Gdzie "Diabeł" mówi dzień dobry

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
A wyglądał źle.

- Chcę, żebyś wiedział, że przyjechałeś tu za zasługi dla polskiej piłki. Ale u mnie grał nie będziesz - powiedział Szarmachowi przed pierwszym meczem Piechniczek.

- To po co mnie tu przywiozłeś? Mogłem z rodziną na wakacje pojechać - odparł zrezygnowany "Diabeł".

W grupie Szarmach zagrał 65 minut w meczu z Kamerunem, tylko dlatego że kontuzji doznał Andrzej Iwan. Drugą rundę grupową (tak wówczas grano) przesiedział na ławce, a półfinał, z Włochami, nawet na trybunach. Tak jak w 1974, ale wtedy z powodu kontuzji. Teraz siedział na trybunach obok Zbigniewa Bońka i popijał jedno piwo za drugim. Był zmęczony sytuacją i w ten sposób zademonstrował niezadowolenie.

Po latach Piechniczkowi będą wypominali ten mecz. Ale on sam nie uważa, że popełnił błąd.

"Pytałem po latach niektórych piłkarzy, czy w tym meczu powinienem inaczej ustawić drużynę w związku z brakiem Andrzeja Szarmacha. Usłyszałem: Wszystkie decyzje, które pan podejmował, były trafione" - mówił w książce "Piechniczek. Tego nie wie nikt"

Innego zdania jest Andrzej Iwan: "Piechniczek od początku był Diabłowi niechętny, a ten zdając sobie z tego doskonale sprawę, trenował na pół gwizdka, z przymusu i bez satysfakcji (...) Piechniczek Szarmacha nie lubił i niezrozumiale forował przeciętnego Pałasza" (fragment z książki "Andrzej Iwan. Spalony").

Szarmach przyznał, że po pierwszej rozmowie kompletnie stracił motywację. Odzyskał ją na chwilę. W meczu o 3. miejsce z Francją strzelił bramkę, a nasza kadra wygrała 3:2. Szarmach powtórzył swój własny sukces sprzed 8 lat, ale ten medal miał gorzki smak.

To była jego ostatnia bramka w kadrze narodowej. Po meczu z Francją panowie nie podali sobie ręki. Szarmach nie ukrywa, że siedzi w nim to do dziś.

To była już końcówka jego kariery. Ale zostawił po sobie coś więcej niż suche statystyki. 5 listopada 1983 roku to ważna data dla świata futbolu, który powoli odchodzi już w zapomnienie. W meczu z Nancy na boisko wychodzi 17-letni francuski napastnik, który po latach stanie się jednym z symboli swoich czasów. Biograf Erica Cantony, Philippe Auclair, pisze: "To wtedy dostał szansę gry w jednym zespole z takimi sławami jak Joel Bats czy srebrny medalista Mundialu'74 Andrzej Szarmach. Auxerre tego dnia zatańczyło z rywalami, a Cantona bujał w obłokach ze szczęścia. "Mało znałem Szarmacha - wspominał. - Ale wiedziałem, że był skromnym, prostolinijnym i miłym człowiekiem. Przy nim nauczyłem się, co to znaczy mieć talent i klasę jednocześnie". Polak harował ze wszystkich sił, by francuski nastolatek mógł tego dnia strzelić gola. Bez skutku. Ale wtedy, dzięki Szarmachowi, obudziła się w Cantonie hojność dla młodszych graczy, z którymi później grywał w Manchesterze United".

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Która polska drużyna narodowa była najlepsza?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×