Żużel. Miał być jednostronny mecz, a był dreszczowiec. W finale w Tarnowie pachniało wielką niespodzianką
Mecz w ramach 20. rundy DMP pomiędzy Unią Tarnów i Atlasem Wrocław był zwieńczeniem sezonu 2004. To spotkanie przez kibiców jednej i drugiej drużyny zostanie zapamiętane na długie lata poprzez fantastyczne wyścigi, dramaturgię i sytuacje poza torem.
Dramat pozatorowy Atlasu zaczął się na kilka godzin przed pierwszym wyścigiem, gdy do obozu wrocławian dotarła informacja, że ich lider, Amerykanin Greg Hancock nie wystąpi w tym ważnym meczu, przez spóźnienie się na samolot z Monachium do Krakowa. Drugi stranieri drużyny, Niels Kristian Iversen, nie mógł wystąpić w tym meczu z powodu zawodów rozgrywanych w swoim macierzystym kraju. Na domiar złego drużyna Atlasu (tak jak przez większą część sezonu) nie mogła korzystać z usług Sławomira Drabika, leczącego kontuzję, stosując za niego zastępstwo zawodnika.
Pozbawiona dwóch liderów drużyna wrocławska musiała stawić czoła ekipie tarnowskiej, która w całym sezonie tylko dwa razy na swoim torze pozwoliła przeciwnikowi przekroczyć granicę 40 punktów. Zadanie wydawało się niemożliwe. Jednak ten kto liczył na mecz do jednej bramki i pewne zwycięstwo gospodarzy, bardzo się przeliczył i musiał mieć bardzo zdziwioną minę, po tym co zobaczył na torze.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Gollob i Hancock byli ikonami, w które wcielał się gdy grał na komputerze"Jedziemy na luzie" - to zdanie powtarzali jak mantrę wszyscy zawodnicy Atlasu Wrocław, gdy dowiedzieli się, że w meczu o złoty medal DMP będą jechać w piątkę. Jarosław Hampel, Krzysztof Słaboń, Tomasz Gapiński, oraz juniorzy Robert Miśkowiak i Piotr Świderski mieli pojechać o honor i jak najmniejszy rozmiar porażki. Jednak nikt na stadionie w Tarnowie nie spodziewał się takiego dramatycznego meczu, obfitującego w piękne wyścigi i emocje do samego końca.
Nawet najwięksi optymiści z Wrocławia nie spodziewali się, że ich drużyna po czterech biegach będzie prowadziła różnicą ośmiu punktów. Jedynie Tony Rickardsson i Tomasz Gollob byli w stanie w pierwszej serii startów przyjechać przed zawodnikami Atlasu. Trener Marian Wardzała już w piątej gonitwie, przy wyniku 8:16, został zmuszony do skorzystania z rezerwy taktycznej. W niej wspomniana para gospodarzy, nie bez problemów, pokonała podwójnie Tomasza Gapińskiego i Piotra Świderskiego, niwelując tym samym część strat.
W ekipie tarnowskiej w pierwszej fazie zawodów brakowało punktów zawodników drugiej linii. W siedmiu wyścigach Unia zdobyła 18 punktów, z czego dwaj liderzy Jaskółek byli autorami 14 "oczek".
Widmo oddalającego się złota, zaglądało tarnowianom głęboko w oczy. Wtedy sygnał do ataku dał nie kto inny, a Tomasz Gollob. Krajowy lider Unii koncertowo rozegrał bieg 8. i po profesorsku prowadził Marcina Rempałę do samej mety powodując, kolejne zniwelowanie straty do gości z Wrocławia (23:25). Ta sama para w bardzo ważnym biegu 13. zwyciężając podwójnie Krzysztofa Słabonia i Piotra Świderskiego, doprowadziła do remisu przed biegami nominowanymi (39:39).
Dla wrocławian porażka w tym wyścigu okazała się brzemienna w skutkach, jako że goście w pierwszym z biegów nominowanych nie mogli desygnować już swoich juniorów, zatem w gonitwie 14. pod taśmą stanął tylko jeden reprezentant żółto-czerwonych - Krzysztof Słaboń. Jego przeciwnikami byli Jacek Gollob i Stanisław Burza . Starszy z braci Gollobów przebudził się w najważniejszym momencie meczu i pewnie prowadził od startu. Starający się go dogonić Słaboń, na pierwszym łuku czwartego okrążenia zanotował upadek, który ostatecznie przekreślił nadzieję wrocławian na złoty medal. Przy stanie 44:39 kibice tarnowscy mogli już wtedy, zacząć świętować największy do tamtej pory sukces swojego klubu. W biegu 15 niezawodna para tego meczu Rickardsson - Gollob przypieczętowała sukces Jaskółek, wygrywając podwójnie w tej gonitwie. Spotkanie zakończyło się wynikiem 49:40.
Dyskusje wokół tego meczu trwały jeszcze długie lata. Wielu kibiców wrocławskich winą o przegrany złoty medal obarczyło Hancocka, dla którego był to ostatni sezon w klubie z Dolnego Śląska. Trudno powiedzieć, jak skończyłby się ten mecz, gdyby Amerykanin dotarł na stadion. W tym miejscu warto wspomnieć, że Unia też była poważnie osłabiona, bo radziła sobie bez swojego lidera formacji juniorskiej - Janusza Kołodzieja.
Abstrahując od wyników, to spotkanie pokazało jakim pięknym sportem jest żużel. W tym meczu nie brakowało fantastycznej walki na torze i niespodziewanych zwrotów akcji. Można chylić czoła przed wrocławianami, że mimo przeciwności losu, nie poddali się i walczyli do końca, ale też trzeba okazać szacunek zwycięzcom. Gospodarze zaliczyli w tym meczu świetny come back, który doprowadził ich do zwycięstwa w zawodach jak i całej ligi. Dlatego z przekroju całego spotkania można powiedzieć, że kibice którzy pojawili się w tamten pamiętny wrześniowy dzień, nie powinni żałować przybycia na stadion.
Punktacja:
Atlas - 40: Sławomir Drabik - Z/Z, Krzysztof Słaboń - 5+1 (2,1*,1,1,u2), Greg Hancock - NS, Tomasz Gapiński - 7+1 (1*,3,1,1,1,0), Jarosław Hampel - 9+2 (1*,2,1,2,2*,1), Robert Miśkowiak - 15+1 (3,2,3,1*,3,3), Piotr Świderski - 4+2 (2*,2*,0,0,d4,0).
Unia - 49: Tony Rickardsson - 14+1 (3,3,3,3,2*), Stanisław Burza - 4+1 (0,0,-,2*,2), Jacek Gollob - 9 (1,2,2,1,3), Grzegorz Rempała - 0 (0,0,0), Tomasz Gollob - 16+2 (3,2*,3,3,2*,3), Paweł Baran - 1 (1), Marcin Rempała - 5+1 (d2,0,0,2*,0,3).
Zobacz także:
- Żużel. Solenizant Piotr Protasiewicz: Moje marzenie się nie zmieniło [WYWIAD]
- Żużel. Które kluby stracą najwięcej, jeśli rozgrywki wystartują bez kibiców na trybunach?
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>