Sezon 2015/16 kończy się dla New Orleans Pelicans (27-48) kompletną klapą i koniecznością budowy własnej placówki medycznej. Anthony Davis nie jest już anonsowany jako następca LeBrona Jamesa - kolejny, najlepszy gracz w NBA - a drużyna, którą stworzono wokół niego została zdziesiątkowana przez kontuzje i przeciętność.
Przyszłość wygląda mgliście. Pelicans znaleźli się w sytuacji, w której określony i wdrożony musi zostać nowy plan budowy składu. Klubem zarządzają 89-letni właściciel Tom Benson i jego prawa ręka Mickey Loomis. Kłopot w tym, że pierwszy jest także właścicielem futbolowej drużyny New Orleans Saints, a drugi jest jej Generalnym Menedżerem. W głowie obu głównie futbol.
Po odejściu Chrisa Paula i wygraniu losu na loterii pół roku później (Davis), Benson nie zamierzał nawigować procesem spokojnej budowy klubu wokół niesamowitego talentu 19-latka z Chicago. Chciał mieć gotowy produkt na tu i teraz.
Trudno mu się dziwić. Kiedy ma się 89 lat, raczej nie ma na co czekać i to właśnie niecierpliwość staruszka bezpośrednio wpłynęła na cztery zmarnowane lata w Nowym Orleanie. Generalny Menedżer Pelicans Dell Demps wydaje się być tylko marionetką w rękach właściciela - nawet jeśli miał konstruktywny plan przebudowy poprzez draft, to nie mógł go zrealizować.
Ale zanim "Wyślijmy Bensona do domu starców" stanie się odpowiedzią na problemy Pelicans, trzeba pamiętać, że to właśnie Benson zrobił przysługę NBA i Nowemu Orleanowi, gdy zdecydował się w 2012 roku przejąć niechciany przez nikogo klub. I jeżeli sytuacja w Nowym Orleanie się nie poprawi, to Pelicans wydają się być kandydatem nr 1 do zmiany adresu. A może się nie poprawić, bo nie wydaje się, aby Benson wiedział co robić. Z polskiej perspektywy oczywiście możliwość przeprowadzki nie ma większego znaczenia, ale pożegnanie się NBA z Nowym Orleanem - kilkanaście lat po Katrinie - zostanie odebrane jako wizerunkowa porażka ligi, miasta i regionu.
Jak nie zbudować drużyny wokół gwiazdy
W grudniu 2011 roku - przed startem sezonu polokautowego - Pelicans w kontrowersyjnych okolicznościach oddali Chrisa Paula do Los Angeles Clippers. Niechciany przez nikogo klub, który ugrzązł na bagnach Luizjany - dosłownie, bo miasto zostało w 2005 roku zdewastowane przez huragan Katrina - był wtedy pod bezpośrednim władaniem NBA, a właścicielem klubu był sam komisarz ligi David Stern. Trudno się dziwić, że Paul chciał grać gdzie indziej.
W zamian Pelicans pozyskali m.in. wówczas dopiero 23-letniego Erica Gordona - świeżo po sezonie, w którym zaliczał średnio 22,3 punkty. Nie to, że Gordon w swoich trzech pierwszych sezonach w NBA był okazem zdrowia (opuścił 46 meczów), ale prawdziwe problemy rozpoczęły się dopiero, gdy założył koszulkę Pelicans, wtedy jeszcze Hornets. Już w trzecim meczu sezonu 2011/12 Gordon kontuzjował prawe kolano i w efekcie rozegrał tylko 9 z 66 meczów. Szczęście w nieszczęściu, bo po wygraniu tylko 21 spotkań, Pelicans wygrali też loterię draftu, a w niej prezentem był Anthony Davis. I tu - cytując klasyka:
.
Na kilka dni przed wybraniem Davisa w drafcie (pamiętasz gdy szczęściarze z Charlotte Bobcats rozegrali najgorszy sezon w historii NBA, aby potem nie wygrać Loterii Draftu?), Stern raptem za tylko 338 mln dolarów oficjalnie sprzedał klub w ręce Bensona. A raczej namówił go do tego, żeby przy okazji zajmowania się Saints, wziął też pod swoją kuratelę Pelicans. I to do dziś clou problemu. Oczkiem w głowie Bensona pozostają quarterback Drew Brees i drużyna, która w 2009 roku dała mu pierwsze mistrzostwo NFL, awansując do play-off w 4 z 7 ostatnich sezonów.
[nextpage]
Wróćmy do Pelicans. W lipcu 2012 roku podpisali kontrakt z Ryanem Andersonem - w tym sezonie najlepszym strzelcem NBA wśród rezerwowych. Tamtego lata pozbyli się też weteranów Jarretta Jacka, Emeki Okafora, Trevora Arizy i Brada Millera, w zamian pozyskując praktycznie tylko centra Robina Lopeza. Ale wtedy wyglądało to na plan, który jeszcze miał ręce i nogi - zbudujmy od nowa drużynę wokół młodych i zdrowych Davisa i Gordona. W listopadzie 2012 Demps otrzymał za to od Bensona nową umowę, ale też plan na to co robić dalej.
Po wygraniu 27 meczów Pelicans wybierali z nr 6 Draftu 2013. W ich ręce wpadł wtedy center Nerlens Noel, który jeszcze wiosną tamtego roku był faworytem do nr 1 draftu, zanim wszystko zmieniła kontuzja kolana. Tamtej nocy jednak tylko przez kilka minut trwało zbiorowe podniecenie użytkowników Twittera wizją wspólnej gry Davisa i Noela - Pelicans od razu przehandlowali atletycznego (i kontuzjowanego) centra do 76ers, do tego dodali w "bonusie" swój wybór w I rundzie Draftu 2014 - za co zostali już wtedy powszechnie zjechani - w zamian za 23-letniego Jrue Holidaya. Ten był wówczas po all-starowym sezonie w Philadelphia 76ers.
Dwa tygodnie później Pelicans w trójstronnej wymianie oddali Lopeza do Portland, pozyskując z Sacramento Kings Tyreke'a Evansa. Davis, Gordon, Holiday, Evans i Andersona - przyszła gwiazda ligi (Davis), otoczona nie tyle co innymi gwiazdami, ale czterema dobrymi zawodnikami. Tamtego lata Pelicans dołączyli do niej jeszcze centra Omera Asika, którego przejęli z Houston Rockets za cenę wyboru w I rundzie Draftu 2015.
Dziś już wiadomo, że - choć ciągle będący przed 30-tką - Holiday, Gordon, Evans i Asik swoje najlepsze sezony rozegrali, zanim trafili do Nowego Orleanu. W dużej mierze wszystko przez kontuzje.
W sezonie 2014/15 Pelicans wygrali 45 meczów w sezonie regularnym i awansowali do play-off. W I rundzie przegrali 0-4 z Golden State Warriors, ale wyglądali w tamtej serii jak drużyna na fali wznoszącej, jak zespół z krwi i kości, a Davis jak przyszły dominator. Po dwóch miesiącach sezonu 2015/16 było już jednak jasne, że drużyna w takim kształcie nie ma dłużej racji bytu. Kontuzje Holidaya i Evansa storpedowały pierwsze miesiące pracy trenera Alvina Gentry'ego - który zastąpił nieoczekiwanie zwolnionego po play-off Monty'ego Williamsa - a Pelicans rozpoczęli sezon od 10 porażek w 11 pierwszych meczach.
Obecnie kończą go bez 6 najlepszych strzelców, grając składem, który przypomina drużynę z D-League. Bez Davisa (czeka go operacja kolana i barku), bez Andersona (przepuklina kręgosłupa), bez Evansa (operacja prawego kolana), bez Gordona (operacja palca prawej dłoni), bez ważnego w poprzednim sezonie 3&D Quincy'ego Pondextera (operacja lewego kolana - nie rozegrał nawet jednego meczu w tym sezonie), bez sprowadzonego z Miami Norrisa Cole'a, czy w końcu bez Holidaya, który po dwóch sezonach zniszczonych przez kłopoty z przeciążeniem kości piszczelowej, w tym zaliczał średnio 16,8 punktów i 6,0 asyst, przypominając gracza jakim był jeszcze w 76ers.
Co dalej?
Kontrakt Andersona dobiega końca i w lipcu ten "stretch-4" najprawdopodobniej opuści Nowy Orlean na rzecz mocniejszej drużyny. Być może za mniejsze pieniądze zdecyduje się na powrót pod skrzydła Stana Van Gundy'ego i trafi do Detroit Pistons. Kończy się też - wreszcie! - kontrakt Gordona i Pelicans mogą mieć nawet 23 mln dolarów do wydania na rynku wolnych agentów. To dużo, ale w tym roku nie tak dużo, aby móc zaoferować komuś maksymalne zarobki.
Pelicans przystąpią do Loterii Draftu najprawdopodobniej jako szósta najgorsza drużyna sezonu 2015/16. Jeśli pozostaną na 6 miejscu, to mogą mieć szanse na wybór z tej pozycji jednego z dwójki rzucających obrońców Buddy'ego Hielda z Oklahomy i Jamala Murraya z Kentucky. W tym momencie Pelicans potrzebują drugiej, młodej gwiazdy, którą mogliby zestawić w parze z Davisem. W tym roku najlepsza szansa na jej pozyskanie to draft. Na rynku wolnych agentów nie tylko nie będą magnesem dla graczy, ale brakuje im pieniędzy, aby np stanąć w szranki o niezastrzeżonych DeMara DeRozana czy Hassana Whiteside'a.
W procesie wymiany w 2013 roku 76ers nie przedstawili Pelicans pełnej dokumentacji kłopotów Holidaya z kością strzałkową. Handlując po Gordona, Pelicans nie spodziewali się, że kłopoty z kolanem tak szybko zniszczą mu karierę. Biorąc Evansa z Sacramento, chyba nie do końca wiedzieli w jakiego typu gracza się pakują. Evans był kluczowy w awansie do play-off w sezonie 2014/15. Tylko, że przeszedł już dwie operacje na prawym kolanie w ciągu ostatniego roku.
Pech zrobił swoje - były to kontuzje zawodników, którzy mieli wesprzeć Davisa, nawet jeśli talenty trójki Gordon-Holiday-Evans nie były najlepiej dopasowane względem siebie. Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że spokojna budowa drużyny poprzez młodszy talent i draft, zwiększyłyby szanse Pelicans na znalezienie drugiej gwiazdy. Bo nawet gdyby w 2013 roku zostali przy wybranym z nr 6 Noelu - i nie oddawali go za Holidaya - dziś byliby chyba lepszą i bardziej obiecującą drużyną, a Noel i Davis mogliby jak najbardziej grać obok siebie bez większych strategicznych problemów na boisku
Teraz historia zatacza koło. W tym roku Pelicans znowu najprawdopodobniej wybierali będą z szóstką. Po raz pierwszy od czterech lat będą mogli wybrać zawodnika w I rundzie draftu. Tylko, że kto wie czy nie zaoferują tego wyboru w wymianie, np. za Noela.
Zobacz więcej publikacji tego autora
Czytaj więcej tekstów podsumowujących sezon regularny 2015/16 w NBA:
Na czym polega fenomen Golden State Warriors
San Antonio Spurs, czyli przebudowa z mistrza w mistrza
Philadelphia 76ers - reaktywacja
Czy D'Angelo Russell zastąpi Kobiego Bryanta?
19-letni Booker nową gwiazdą Phoenix Suns
Mistrzostwa NBA nie można kupić
LeBron w cieniu Warriors
Ostatni wspólny sezon Duranta i Westbrooka?
Świetlana przyszłość Minnesoty
Najlepszy sezon w historii Raptors