Maciej Kwiatkowski: Sacramento Kings, czyli jedyne bagno w Kalifornii (felieton)

Podczas gdy stan Kalifornia od kilku lat ma kłopoty z panującymi tam suszami, drużyna NBA ze stolicy stanu utknęła w bagnie. Sacramento Kings nie potrafią zbudować zespołu wokół DeMarcusa Cousinsa, jednego z najbardziej utalentowanych graczy ligi.

Maciej Kwiatkowski
Maciej Kwiatkowski
Vivek Ranadive uratował Kings przed przeprowadzką Seattle i na tym skończyła się jego dobra passa AFP / Vivek Ranadive uratował Kings przed przeprowadzką Seattle i na tym skończyła się jego dobra passa

Sacramento Kings po raz ostatni awansowali do play-off w sezonie 2005/06, czyli dziesięć lat temu. Tak się składa, że kibicowałem tamtej drużynie. Była to siódma woda po kisielu ekipy, która na początku poprzedniej dekady grała estetycznie chyba najpiękniejszą koszykówkę w NBA i była w pewnym sensie prototypem późniejszych San Antonio Spurs. Tamten zespół wciąż jeszcze prowadził Rick Adelman, grając swoją "corner offense" wokół zaliczającego blisko pięć asyst na mecz centra Brada Millera i rzucającego 21 punktów w meczu rozgrywającego Mike'a Bibby'ego. Kevin Martin miał wtedy dopiero 22 lata i był aspirującym strzelcem z ławki, a 26-letni Metta World Peace był jednym z najlepszych obrońców ligi.

Od 2006 roku Kings mieli 2 właścicieli (bracia Maloof i ten obecny Vivek Ranadive), 3 Generalnych Menedżerów (Geoff Petrie, Pete D'Alessandro, Vlade Divac), 9 trenerów (Adelman, Rick Musselman, Reggie Theus, Kenny Natt, Paul Westphal, Keith Smart, Mike Malone, Tyrone Corbin, George Karl) i 8 zawodników wybranych w Top 10 draftu (Spencer Hawes, Tyreke Evans, DeMarcus Cousins, Jimmer Fredette, Thomas Robinson, Ben McLemore, Nik Stauskas i Willie Cauley-Stein). Z całej tej grupy trenersko-menedżerskiej tylko Malone (Denver Nuggets) pracuje obecnie w NBA na tym samym stanowisku. Spośród wymienionej ósemki graczy tylko dwóch to zawodnicy pierwszych piątek drużyn NBA (Cousins, Evans), Fredette jest już poza ligą, a to samo grozi Robinsonowi i Stauskasowi.

Trudno znaleźć w NBA drużynę z gorszą minioną dekadą niż Kings. W tym sezonie wygrali ponad 30 spotkań i zrobili to po raz pierwszy od ośmiu lat. Od czasu wybrania w drafcie Cousinsa nie są w stanie zbudować zespołu wokół jednego z najbardziej dominujących, ale też nieprzewidywalnych graczy ligi. Sztabem menedżerskim zarządzają byłe gwiazdy Kings Divac i Peja Stojaković, którzy w tym sezonie byli debiutantami w swoich rolach. Dlatego to wszystko żart przez łzy, że spośród fanów NBA w Polsce moglibyśmy zebrać grupę, która wykonałaby tę pracę lepiej.

Clou tkwi jednak właśnie w tym - jaką pracę? Jaki jest plan Kings? Ranadive w 2013 roku przejmował Kings jak bollywoodzki bohater, ratując organizację przed przetransferowaniem jej z rąk braci Maloof do Steve'a Ballmera, który chciał przenieść Kings do Seattle. Od tamtego czasu minęły trzy lata, ale pozostaje wrażenie, że Kings stoją w miejscu. Zmieniają się tylko efekciarskie sposoby na to w jaki sposób próbują zwrócić swoją uwagę - Google Glass, pomysł bronienia 4 na 5 z jednym zawodnikiem grającym "na sępa", kobieta-asystent trenera, Rajon Rondo, brat Stephena Curry'ego, Drake na trybunach. Prawdopodobnie ominąłem coś jeszcze, ale nie w tym rzecz.

Co w końcu myśleć o Cousinsie?

23 stycznia DeMarcus Cousins przeszedł się po trio podkoszowych Indiany Pacers, oddając 20 rzutów wolnych i zdobywając 48 punktów . Każdy z trójki centrów Pacers - Lavoy Allen, Myles Turner i Jordan Hill - skończył ten mecz z 5 faulami. Dwa dni później 25 stycznia Cousins oddał 16 rzutów wolnych i trafił 21 z 30 rzutów, bijąc rekord kariery i zdobywając 56 punktów przeciwko Charlotte Hornets . Stephen Curry kończy swój genialny sezon, ale te dwa mecze Cousinsa można by spokojnie wystawić na przeciw najlepszych meczów Curry'ego w plebiscycie na najbardziej dominujące występy jednego gracza w tym sezonie.

Cousins w wieku 25 lat jest jedną z najlepszych, podkoszowych kombinacji umiejętności i siły fizycznej, jakie kiedykolwiek widzieliśmy. Jest lepiej wyszkolony niż Shaq, silniejszy niż Duncan i kozłuje lepiej niż każdy z największych centrów w historii tej gry. Do tego w tym sezonie zaczął rzucać za trzy i tym, że trafił 70 z 207 trójek (34%) praktycznie wytrącił argument z ręki tym, którzy uważali (np ja), że powinien grać bliżej kosza. Z biegiem sezonu zaczął używać tego zagrożenia rzutem za trzy, aby niczym silniejszy Boris Diaw wjeżdżać do samej obręczy z rywalem, który nie miał zupełnie pojęcia w jaki sposób zatrzymać te kozłujące i obracające się szybko 120 kilo. 27,1 punktów na mecz w szóstym sezonie gry to piąty kolejny sezon, w którym Cousins stał się jeszcze lepszym ofensywnie graczem.

Ale wiemy o tym, że istnieje jeszcze ta druga strona medalu... Cousins znów kłócił się z sędziami, a jego 17 fauli technicznych (najwięcej w NBA) doprowadziło do zawieszenia go na dwa mecze. Żarł się też z trenerem Georgem Karlem na jesieni i potem znowu na wiosnę, aż w końcu Divac zawiesił go na jeden mecz. Był kolejny sezon Top 5 graczem NBA w highlightach, ale jeśli oglądałeś uważnie mecze Sacramento, sam James Harden spaliłby się kilkukrotnie ze wstydu, gdyby w podobny sposób olewał akcje w obronie, albo wracał się do niej jakby szedł pod górkę.

Dziś już coraz trudniej zgodzić mi się z tezą, że wszystkim czego potrzebuje Cousins to zmiana otoczenia i dobry trener. Z pewnością w lepszej organizacji stałby się lepszym graczem i przykładał na pewno większą wagę do obrony, niż grając pod Karlem. Ale czy lepsza organizacja zdecyduje się zaryzykować dodanie do składu kogoś tak niepoważnego jak Cousins? To duże ryzyko, bo Cousins nie jest stworzony do bycia drugą opcją w ataku. To lider. Póki co, nie pokazał jednak, że może nim być w innych aspektach niż zdobywanie punktów. A to mało.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×