Hyundai na kilkanaście dni przed Rajdem Chorwacji wybrał się do tego kraju, aby przeprowadzić testy modelu i20 Rally1. Były one niezwykle ważne dla Craiga Breena. Irlandczyk w tym roku pogodził się z rolą kierowcy numer trzy, dzielącego występy z innym zawodnikiem. Do tego momentu pojawił się tylko w Rajdzie Szwecji, gdzie wywalczył drugie miejsce.
Wiadomo już, że Breen nie dopisze do swojego CV kolejnych startów w WRC. Jego testowy przejazd zakończył się wypadnięciem z trasy we wsi Lobor. Rajdówka uderzyła lewą stroną w drewniany płot, a jeden ze słupów wbił się do Hyundaia prowadzonego przez 33-latka. Irlandczyk zginął na miejscu. Pilot James Fulton wyszedł z wypadku bez szwanku.
Hyundai nie chce komentować tragedii
Część polskich kibiców zwróciła uwagę na to, że wypadek Craiga Breena był podobny do tego, jaki przytrafił się Robertowi Kubicy w roku 2011. W przypadku krakowianina metalowa barierka przeszyła karoserię samochodu, mocno raniąc Kubicę w prawą rękę i nogę. Gdyby jednak uderzenie nastąpiło pod innym kątem, Polak mógłby stracić życie. Zadecydowały o tym centymetry.
O wypadku Breena wiemy niewiele. Pierwsze doniesienia o tragedii w Chorwacji pojawiły się w czwartek po godz. 12. Początkowo nie było jednak jasne, kto z załogi zginął na miejscu. Później lokalna policja potwierdziła, że kierowca stracił życie w wypadku, a wątpliwości rozwiał oficjalny komunikat Hyundaia.
"Hyundai Motorsport składa szczere kondolencje rodzinie Craiga, jego przyjaciołom i wielu kibicom. Zespół nie będzie też komentował tego incydentu" - napisano w oświadczeniu. W tym przypadku decyzja Koreańczyków nie powinna dziwić. Trudno bowiem oczekiwać, aby podawali szczegóły dotyczące urazów Breena albo prezentowali film z wypadku.
Ojciec wyznaczył mu drogę
Craig Breen miał 33 lata i nie zdążył wygrać rundy WRC w swojej karierze. Spora część ekspertów uważa jednak, że był na najlepszej drodze ku temu. Rajdy premiują doświadczenie, a te Irlandczyk zbierał w różnych kategoriach i samochodach. Pasją do motoryzacji zaraził go ojciec. Ray Breen sam rywalizował na rajdowych trasach.
Mały Craig, mając ledwie 9 lat, postawił na karting. Z czasem przerzucił się z torów na rajdowe odcinki specjalne. Jako 19-latek miał na swoim koncie sukcesy w Fiesta Trophy, co zapewniło mu miejsce w brytyjskim zespole M-Sportu. To otworzyło mu drogę do mistrzostw świata. Debiut za kierownicą Forda Fiesty ST zaliczył w roku 2009 w pojeździe klasy R2.
Dwa lata później Breen został mistrzem Akademii WRC, by następnie brylować w juniorskich mistrzostwach świata. W sezonach 2013-2015 reprezentował Peugeota w mistrzostwach Europy (ERC). Tam toczył zacięte boje z Kajetanem Kajetanowiczem. Podczas gdy Polak trzykrotnie zostawał mistrzem Starego Kontynentu, Irlandczyk zdobył srebrny medal (2015) i dwukrotnie brązowy.
Sukcesy w ERC pozwoliły mu zrealizować marzenie o startach w WRC. Zaczęło się od kontraktu z Citroenem, który dał mu możliwość występu w wybranych rajdach. Już w trzecim starcie za kierownicą DS3 WRC wywalczył podium w Rajdzie Finlandii. W efekcie sezon 2017 spędził już jako pełnoetatowy kierowca francuskiej ekipy.
Jako że Francuzi opuścili WRC, to Breen przeniósł się do Hyundaia. Tam nie mógł liczyć na rolę lidera i regularne występy, ale często udowadniał swój olbrzymi talent. W roku 2022 powrócił do M-Sportu, bo uwierzył w potencjał nowej rajdówki - Forda Pumy Rally1. Jednak współpraca nie układała się tak, jakby sobie tego życzył. Dlatego Breen po sezonie przerwy powrócił do Hyundaia.
Breen stracił w wypadku pilota
Craig Breen przeżył też ogromną tragedię w roku 2012. Podczas Rajdu Targa Florio na Sycylii miał wypadek, w którym życie stracił jego pilot - Gareth Richards. Peugeot 207 prowadzony przez Irlandczyka uderzył prawą stroną w metalową barierkę. Ta przeszyła karoserię i śmiertelnie raniła 24-latka z Walii.
- Nie mam wątpliwości, że zostałbyś pewnego dnia mistrzem świata. Miałeś wszystkie niezbędne umiejętności, a nawet więcej. Byłeś bardzo ciepłym człowiekiem, niezwykle spokojnym, a przy tym twój uśmiech potrafił zamieniać negatywne sytuacje w pozytywne. Jako pilot potrafiłeś dostosować się do każdej sytuacji - mówił komentator Howard Davies na pogrzebie Garetha Robertsa.
Niestety, po latach podobne słowa najpewniej padną na ostatnim pożegnaniu Craiga Breena.
Pierwsza tragedia w WRC od 17 lat
Formalnie śmierć Breena nie ma związku z Rajdem Chorwacji, bo runda mistrzostw świata odbędzie się w dniach 20-23 kwietnia. Jak dotąd życie w rajdach samochodowych WRC straciło 19 osób. Pierwszym był fiński pilot Seppo Jamsa, który stracił życie 12 sierpnia 1984 roku w Rajdzie 1000 Jezior.
Do wypadku z udziałem Jamsy doszło pierwszego dnia rajdu. Morris Mini 850 prowadzony przez Vesę Nieminena uderzył czołowo w most kolejowy. Prawa część rajdówki została zmiażdżona, a pilot doznał poważnych obrażeń klatki piersiowej. Ekipa ratunkowa dotarła do Jamsy w ciągu kilku sekund, po czym został on zabrany karetką do szpitala.
Jamsa znajdował się w stanie krytycznym, ale w kolejnych dobach lekarze informowali, że organizm pozytywnie reaguje na leczenie. Jednak dziesięć dni po wypadku doszło do nagłego regresu i ostatecznie fiński pilot zmarł.
Ostatnią ofiarą rajdów WRC jest Jorg Bastuck. Niemiecki pilot podczas Rajdu Katalonii w 2006 roku wysiadł z samochodu, by zmienić przebitą oponę. 36-latek został jednak potrącony przez Barry'ego Clarka. Ratownicy przetransportowali go do szpitala w Tarragonie, ale lekarzom nie udało się uratować jego życia.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Craig Breen nie żyje. Zespół nie zamierza komentować tragedii
- "Traktowali mnie jak psa". Były kierowca F1 ostro o zespole