Na ten mecz w polskich domach czekali wszyscy. Dla sympatyków piłki ręcznej nad Wisłą półfinałowe spotkanie mistrzostw świata było niczym powrót cudownych wspomnień i sukcesów z imprez w 2007 i 2009 roku. Pozostali kibice, którzy w trakcie trwania turnieju dowiedzieli się o polskich szczypiornistach, z miejsca pokochali tych niezwykle charakternych wojowników, w piątkowy wieczór z całych sił ściskając za nich kciuki. Biało-czerwoni zaś, których po dwóch porażkach w fazie grupowej skazywano na klęskę, z każdym kolejnym występem budowali swoją legendę i w starciu z Katarem dopisać mieli kolejny piękny rozdział.
[ad=rectangle]
Samo spotkanie, nie tylko ze względu na stawkę rywalizacji, miało wyjątkowe znaczenie. Oto naprzeciw polskiej drużyny stawała reprezentacja zbudowana za ogromne pieniądze po to, by w barwach niewielkiego kraju z Bliskiego Wschodu sięgnąć po medal mistrzostw świata. Nie było tu mowy o moralności czy patriotyzmie - liczył się sukces i obiecane za niego ogromne nagrody - od premii sięgających milionów euro, po najnowsze samochody. Grający dla tworu zwanego reprezentacją Kataru zawodnicy pochodzili z najróżniejszych zakątków świata - od Tunezji, przez Czarnogórę oraz Bośnię i Hercegowiną, aż po Kubę, lecz na parkiecie wszyscy byli gotowi oddać zdrowie za swoje nowe barwy.
Biało-czerwoni odcinali się jednak od wszelkich pozasportowych historii na temat rywali, ucinając też dyskusje dotyczące gospodarskiego sędziowania. - Dla nas to nie ma znaczenia. Liczy się to co na boisku. Katar awansował do półfinału mistrzostw świata, a tu słabych drużyn nie ma - podkreślali Polacy. Trener naszego zespołu Michael Biegler mówił zaś: - Czy to niespodzianka, że Katar jest w półfinale? Niespodzianką jest to, że my awansowaliśmy do czwórki. I tę niespodziankę lubię zdecydowanie bardziej.
Przed pierwszym gwizdkiem rywalizacji naszych zawodników nikt specjalnie motywować nie musiał. Biało-czerwoni wyszli na rozgrzewkę skupieni, widać było po nich ogromną koncentrację i determinację. Każdy z nich miał świadomość wagi spotkania, każdy też chciał zapisać się na kartach historii i udowodnić, że triumfy nad Szwecją i Chorwacją nie były ostatnim słowem. Wszystko miało wydarzyć się w myśl słów trener Bieglera: - Chcemy wygrać. To będzie bardzo trudne zadanie, ale chcemy wygrać. Dlaczego mielibyśmy tego nie dokonać?
Nasi zawodnicy rywalizację rozpoczęli bardzo dobrze. Świetnie w pierwszych minutach rywalizacji funkcjonowała współpraca między naszymi rozgrywającymi oraz kołem, dzięki czemu dwie premierowe bramki polskiej drużyny padł łupem Kamila Syprzaka. Niezwykle "naładowany" był Michał Jurecki, który od początku spotkania przyjął rolę lidera i co rusz decydował się na rzuty z drugiej linii. Co najważniejsze - ze znakomitym skutkiem.
Drugie trafienie w meczu Jureckiego wysunęło nas w 8. minucie na prowadzenie 5:4, które minutę później do dwóch trafień powiększył Michał Daszek. Biało-czerwoni znakomicie spisywali się w tym okresie w ofensywie, gdzie bez problemu dochodzili do dogodnych pozycji, problemem była jednak nasza postawa w obronie, gdzie pozwalaliśmy rywalom na zdecydowanie zbyt wiele. Wszelkie błędy staraliśmy się zaś nadrabiać agresywnymi zagraniami i w efekcie po kilkunastu minutach mieliśmy na swoim koncie już trzy wykluczenia.
Długo jednak gra w osłabieniu kompletnie nie przeszkadzała naszej drużynie. Polacy zdołali utrzymać prowadzenie podczas gry w 4 na 6 i w 19. minucie wygrywaliśmy jeszcze 10:8. Na parkiecie szalał Michał Jurecki, który już wtedy miał na swoim koncie pięć bramek, cały czas brakowało nam jednak dobrej gry w defensywie, a "nieobecni" byli nasi bramkarze, w całej pierwszej połowie notując łącznie... jedną skuteczną interwencję.
To właśnie parady wprowadzonego między słupki katarskiej bramki Danijela Saricia pozwoliły naszym rywalom przejąć inicjatywę po dwudziestu minutach gry. Przez całą pierwszą połowę rywalizacji Katarczycy utrzymywali zaś wysoką dyspozycję w ofensywie i w 24. minucie po trafieniach Mahmouda Hassaba Alli, Kamalaldina Mallasha i Bertranda Roine wyszli na prowadzenie 13:11. Nasza drużyna próbowała jeszcze gonić wynik, ale rywale przed przerwą powiększyli przewagę do trzech trafień i do szatni zeszli wygrywając 16:13.
Niestety, obraz gry nie uległ zmianie w pierwszych minutach drugiej części gry. Biało-czerwoni nadal słabo grali w obronie, gdzie nie radzili sobie tak z upilnowaniem potężnego obrotowego rywali, jak i atomowymi rzutami Rafaela Capote i Zarko Markovicia. Dodatkowo złapaliśmy dość solidny przestój w ataku, gdzie agresywna oraz siłowa linia rywali skutecznie przerywała nasze akcje.
W 36. minucie bramki Mallasha i Hassaba Alli powiększyły prowadzenie Katarczyków do pięciu trafień (19:14). Polacy byli zagubieni, nie mieliśmy pomysłu na budowanie kolejnych ataków i trener Biegler musiał poprosić o czas. To, choć przyniosło wkrótce gole Bartosza Jureckiego i Mariusza Jurkiewicza, nie zdało się jednak na wiele. Na kwadrans przed końcem meczu rywale nadal wygrywali różnicą pięciu bramek i pewnym krokiem zmierzali po zwycięstwo.
Cień nadziei w serca kibiców wlały dopiero wydarzenia z 52. minuty rywalizacji. Wówczas szczęśliwe trafienie zanotował Michał Jurecki, chwilę później kontratak wykończył Michał Szyba i na osiem minut przed końcem spotkania przegrywaliśmy tylko 21:23. Katarczycy co prawda szybko odskoczyli na dystans czterech bramek, ale Biało-czerwoni ponownie zmniejszyli straty i w 56. minucie rywale prowadzili wyłącznie 26:24. Dodatkowo na ławkę kar odesłany został Mahmoud Hassab Alla i nasza drużyna miała grać przez dwie minuty w przewadze.
To niestety nie odwróciło losów rywalizacji. Dysponujący wówczas zaledwie piątką zawodników Katarczycy zdołali rzucić dwie bramki, w dziecinny sposób ogrywając naszą defensywę w akcjach 1 na 1. Polacy co prawda odpowiedzieli bardzo szybkimi bramkami Mariusza Jurkiewicza i Michała Szyby, ale na 120 sekund przed końcem meczu przegrywaliśmy 27:29. Kiedy chwilę później Zarko Marković i Hassab Alla trafili do nasze siatki wiadomo było, że to gospodarze zagrają w finale.
Polacy po raz drugi w XXI wieku przegrali półfinałowy mecz mistrzostw świata. W 2009 roku ulegliśmy Chorwatom, ale w starciu o 3. miejsce pokonaliśmy Duńczyków i z turnieju powróciliśmy z brązowymi medalami. Na podobne rozstrzygnięcie liczymy w niedzielę, kiedy nasza drużyna rozegra ostatni mecz na mistrzostwach.
Z Ad Dauhy dla SportoweFakty.pl,
Maciej Wojs
Polska: Szmal (4/26 - 15%), Wyszomirski (0/9) - Krajewski, Orzechowski, Bielecki 1, Rojewski 1, Wiśniewski 2, B. Jurecki 3, M. Jurecki 9, Grabarczyk, Jurkiewicz 5, Masłowski, Syprzak 2, Daszek 3, Szyba 3, Chrapkowski.
Karne: 2/2.
Kary: 10 min.
Katar: Sarić (12/34 - 35%), Stojanović (0/7) - Marković 5, Mabrouk, Roine 3, Capote 6, Al-Karbi, Memisević 2, Vidal 1, Damjanović, Mellash 6, Benali 1, Madadi, Hamdoon 2, Hassab Alla 5, Zakkar.
Karne: 3/4.
Kary: 4 min.
Kary: Polska - 10 min. (B. Jurecki - 4 min.; Grabraczyk, M. Jurecki, Rojewski - po 2 min.); Katar - 4 min. (Mabrouk, Hassab Alla - po 2 min.).
Sędziowali: Nenad Nikolić oraz Dusan Stoijković (Serbia).
O meczu Polska - Katar czytaj także:
* Artur Siódmiak: Przyczyn porażki musimy również upatrywać w naszej grze
* Tomasz Rosiński: Nie zrzucajmy całej winy na sędziów
* Robert Lis: Katar obnażył nasze słabości
* Trener Kataru: Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie
* Bartosz Jurecki: Z sędziami nie da się wygrać. I z tymi dolarami...
* Piotr Chrapkowski: Na 10 meczów z Katarem wygralibyśmy... zero
* Piotr Masłowski: Zostawiliśmy na boisku serce
* Twitter po meczu Polska - Katar: Byliśmy słabsi, teraz bitwa o brąz
* Michael Biegler: Wielkie gratulacje dla mojego zespołu!
* Marcin Lijewski: Mam nadzieję, że drugi finalista zmiecie ten twór z powierzchni ziemi
* Oceny SportoweFakty.pl: Zawiodła obrona i bramka
* MŚ 2015: Klątwa trwa! Polacy znów ulegli gospodarzom
* Polacy "podziękowali" sędziom (wideo)