W roku 2015 Darcy Ward długo czekał, by móc wsiąść na motocykl żużlowy. Było to konsekwencją zawieszenia za wykrycie alkoholu w jego organizmie podczas jednego z turniejów Speedway Grand Prix. Gdy okres karencji wygasł, Australijczyk zaczął prezentować świetną formę w barwach Swindon Robins i Falubazu Zielona Góra.
Jeden z meczów Falubazu w polskiej PGE Ekstralidze zakończył się jednak dla Warda tragicznie. Australijczyk zanotował upadek, w trakcie którego uderzył plecami o bandę. Doznał złamania kręgosłupa i przerwania rdzenia kręgowego. Wiadomość od lekarzy była dla niego niczym wyrok - oznaczała koniec z żużlem i najpewniej konieczność jazdy na wózku inwalidzkim przez resztę życia.
Dramat Warda załamał też jednego z żużlowych działaczy, o czym ten postanowił opowiedzieć po latach. - Gdy odebrałem telefon tej mrocznej nocy w sierpniu 2015 roku, od razu poczułem, że skończyłem z żużlem - powiedział promotor Matt Ford, cytowany przez "Bournemouth Echo".
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams
To właśnie promotor Poole Pirates jako jeden z pierwszych uwierzył w talent Warda i dał mu szansę regularnej jazdy w barwach "Piratów" na Wyspach Brytyjskich.
- Kiedy ktoś jest ci tak bliski, a nagle jego ambicje i marzenia zostają zmiażdżone w tak młodym wieku, to rodzą się różnego rodzaju pytania. Mogę powiedzieć szczerze, że żużel nie jest taki sam bez Darcy'ego - ocenił Ford.
Zdaniem Forda, gdyby nie felerne wydarzenia z Zielonej Góry z 2015 roku, Ward obecnie byłby mistrzem świata. - Gość miał niesamowity talent. Gdyby na świecie istniała jakaś sprawiedliwość, to właśnie zdobywałby tytuły mistrza świata. Gdy wydarzył się jego wypadek, byłem gotów od razu zakończyć sezon w Poole. Nawet nie myślałem w tej chwili o potrójnej koronie, na którą mieliśmy szansę. To dla mnie nic nie znaczyło - podsumował Ford.
Czytaj także:
Status quo w Unii Leszno utrzymany. Co z atmosferą w zespole?
Rafał Szombierski pisze list z aresztu