Żużel. Miał być jednostronny mecz, a był dreszczowiec. W finale w Tarnowie pachniało wielką niespodzianką

Mecz w ramach 20. rundy DMP pomiędzy Unią Tarnów i Atlasem Wrocław był zwieńczeniem sezonu 2004. To spotkanie przez kibiców jednej i drugiej drużyny zostanie zapamiętane na długie lata poprzez fantastyczne wyścigi, dramaturgię i sytuacje poza torem.

26 września 2004 roku na torze w Tarnowie spotkały się dwie najlepsze drużyny tamtego sezonu. Unia Tarnów ze swoimi gwiazdami, Tomaszem Gollobem i Tonym Rickardssonem, podejmowała wrocławski Atlas. Tarnowianie przed tym spotkaniem mieli 30 punktów w tabeli, ich przeciwnicy 28. O tym kto zostanie Drużynowym Mistrzem Polski, miał więc zdecydować ostatni mecz rundy finałowej.

Dramat pozatorowy Atlasu zaczął się na kilka godzin przed pierwszym wyścigiem, gdy do obozu wrocławian dotarła informacja, że ich lider, Amerykanin Greg Hancock nie wystąpi w tym ważnym meczu, przez spóźnienie się na samolot z Monachium do Krakowa. Drugi stranieri drużyny, Niels Kristian Iversen, nie mógł wystąpić w tym meczu z powodu zawodów rozgrywanych w swoim macierzystym kraju. Na domiar złego drużyna Atlasu (tak jak przez większą część sezonu) nie mogła korzystać z usług Sławomira Drabika, leczącego kontuzję, stosując za niego zastępstwo zawodnika.

Pozbawiona dwóch liderów drużyna wrocławska musiała stawić czoła ekipie tarnowskiej, która w całym sezonie tylko dwa razy na swoim torze pozwoliła przeciwnikowi przekroczyć granicę 40 punktów. Zadanie wydawało się niemożliwe. Jednak ten kto liczył na mecz do jednej bramki i pewne zwycięstwo gospodarzy, bardzo się przeliczył i musiał mieć bardzo zdziwioną minę, po tym co zobaczył na torze.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Gollob i Hancock byli ikonami, w które wcielał się gdy grał na komputerze

"Jedziemy na luzie" - to zdanie powtarzali jak mantrę wszyscy zawodnicy Atlasu Wrocław, gdy dowiedzieli się, że w meczu o złoty medal DMP będą jechać w piątkę. Jarosław Hampel, Krzysztof Słaboń, Tomasz Gapiński, oraz juniorzy Robert Miśkowiak i Piotr Świderski mieli pojechać o honor i jak najmniejszy rozmiar porażki. Jednak nikt na stadionie w Tarnowie nie spodziewał się takiego dramatycznego meczu, obfitującego w piękne wyścigi i emocje do samego końca.

Nawet najwięksi optymiści z Wrocławia nie spodziewali się, że ich drużyna po czterech biegach będzie prowadziła różnicą ośmiu punktów. Jedynie Tony Rickardsson i Tomasz Gollob byli w stanie w pierwszej serii startów przyjechać przed zawodnikami Atlasu. Trener Marian Wardzała już w piątej gonitwie, przy wyniku 8:16, został zmuszony do skorzystania z rezerwy taktycznej. W niej wspomniana para gospodarzy, nie bez problemów, pokonała podwójnie Tomasza Gapińskiego i Piotra Świderskiego, niwelując tym samym część strat.

W ekipie tarnowskiej w pierwszej fazie zawodów brakowało punktów zawodników drugiej linii. W siedmiu wyścigach Unia zdobyła 18 punktów, z czego dwaj liderzy Jaskółek byli autorami 14 "oczek".

Widmo oddalającego się złota, zaglądało tarnowianom głęboko w oczy. Wtedy sygnał do ataku dał nie kto inny, a Tomasz Gollob. Krajowy lider Unii koncertowo rozegrał bieg 8. i po profesorsku prowadził Marcina Rempałę do samej mety powodując, kolejne zniwelowanie straty do gości z Wrocławia (23:25). Ta sama para w bardzo ważnym biegu 13. zwyciężając podwójnie Krzysztofa Słabonia i Piotra Świderskiego, doprowadziła do remisu przed biegami nominowanymi (39:39).

Dla wrocławian porażka w tym wyścigu okazała się brzemienna w skutkach, jako że goście w pierwszym z biegów nominowanych nie mogli desygnować już swoich juniorów, zatem w gonitwie 14. pod taśmą stanął tylko jeden reprezentant żółto-czerwonych - Krzysztof Słaboń. Jego przeciwnikami byli Jacek Gollob i Stanisław Burza . Starszy z braci Gollobów przebudził się w najważniejszym momencie meczu i pewnie prowadził od startu. Starający się go dogonić Słaboń, na pierwszym łuku czwartego okrążenia zanotował upadek, który ostatecznie przekreślił nadzieję wrocławian na złoty medal. Przy stanie 44:39 kibice tarnowscy mogli już wtedy, zacząć świętować największy do tamtej pory sukces swojego klubu. W biegu 15 niezawodna para tego meczu Rickardsson - Gollob przypieczętowała sukces Jaskółek, wygrywając podwójnie w tej gonitwie. Spotkanie zakończyło się wynikiem 49:40.

Dyskusje wokół tego meczu trwały jeszcze długie lata. Wielu kibiców wrocławskich winą o przegrany złoty medal obarczyło Hancocka, dla którego był to ostatni sezon w klubie z Dolnego Śląska. Trudno powiedzieć, jak skończyłby się ten mecz, gdyby Amerykanin dotarł na stadion. W tym miejscu warto wspomnieć, że Unia też była poważnie osłabiona, bo radziła sobie bez swojego lidera formacji juniorskiej - Janusza Kołodzieja.

Abstrahując od wyników, to spotkanie pokazało jakim pięknym sportem jest żużel. W tym meczu nie brakowało fantastycznej walki na torze i niespodziewanych zwrotów akcji. Można chylić czoła przed wrocławianami, że mimo przeciwności losu, nie poddali się i walczyli do końca, ale też trzeba okazać szacunek zwycięzcom. Gospodarze zaliczyli w tym meczu świetny come back, który doprowadził ich do zwycięstwa w zawodach jak i całej ligi. Dlatego z przekroju całego spotkania można powiedzieć, że kibice którzy pojawili się w tamten pamiętny wrześniowy dzień, nie powinni żałować przybycia na stadion.

Punktacja:

Atlas - 40: Sławomir Drabik - Z/Z, Krzysztof Słaboń - 5+1 (2,1*,1,1,u2), Greg Hancock - NS, Tomasz Gapiński - 7+1 (1*,3,1,1,1,0), Jarosław Hampel - 9+2 (1*,2,1,2,2*,1), Robert Miśkowiak - 15+1 (3,2,3,1*,3,3), Piotr Świderski - 4+2 (2*,2*,0,0,d4,0).

Unia - 49: Tony Rickardsson - 14+1 (3,3,3,3,2*), Stanisław Burza - 4+1 (0,0,-,2*,2), Jacek Gollob - 9 (1,2,2,1,3), Grzegorz Rempała - 0 (0,0,0), Tomasz Gollob - 16+2 (3,2*,3,3,2*,3), Paweł Baran - 1 (1), Marcin Rempała - 5+1 (d2,0,0,2*,0,3).

Zobacz także:
- Żużel. Solenizant Piotr Protasiewicz: Moje marzenie się nie zmieniło [WYWIAD]
- Żużel. Które kluby stracą najwięcej, jeśli rozgrywki wystartują bez kibiców na trybunach?

Źródło artykułu: