Maciej Kwiatkowski: New Orleans Pelicans, czyli jak stracić 4 lata

W 2012 roku New Orleans Pelicans wybrali z nr 1 draftu Anthony'ego Davisa i postanowili naprędce zbudować wokół niego skład. W 2016 roku wrócili do punktu wyjścia.

Maciej Kwiatkowski
Maciej Kwiatkowski
W 2012 roku Tom Benson wygrał na loterii 19-letniego Anthony'ego Davisa AFP / W 2012 roku Tom Benson wygrał na loterii 19-letniego Anthony'ego Davisa

Sezon 2015/16 kończy się dla New Orleans Pelicans (27-48) kompletną klapą i koniecznością budowy własnej placówki medycznej. Anthony Davis nie jest już anonsowany jako następca LeBrona Jamesa - kolejny, najlepszy gracz w NBA - a drużyna, którą stworzono wokół niego została zdziesiątkowana przez kontuzje i przeciętność.

Przyszłość wygląda mgliście. Pelicans znaleźli się w sytuacji, w której określony i wdrożony musi zostać nowy plan budowy składu. Klubem zarządzają 89-letni właściciel Tom Benson i jego prawa ręka Mickey Loomis. Kłopot w tym, że pierwszy jest także właścicielem futbolowej drużyny New Orleans Saints, a drugi jest jej Generalnym Menedżerem. W głowie obu głównie futbol.

Po odejściu Chrisa Paula i wygraniu losu na loterii pół roku później (Davis), Benson nie zamierzał nawigować procesem spokojnej budowy klubu wokół niesamowitego talentu 19-latka z Chicago. Chciał mieć gotowy produkt na tu i teraz.

Trudno mu się dziwić. Kiedy ma się 89 lat, raczej nie ma na co czekać i to właśnie niecierpliwość staruszka bezpośrednio wpłynęła na cztery zmarnowane lata w Nowym Orleanie. Generalny Menedżer Pelicans Dell Demps wydaje się być tylko marionetką w rękach właściciela - nawet jeśli miał konstruktywny plan przebudowy poprzez draft, to nie mógł go zrealizować.

Ale zanim "Wyślijmy Bensona do domu starców" stanie się odpowiedzią na problemy Pelicans, trzeba pamiętać, że to właśnie Benson zrobił przysługę NBA i Nowemu Orleanowi, gdy zdecydował się w 2012 roku przejąć niechciany przez nikogo klub. I jeżeli sytuacja w Nowym Orleanie się nie poprawi, to Pelicans wydają się być kandydatem nr 1 do zmiany adresu. A może się nie poprawić, bo nie wydaje się, aby Benson wiedział co robić. Z polskiej perspektywy oczywiście możliwość przeprowadzki nie ma większego znaczenia, ale pożegnanie się NBA z Nowym Orleanem - kilkanaście lat po Katrinie - zostanie odebrane jako wizerunkowa porażka ligi, miasta i regionu.

Jak nie zbudować drużyny wokół gwiazdy

W grudniu 2011 roku - przed startem sezonu polokautowego - Pelicans w kontrowersyjnych okolicznościach oddali Chrisa Paula do Los Angeles Clippers. Niechciany przez nikogo klub, który ugrzązł na bagnach Luizjany - dosłownie, bo miasto zostało w 2005 roku zdewastowane przez huragan Katrina - był wtedy pod bezpośrednim władaniem NBA, a właścicielem klubu był sam komisarz ligi David Stern. Trudno się dziwić, że Paul chciał grać gdzie indziej.

W zamian Pelicans pozyskali m.in. wówczas dopiero 23-letniego Erica Gordona - świeżo po sezonie, w którym zaliczał średnio 22,3 punkty. Nie to, że Gordon w swoich trzech pierwszych sezonach w NBA był okazem zdrowia (opuścił 46 meczów), ale prawdziwe problemy rozpoczęły się dopiero, gdy założył koszulkę Pelicans, wtedy jeszcze Hornets. Już w trzecim meczu sezonu 2011/12 Gordon kontuzjował prawe kolano i w efekcie rozegrał tylko 9 z 66 meczów. Szczęście w nieszczęściu, bo po wygraniu tylko 21 spotkań, Pelicans wygrali też loterię draftu, a w niej prezentem był Anthony Davis. I tu - cytując klasyka: "zaczynają się jaja".

Na kilka dni przed wybraniem Davisa w drafcie (pamiętasz gdy szczęściarze z Charlotte Bobcats rozegrali najgorszy sezon w historii NBA, aby potem nie wygrać Loterii Draftu?), Stern raptem za tylko 338 mln dolarów oficjalnie sprzedał klub w ręce Bensona. A raczej namówił go do tego, żeby przy okazji zajmowania się Saints, wziął też pod swoją kuratelę Pelicans. I to do dziś clou problemu. Oczkiem w głowie Bensona pozostają quarterback Drew Brees i drużyna, która w 2009 roku dała mu pierwsze mistrzostwo NFL, awansując do play-off w 4 z 7 ostatnich sezonów.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×