Żużlowi artyści. Malują 60 kasków dla gwiazd. Zaczynali od Mustanga trenera żużlowej kadry

Materiały prasowe / Tak prezntuje się kask Bartosza Smektały
Materiały prasowe / Tak prezntuje się kask Bartosza Smektały

Paweł Janowicz i Michał Engelmajer namalowali kiedyś pasy na zabytkowym Mustangu Rafała Dobruckiego. Dzięki temu szybko trafili do żużlowego biznesu. Teraz malują 60 kasków rocznie dla różnych zawodników. Za każdy życzą sobie od 1200 do 3000 zł.

W tym artykule dowiesz się o:

- Jesteśmy z Bojanowa, a to okolice Leszna, więc wiadomo, że kochamy żużel - mówi nam Paweł Janowicz, który od dłuższego czasu specjalizuje się w malowaniu i serwisie kasków. Pomaga mu wspólnik i przyjaciel Michał Engelmajer. Obaj są w żużlu za sprawą Rafała Dobruckiego, który jest miłośnikiem zabytkowej motoryzacji.

- Dla niego zrobiliśmy pierwszy kask, ale to stało się tak naprawdę przy okazji. Najpierw zajmowaliśmy się malowaniem customowych motocykli, nanoszeniem grafik reklamowych na samochody i renowacją zabytków. Rafał złożył u nas projekt na swojego zabytkowego Mustanga. Wyszło fajnie, więc postanowił pójść za ciosem i zamówił kask. Później postawiliśmy na specjalizację w tym kierunku i odbyliśmy niezbędne szkolenia. Zakupiliśmy też odpowiednie technologie - tłumaczy Janowicz.

Teraz panowie malują 60 kasków rocznie. Za każdy zawodnicy płacą minimum 1200 zł. Sporą część tej kwoty stanowi koszt materiałów wykorzystywanych do malowania. Ich klientami są między innymi Bartosz Smektała, Piotr Protasiewicz, Dominik Kubera, Jason Doyle, Martin Vaculik, bracia Pawliccy, Tobiasz Musielak, Daniel Kaczmarek, Jakub Jamróg, Jarosław Hampel czy Anders Thomsen.

ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a

Niektórzy żużlowcy są gadżeciarzami. Mają naprawdę duże wymagania i potrafią sypnąć groszem, żeby dostać wymarzony kask. - Zdarza się, że są gotowi zapłacić 3000 zł - przyznaje Engelmajer. Za co zawodnicy płacą najwięcej?

- Teraz na topie są kaski z powłoką srebra o czystości 99,9 proc. popularnie zwane wychromowanymi, których używają słoweńscy skoczkowie narciarscy. To wygląda bardzo efektownie. Efekt wow jest w tym przypadku murowany. Takie malowanie trzeba wykonać odpowiednią techniką, a to sporo kosztuje. Taki kask ma między innymi Dominik Kubera - tłumaczy Engelmajer.

W kaskach jak ten Kubery zawodnicy nie wyjeżdżają najczęściej pod taśmę, bo ich kolorystyka nie współgra z żużlowym regulaminem. Niektórzy korzystają z nich podczas treningów lub przekazują je swoim sponsorom w podziękowaniu za współpracę w całym sezonie.

Malowanie kasków żużlowych w znacznym stopniu determinuje regulamin, który jasno określa, co można zrobić, a co jest zabronione. Jeśli chodzi o preferencje zawodników, to wyróżnić można dwa nurty. Jedni stawiają na oryginalność. - Fantazję ma wielu, ale najwięcej dzieje się u Bartosza Smektały i Tobiasza Musielaka - mówi nam Janowicz.

Ten pierwszy zgrał na kask swoje wszystkie życiowe pasje. - Mam na kasku swojego psa Nachoo. To boston terrier. Niezbędny jest także jaskrawy kolor fluo. Wiele zależy od sponsora, bo nie na każdym tle można umieścić jego logo. Poza tym z tyłu kasku umieściłem dużego orła. Bardzo mi się to podoba. Przyznaję, że ten element podpatrzyłem od innego zawodnika. Dodam, że mój gust się raczej nie zmienia. Co roku stawiam na to samo. Zmiany są tak naprawdę kosmetyczne. Jeśli nie ma upadków, to na sezon wystarczają mi cztery kaski - mówi nam Bartosz Smektała.

- Mam znajomego grafika Adama Pereza Szymańskiego, który podrzuca mi różne pomysły. W zeszłym roku robiłem imprezę dla sponsorów i postawiłem na styl Las Vegas. Trochę mi się to spodobało i poszedłem w tym kierunku przy malowaniu kasków. Mam imitację kart do gry, żetonów, rosyjskiej ruletki i kilka innych fajnych wzorów - dodaje Tobiasz Musielak.

Do drugiego nurtu zaliczają się między innymi Dominik Kubera i Piotr Protasiewicz. - Obaj stawiają na prostotę i elegancję. Najważniejsze jest dla nich wyeksponowanie sponsorów. Jest prosto i schludnie - mówi nam Engelmajer.

Pomalowanie jednego kasku trwa cztery doby. Niektóre przypadki są tak wymagające, że na realizację zamówienia trzeba poczekać dłużej niż tydzień. Pierwszym etapem jest projekt graficzny. - Zawodnik opowiada, a my robimy. Zawsze zaczynamy od pytania, gdzie chce jeździć w danym kasku, bo inne wymogi mamy w Polsce, a inne w Grand Prix. To niuanse, ale są niezwykle istotne. U nas daszek może mieć trochę inny kolor, można dorzucić większe logo sponsora, ale w Grand Prix to już odpada. Logotyp musi mieć powierzchnię 50 cm2. Daszek musi być w kolorze pola startowego - tłumaczy Janowicz.

Żużlowcy chętnie korzystają z usług Janowicza i Engelmajera. Poza efektownymi wzorami płacą za trwałość. - Jest znacznie większa niż w przypadku kasku zakupionego od producenta w oryginalnej powłoce lakierniczej. Szpryca nie robi wtedy tak dużej krzywdy. Na poważne upadki nic nie jesteśmy w stanie już poradzić - tłumaczą. - Poza tym dysponujemy możliwością sprawdzenia kasku po upadku. Wysyłamy go do laboratorium, gdzie pod mikroskopem w dużym powiększeniu doskonale widać, czy uszkodzona jest tylko warstwa dekoracyjna, czy też kolokwialnie mówiąc sama skorupa kasku.

- Jeśli kask ulega wypadkowi, to wysyłam go chłopakom. Oni oglądają i wtedy zapada decyzja: malujemy albo zamawiamy nowy. Podoba mi się ich podejście, bo w wielu przypadkach mogliby powiedzieć, że będziemy malować, ale jednak wolą dbać o szczegóły i nasze bezpieczeństwo. Podpisują się tylko pod pewnymi tematami - przyznaje Bartosz Smektała.

Kaski wykonywane są za pomocą różnych technik. Popularna jest aerografika, czyli wykorzystywanie małego pistoletu. - Stosujemy też techniki szablonowe, które polegają na naklejaniu i odklejaniu różnych elementów. Nie obędzie się też bez pędzelka, ołówka i paru innych drobiazgów. Do wszystkiego używamy specjalnych farb i lakierów. Można powiedzieć, że takich samych, jakie stosują teamy F1 do malowania swoich bolidów i kasków zawodników - wyjaśnia Janowicz.

Obaj panowie lubią interakcje z kibicami, więc często organizują konkursy. Teraz proponują wszystkim fanom żużla, żeby sami zaprojektowali kaski treningowe ekipy BOLL TEAM, z których będą korzystać Jason Doyle, Martin Vaculik i Mikkel Michelsen.

- Wszystkie potrzebne materiały i logotypy zostaną niebawem przygotowane i udostępnione do pobrania w naszej firmie. Nagrodą w konkursie będzie realizacja zwycięskiego projektu i gadżety reklamowe związane z żużlem. A prezentacja gotowych kasków nastąpi przed GP Polski na Stadionie Narodowym w Warszawie - zapowiada Janowicz.

Zobacz także:
Wstrząsające wyznania Maksymiliana Bogdanowicza. Mówi, że był wrakiem
Półtora okrążenia: Z Crumpem rozmawialiśmy o nowym kontrakcie. Nikt nie wiedział, że kończy karierę

Źródło artykułu: