To był pracowity weekend dla części żużlowców. W piątek Bartosz Zmarzlik musiał zapomnieć o treningu przed Grand Prix Polski. Ważniejsze było bowiem spotkanie PGE Ekstraligi. Następnego dnia Zmarzlik zameldował się już na PGE Narodowym i dał z siebie wszystko, choć do finału zabrakło niewiele.
Więcej powodów do radości polskim fanom dał na PGE Narodowym Patryk Dudek. Zielonogórzanin zaczął nowy sezon Speedway Grand Prix od trzeciej pozycji. Biorąc pod uwagę, że Dudek ostatnio nieco się poobijał i nie przystępował do zawodów w pełni sił, taki wynik na pewno go cieszy.
Najszczęśliwszy w sobotę był jednak Leon Madsen. Duńczyk w pięknym stylu przywitał się z kibicami w mistrzowskim cyklu. Może przez całe zawody nie był najszybszy, może czasem dopisało mu szczęście, ale w historii zapisał się jako kolejny triumfator Grand Prix Polski.
ZOBACZ WIDEO Artiom Łaguta: Grisza jest twardy, ale to nie oznacza, że będzie lepszy
Dla Madsena ten sukces jest o tyle ważny, że czuje się mocno związany z Polską. Wszakże jego partnerka życiowa pochodzi właśnie z naszego kraju. Duńczyk uczy się też naszego języka… Może kiedyś po wygraniu turnieju SGP w całości udzieli wywiadu po polsku?
Radość Madsena z wygranej w Warszawie nie trwała jednak zbyt długo. W niedzielę jego forBET Włókniarz Częstochowa poległ z kretesem z Fogo Unią Leszno. Duńczyk musiał się zmierzyć z syndromem "dnia po" i poprosił częstochowskich kibiców o wsparcie w kolejnym spotkaniu ligowym. - Miejmy nadzieję, że zgarniemy dwa punkty - ogłosił.
Podczas gdy Madsen cieniował w Częstochowie, to niepowodzenia z Grand Prix Polski odbił sobie Emil Sajfutdinow. Rosjanin już w piątej kolejce został bohaterem biegu sezonu. Nagranie pokazujące, jak wyprzedza Jakuba Miśkowiaka będzie przez lata krążyć po YouTube.
Czytaj także: Bieg sezonu Sajfutdinowa w Częstochowie
Wielkim nieobecnym tego weekendu był Maciej Janowski, który z powodu kontuzji barku musiał zrezygnować z występów ligowych i Grand Prix Polski. Kapitan Betard Sparty Wrocław mocno przyczynił się jednak do tego, że w niedzielę jego ekipa pokonała Get Well Toruń. Pożyczył bowiem sprzęt Jakubowi Jamrogowi i Maxowi Fricke.
Czytaj także: Janowski pokazał, ile znaczy kapitan
Więcej szczęścia miał Jason Doyle. Australijczyk jeszcze kilka dni temu zanotował koszmarny upadek podczas meczu w Toruniu. Ucierpiało w nim jego żebro oraz płuco. Były mistrz świata po raz kolejny pokonał jednak granicę bólu i przystąpił do rywalizacji na PGE Narodowym.
Kolejnego dnia Doyle i jego koledzy z Get Well wybrali się do Wrocławia, gdzie otrzymali lanie od żużlowców Betard Sparty. Kibice gości mogli liczyć jedynie na Doyle oraz Jacka Holdera, choć ten drugi nie popisał się w jednym z wyścigów, gdy starał się blokować rywala wystawiając nogę.
Holder otrzymał za ten manewr żółtą kartkę i biorąc pod uwagę jego wpis w social mediach, niekoniecznie się z nią zgadza. Żużlowiec opublikował na Twitterze fotografię z wyprostowaną nogą i pytał o zasadność kary. Później wpis usunął.
Strach jednak pomyśleć, jak wyglądałby wynik torunian we Wrocławiu, gdyby nie Doyle i młodszy z braci Holderów. Nie dziwi zatem, że menedżer Jacek Frątczak zabrał po spotkaniu zagranicznych zawodników na ponad półgodzinną pogawędkę.
Czytaj także: Jacek Frątczak nie jest przyspawany do stołka
W świecie piłkarskim głośna stała się "suszarka" sir Alexa Fergusona, który potrafił w kwadrans zrugać wszystkich piłkarzy Manchesteru United, by zmotywować ich do lepszej gry. Czy będziemy też mówili o "suszarce Frątczaka"? To pokaże kolejny weekendy i arcyważny mecz ze Speed Car Motorem Lublin.
Ponad pół godziny sobie poczekałem na Jacka Frątczaka. Bo tyle trwała narada z drużyną Get Well po meczu we Wrocławiu. Iversen przyszedł po kilku minutach... Prosto spod prysznica. #WROTOR pic.twitter.com/VrQtcSQtsl
— Łukasz Kuczera (@Kuczer13) May 19, 2019