliska w boksie, zaobserwowałby, że się zmieniłem. Towarzyszy mi już inny klimat, inne odczucia niż kilka lat temu.
Wypomina się panu wariackie ataki. Choćby takie, jak ten ubiegłoroczny, gdzie doszło do kraksy z Pedersenem.
Kraksa nie wzięła się z żadnego wariactwa. Poza tym, czy innym nie zdarzają się upadki i wykluczenia. A ile ja miałem tych ostatnich rok temu? Chyba jedno. Dwa lata temu żadnego. Proszę sprawdzić. Ja sam mocno to analizuję i wyciągam wnioski. Zapewniam, że nie przewracam nikogo, bo w głowie mi się gotuje. Nikomu celowo krzywdy nie zrobiłem.
Jeśli w tym roku marzy pan o złocie, to musi pan coś zrobić, żeby początek sezonu w Grand Prix nie był tak słaby, jak ubiegłoroczny.
Rok temu miałem mało jazdy, brakowało mi przez to pewności siebie. Ze sprzętem też nie byłem poukładany. To, co grało w lidze, w Grand Prix już nie działało. Potem wszystko zaskoczyło na dwóch frontach. Cóż, teraz muszę odrobić lekcję z tego, co się wydarzyło przed rokiem. Do tego dorzucę pokorę i myślę, że nie będzie źle.
Jest pan kierowcą czy zawodnikiem? Pytam, bo tuner Ryszard Kowalski mówi o was kierowcy. Niektórzy uważają, że mechanik daje w ten sposób do zrozumienia, że maszyna ważniejsza niż człowiek.
Taki ma zwrot, a ja nie widzę w tym nic złego. Cieszę się, że pan Ryszard ma dla mnie czas i robi moje silniki.
Tylko co zrobić, żeby w kolejce do Kowalskiego stał pan przed Woffindenem?
Nie czuję się wcale gorzej traktowany. Woffinden wygrał ze mną rok temu, bo był dobry, lepszy ode mnie. Mnie jeszcze trochę do niego brakuje. Nie wiem ile. Sami to oceńcie. Mam 24 lata i wciąż się uczę. Chciałoby się te złote medale zdobywać jak najszybciej, ale widać, że muszę poświęcić temu jeszcze trochę czasu i nauki.
Trwa dyskusja, czy potrzebni są wam w parku maszyn ojcowie. Prezes Andrzej Witkowski upiera się, że to bez sensu, bo tata patrzy na syna przez różowe okulary. Pan czasami jeździ na Grand Prix z trenerem Stanisławem Chomskim, więc…
Nie wiem, co mam powiedzieć. Teraz mam dobrze skonstruowany team i nie czuję potrzeby zatrudniania dodatkowych osób. Dwa lata uczyliśmy się siebie, ale już w poprzednim sezonie każdy wiedział, co ma robić. Czytałem, że prezes Witkowski powiedział, że przy ojcu zawodnik nawet dobrze nie odreaguje, bo nie wypada mu zakląć. To ja powiem, że nie czuję takiej potrzeby. Po przegranych biegach nie muszę wszystkiego w boksie przewracać, nie muszę kląć.
Woffinden ma w teamie Petera Adamsa, który daje mu informacje, jak zmienia się tor, jak jadą rywale.
I super, że ma. Jak mu to funkcjonuje, to trudno się dziwić, że ma.
Czytaj także: Gruchalski: Potrzebowałem upadku, żeby się odbić
W kwalifikacjach Grand Prix mają być mierzone czasy. Na ich podstawie będą przyznawane numery startowe.
To jest bardzo słabe, bo ja mam mecze ligowe i jakieś kwalifikacje stracę. To oznacza, że dostanę słabe numery. Liczę jednak na to, że te kwalifikacje czasowe, w których wezmę udział, pozwolą mi wybrać lepsze numery i wszystko się zbilansuje.
Nowinka fajna, ale lepiej by było, jakby wprowadzono ją, jak już liga nie będzie kolidowała z treningami przed Grand Prix.
Pewnie, że lepiej by było, jakby w każdym treningu można było pojechać. Nie mam jednak zamiaru za dużo o tym myśleć. Dywagacje w stylu, że jak zły numer, to i wynik kiepski, nic nie pomogą. To zwykłe marudzenie, a ja nie chcę marudzić, bo to się obróci przeciwko mnie. Zamierzam się skupiać na tym, co ode mnie zależy.