Tak dowiedzieli się o ultimatum. Drużyna stanęła za trenerem

PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: zawodnik Trefla Sopot Brandon Young (przód) i Admon Gilder z PGE Spójni Stargard
PAP / Adam Warżawa / Na zdjęciu: zawodnik Trefla Sopot Brandon Young (przód) i Admon Gilder z PGE Spójni Stargard

Jego posada wisiała na włosku, jedno potknięcie oznaczałoby koniec pracy. Ale na wysokości zadania stanęła drużyna, która - od momentu postawienia ultimatum - wygrała pięć meczów z rzędu! Trener zdradza kulisy.

Wróćmy do wydarzeń sprzed miesiąca. 11 grudnia Trefl Sopot w fatalnym stylu przegrał na własnym boisku z Asseco Arką Gdynia 58:72. Po tym meczu w siedzibie sopockiego klubu zrobiło się bardzo gorąco.

Prezes Marek Wierzbicki nie wytrzymał, postawił ultimatum trenerowi Marcinowi Stefańskiemu. W rozmowie z WP SportoweFakty przyznał: "jeśli nie wygramy dwóch najbliższych meczów w PLK, to na pewno nastąpią zmiany". Wywiad też był odpowiedzią na to, że na konferencji prasowej nie padły słowa "przepraszam" za fatalny występ. To mocno poirytowało władze sopockiego klubu.

Przed Stefańskim było trudne zadanie, bo musiał pokonać zespoły, które były wyżej w tabeli i podobnie - jak Trefl - celują w awans do fazy play-off. To Legia Warszawa (dom) i Twarde Pierniki Toruń (wyjazd). Mecz z Benfiką Lizbona w ramach FIBA Europe Cup nie miał znaczenia w kontekście ewentualnego zwolnienia.

ZOBACZ WIDEO: 17-latek stracił rękę. To, co zrobił, zszokowało cały świat

Zawodnicy, z którymi nieoficjalnie rozmawialiśmy, byli świadomi tego, że mogą zajść zmiany w drużynie. Słyszymy, że jeszcze przed meczem z Arką doszło do spotkania z prezesem, który sygnalizował niezadowolenie z osiąganych wyników ligowych. Ale już o ultimatum dla trenera dowiedzieli się z mediów. Nie było rozmów np. w Lizbonie, gdzie obecni byli prezes Wierzbicki i Tomasz Kwiatkowski (dyrektor sportowy).

Z rozmów z zawodnikami można było wysnuć jeden konkretny wniosek: "nie chcemy doprowadzać do zmian. Z tym trenerem też możemy wygrywać". Co prawda nie padły słowa o "umieraniu za szkoleniowca", ale żaden z graczy nie przyznał, że jest niezadowolony ze współpracy z polskim trenerem.

Pozytywnie wypowiadano się na temat jakości treningów, scoutingu i przygotowania do meczów. Jeden czynnik - co nie było zaskoczeniem - był mocno niezadowalający: brak wyników w PLK. Ale każdy z nich też podkreślał, że meczów jest jeszcze sporo do rozegrania i sytuacja w tabeli PLK może ulec zmianie. I to diametralnej.

Za słowami poszły czyny. Zawodnicy stanęli na wysokości zadania. W meczach, które były "o być albo nie być" dla Stefańskiego, zagrali z większą agresją i determinacją. Nawet ci, którzy byli nie do końca dysponowani (Sharma i Kolenda), dali sygnał, że są gotowi wejść na boisko i pomóc drużynie w odniesieniu zwycięstw.

Marcin Stefański grał o posadę
Marcin Stefański grał o posadę

Wydaje się, że trudna sytuacja umocniła zespół, który nie tylko ograł Legię i Twarde Pierniki, ale też pokonał GTK i Spójnię, choć ten ostatni mecz przysporzył trenerowi, drużynie i kibicom sporych emocji. Po dramatycznej końcówce sopocianie wygrali 72:71, odrabiając w trakcie meczu... 21-punktową stratę! I to bez dwóch podstawowych zawodników: Yannicka Franke i Michała Kolendy.

Po meczu Stefański przyznał, że faktycznie miał postawione ultimatum, a drużyna stanęła na wysokości zadania. Czuł, że zawodnicy chcą, by dalej prowadził zespół.

- Potwierdzam: miałem ultimatum, choć to oficjalnie nie zostało powiedziane. Wszyscy o tym jednak wiedzieli. Czułem, że chłopaków mobilizowało to, żebym ja dalej był ich trenerem. Wszyscy chcą wyników, wszyscy chcą wygrywać, ja tak samo. Nie ukrywam, że wcześniej było nam ciężko z tego powodu, iż nie mieliśmy pełnego składu. Zawsze nam kogoś brakowało, a rywalizowaliśmy przecież na dwóch frontach - mówił trener Trefla Sopot.

- Cieszy mnie fakt, że w meczach z Legią i Toruniem, po raz pierwszy od październikowego spotkania z Iraklisem zagraliśmy w pełnym składzie. Było widać różnicę. Mamy pewność siebie i "flow" na wyższym poziomie. Ten sezon ma różne fazy, ale myślę, że są też sukcesy. Chociażby TOP16 w FIBA Europe Cup. Pokonaliśmy Hapoel, który budżetowo jest znacznie wyżej. Mamy realne szanse na awans do kolejnej fazy - podkreślił Marcin Stefański.

Trener Trefla zaznaczył też, że sporo w zespole zmieniło się po przyjściu Darrina Dorseya, który zastąpił kontuzjowanego Mateusza Szlachetkę. Doświadczony Amerykanin wniósł do drużyny sporo entuzjazmu i energii. Na parkiecie jest prawdziwym wulkanem emocji, ekspresyjnie reagując na boiskowe wydarzenia. Mimo 35 lat, w każdym meczu zostawia sporo zdrowia. Jest dobrym przykładem dla młodszych zawodników. W niedzielnym spotkaniu zdobył 22 punkty i miał 5 asyst.

- Od momentu jego przyjścia wygraliśmy więcej spotkań niż przegraliśmy. To o czymś świadczy. Szukaliśmy zawodnika, który dysponuje dobrym rzutem z dystansu i ma doświadczenie na europejskich parkietach. Darrin Dorsey jest kimś takim. Ma 35 lat, ale to nie przeszkadza mu w dobrej grze. Jest ważną częścią drużyny. Stara się motywować kolegów, jest pozytywną postacią - wyjaśnił Stefański.

Trefl z bilansem 10:8 jest w tym momencie w górnej części tabeli. Przed sopocianami kolejne trudne spotkania: Oradea (dom), HydroTruck Radom (wyjazd) i i Enea Zastal BC (wyjazd).



CZYTAJ TAKŻE:
Łukasz Koszarek apeluje: Młodzi, myślcie strategicznie [WYWIAD]
Trener rewelacji PLK: Każdy mecz jak o życie. Tak przeżywał spotkania w domu
Porównania do legendy PLK nie dziwią! Nowa gwiazda polskiej ligi: Nie myślę o NBA
Gwiazdor ligi odmówił grania! Klub żąda dużego odszkodowania

Źródło artykułu: