[b]
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Odetchnął pan?[/b]
Piotr Pamuła, koszykarz Spójni Stargard: Bardzo, bo martwiłem się, że zaległości ze strony MKSu nie zostaną spłacone i tym samym zostałbym "na lodzie". A dobrze wiemy, że suma była całkiem pokaźna. Cieszę, że wszystko zostało załatwione zgodnie z planem.
Otrzymał pan całą sumę, razem z odsetkami? (Więcej o całej sytuacji TUTAJ).
Tak, choć na początku przyszedł przelew bez odsetek. Sytuacja szybko się jednak wyjaśniła, bo na drugi dzień dotarł drugi przelew. Była to kwota odsetek.
Czy poleciłby pan innym zawodnikom instytucję KTA, czyli Koszykarskiego Trybunału Arbitrażowego?
Jak najbardziej. Generalnie uważam, że jeśli ktoś ma taką możliwość w kontrakcie, to niech z niej korzysta. Werdykt w mojej sprawie zapadł bardzo szybko. Po sześciu tygodniach wszystko było jasne. Choć uważam, że te przepisy mogłyby być nieco bardziej przyjazne zawodnikom. Skoro klub przyznaje się w KTA do zaległości, to po co w ogóle ma odbywać się rozprawa? Wiem, że nie wszyscy zawodnicy mają taki zapis w umowie, bo przed zmianami przepisów w sprawie weryfikacji klubów nie za wiele się o tej instytucji mówiło. Myślę jednak, że z biegiem czasu to się zmieni.
Jako jeden z nielicznych wystąpił pan do mediów z otwartym tekstem, że były pracodawca zalega panu spore pieniądze. Czym było to podyktowane? Kwestia irytacji czy raczej desperacji?
Mogę przyznać, że już wcześniej z innymi zawodnikami próbowaliśmy ten temat nieoficjalnie "załatwić" przez media. Pojawił się artykuł, ale niewiele "wskórał". Byłem podirytowany, pojawiła się też lekka desperacja. Tym bardziej, że nie było w ogóle kontaktu z prezesami MKSu. Ich obietnice nie były spełniane. Pomyślałem sobie, że czas wyjść z tym tematem do mediów i otwarcie powiedzieć, jak wygląda sytuacja. Tak samo jest w życiu: jeśli są problemy, to się o nich mówi.
Liczył pan na rozpoczęcie dyskusji w sprawie zaległości?
Tak, bo to temat tabu w PLK. Uważam, że czas z tym skończyć. Padają zarzuty, że to wina zawodników, bo nie walczą o swoje i na dodatek siedzą cicho. Wiadomo, że to temat na osobny wywiad, ale generalnie uważam, że taka jest prawda. Koszykarze są poniekąd temu winni, dlatego zacząłem otwarcie mówić o zaległościach.
Zobacz także: Igor Milicić: Zespół pokazał ogromną klasę. Zmiany? Analizujemy sytuację
Kiedy odetchnie pan w sprawie wyników Spójni? Z bilansem 3:13 zajmujecie ostatnie miejsce w Energa Basket Lidze. Trudno szukać powodów do zadowolenia.
Sytuacja nie wygląda dobrze, czego dowodem są ostatnie zmiany w naszym zespole. Nie ma już Hickey'a, nie ma trenera Koziorowicza. Był to już dość spory przewrót w zespole, ale z takimi informacji trzeba sobie radzić. Koszykówka to jest biznes. Kiedy odetchnę? Mam nadzieję, że jak najszybciej. Czasu na rozmyślanie za dużo nie ma, bo już w niedzielę gramy bardzo ważny mecz z Treflem Sopot. Nie oczekujmy cudów po zmianie trenera, bo trzeba poprawić naprawdę sporo w naszej grzej, ale po cichu liczę, że zła karta się odwróci.
Jak dużą stratą dla zespołu było odejście Anthony'ego Hickey'a?
Straciliśmy lidera punktowego. Z perspektywy kilku dni i oceny całej sytuacji to trzeba sobie jasno powiedzieć, że z nim wygraliśmy zaledwie trzy spotkania i byliśmy na ostatnim miejscu w tabeli. Jestem zdania, że te korekty, mam na myśli Hickey'a, ale też trenera, mogą dać coś tylko dobrego. Nie oszukujmy się: jesteśmy na dnie tabeli Energa Basket Ligi. Po prostu gorzej być już nie może.
Czy Spójnia za czasów Hickey'a nie była zbyt jednowymiarową drużyną?
Była, mogliśmy się nawet nazwać: "Spójnia Hickey". W wielu meczach tak to właśnie wyglądało. Nie chcę zwalać całej winy na niego, bo Anthony był naszym liderem punktowym, ale nie ciągnął za sobą zespołu. Miał ogromne możliwości indywidualne, które wykorzystywał, ale nie za bardzo to przekładało się na resztę drużyny.
Frustracja się nawarstwiała?
Tak i to nie tylko u mnie. Kiedyś dokładnie analizowałem jeden z meczów i sprawdziłem, że przez dziesięć minut pobytu na parkiecie dostałem trzy razy piłkę w ataku. Trudno cokolwiek pozytywnego dać drużynie.
Jaką wiadomość na pierwszym spotkaniu przekazał trener Kamil Piechucki?
Na pierwszej rozmowie w obecności prezesów powiedział jasno: "wierzę w tę drużynę". Myślę, że trener wie, iż musi zmienić nasze podejście i mentalność. Ręce nam opadały i nie za bardzo wiedzieliśmy, gdzie je włożyć, żeby było lepiej. Zaszły pewne korekty w taktyce, są nieco inne zagrywki. Widać, że trener Piechucki ma pomysł na ten zespół.
ZOBACZ WIDEO Czy Piątek zagra już w meczu z Napoli? Trener Milanu chwali Polaka