Il Grande Torino, dzieciaki Busby'ego, Chipolopolo i Chapecoense - największe katastrofy lotnicze w historii futbolu

Maciej Kmita
Maciej Kmita

Pechowy rejs 609

6 lutego 1958 roku piłkarze Manchesteru United wracali z wyjazdowego meczu z Crveną Zvezdą Belgrad, w którym zapewnili sobie awans do półfinału Pucharu Europy (ówczesnego odpowiednika Ligi Mistrzów). Airspeed AS.57 Ambassador 2 zatrzymał się w Monachium, żeby uzupełnić paliwo, ale z bawarskiego lotniska już się nie poderwał. Dwa starty piloci przerwali ze względu na nieprawidłową pracę silników, a przy trzeciej próbie samolot wypadł z pasa, przebił barierę okalającą lotnisko i rozbił się o okoliczne zabudowania. Początkowo winą za wypadek obarczono pilotów, ale po latach uznano, że przyczyną katastrofy było zalegające na pasie startowym błoto pośniegowe, które uniemożliwiło samolotowi osiągnięcie prędkości rotacji.

Na pokładzie było 38 pasażerów - zginęło 23 z nich, w tym ośmiu członków drużyny Manchesteru United, która za sprawą legendarnego Matta Busby’ego stawała się potęgą mogącą zagrozić dominacji Realu Madryt na Starym Kontynencie. Wśród ofiar tragedii w Monachium był m.in. Duncan Edwards, uznawany wówczas za największy talent angielskiej piłki. Sam Busby przeżył katastrofę i rozpoczął odbudowę wielkiego zespołu. Z życiem uszedł też Bobby Charlton - najlepszy zawodnik tamtej drużyny. Gdy osiem lat później poprowadził Anglię do zdobycia mistrzostwa świata, tytuł zadedykował tragicznie zmarłym kolegom z Man Utd.

Zespół nazywany "dzieciakami Busby’ego" przestał istnieć, ale legendarny menedżer rozpoczął mozolną budowę nowej drużyny. Na odzyskanie mistrzostwa Anglii Czerwone Diabły czekały sześć lat, a dokładnie dziesięć lat po monachijskiej katastrofie prowadzony przez Busby’ego Manchester United po raz pierwszy w historii wygrał Puchar Europy. W finale z Benficą Lizbona (1:0) zagrało dwóch piłkarzy, którzy przeżyli wypadek w Monachium: Bill Foulkes i sir Bobby Charlton.

Polub Piłkę Nożną na Facebooku
inf. własna
Zgłoś błąd
Komentarze (2)