Łzy, ból, depresja. Tak wygląda japońska droga wojowniczki w siatkówce

Michał Kaczmarczyk
Michał Kaczmarczyk
- Liga japońska w porównaniu z europejskimi nie jest w pełni profesjonalna: zawodnicy są traktowani po prostu jako pracownicy głównego sponsora klubu i zwykle dzielą swój czas na treningi i zwykłą pracę - opowiada Brahm i przypomina słowa Yukiko Ebaty, swego czasu siatkarki francuskiego RC Cannes: - Za czasów gry w Hitachi Rivale po dwóch weekendowych meczach szłyśmy prosto do autokaru i przez całą niedzielną noc wracałyśmy do domu, by zdążyć w poniedziałek do biura.

To samo mówiła Maja Tokarska, która w minionym sezonie była siatkarką Hisamitsu Springs Kobe i jako pierwsza Polka miała okazję poznać od środka tamtejszą V-League. - Japonki są tak zaprogramowane, nie ma życia prywatnego, jest tylko siatkówka. Potem to się przekłada na mecz. Wydaje mi się, że dzięki tylu godzinom poświęconym na trening, czują grę lepiej, niż my. Dla nich liczy się tylko jedno, żadna dziewczyna w moim zespole nie ma rodziny, dzieci. Mówią, że by chciały, ale jak skończą kariery - opowiadała środkowa polskiej kadry. Nawet w autokarze wiozącym drużynę na kolejny mecz w złym tonie jest zabijanie czasu filmem lub serialem. Japońskie siatkarki wykorzystują każdą wolną chwilę, analizując na wideo grę rywala lub swoje treningi.

Fochy, krzyki, pretensje do trenera i koleżanek z drużyny? To nie istnieje i nie ma prawa istnieć w tej kulturze. W drużynach młodzieżowych trener może skarcić swoją podopieczną uderzeniem w twarz i sam pozostaje bezkarny. Dopóki nie przeholuje: w 2013 roku trener w liceum Hamamatsu Nittai wymierzył swojemu uczniowi 13 uderzeń dłonią w twarz z rzędu. Gdyby nie nagrany ukradkiem film jednego z uczestników treningu i ogólnoświatowa afera, nauczyciel ciągle by tam pracował.

- Japońska kultura jest bardzo hierarchiczna i nigdy tutaj nie usłyszysz wyraźnego narzekania na swojego szefa, a tym bardziej z ust kobiety. To typowa mentalność nastawiona na interes grupy: ktoś, kto ma pretensje, oddala się od zespołu i szkodzi wszystkim. W Japonii popularne jest przysłowie "gwóźdź, który wystaje, szybko będzie potraktowany młotkiem" - tłumaczy Jeremy Brahm

Do tego wszystkie dochodzi kwestia odporności psychicznej. Od lat spada liczba Japończyków popełniających samobójstwo, ale to nie oznacza wygaszenia problemu społecznego. Reprezentantki Japonii są kochane przez kibiców, dostają od nich miłe wiadomości na Instagramie, słodycze, maskotki, drogie podarunki i mangowe portrety. Ale sława ma swoją drugą stronę: siatkarki V-League i kadry Nipponu czują, że są winne swojemu narodowi jak najlepszą grę i nie mogą zawieść. A jeśli zawiodą, nie wszystkie z nich dźwigają brzemię porażki. Zdarzało się, że podstawowa rozgrywająca ekstraklasowej drużyny nie kończyła sezonu przez załamanie nerwowe po nieudanym meczu o wejście do finału.

Jeremy Brahm potwierdza, że za sympatycznymi uśmiechami japońskich gwiazd kryje się często przerażenie każdą pojedynczą myślą o możliwej porażce: - Wysokie standardy wyznaczyły legendarne mistrzynie olimpijskie z 1964 roku i od kolejnych reprezentantek kraju wymaga się takiego samego zaangażowania. Przypomina mi się historia Yoshi Takeshity, najlepszej rozgrywającej Japonii w ostatniej dekadzie. To na nią spadła cała krytyka za nieudany turniej kwalifikacyjny do igrzysk w Sydney w 2000 roku. Po dwóch latach porzuciła siatkówkę, nie mogąc znieść oskarżeń, i szukała w urzędzie pracy nowego sposobu na życie. Gdyby nie trener JT Marvelous, który namówił ją do powrotu na parkiet, stracilibyśmy jedną z najlepszych zawodniczek świata - wspomina.

Siatkarki w Japonii trenują dłużej i ciężej od siatkarzy, na rozkaz klubów rezygnują z makijażu i farbowania włosów, pokornie sprzątają halę po każdym treningu. Na długie lata porzucają plany małżeńskie i macierzyńskie, zatracają się w swojej pracy i dobrowolnie skazują się na litry wylanego potu, godziny katorżniczej pracy i paraliżujący strach przed najważniejszym meczem sezonu. Nagrodą są tysiące fanów na trybunach oraz ich bezwarunkowa miłość, dodatkowym obciążeniem - wieczne porównania do słynnych mistrzyń z 1964 roku. I świadomość, że prawdopodobnie nigdy nie przeskoczą ograniczeń swoich ciał, a ich zwycięstwa z wyższymi i silniejszymi Rosjankami i Brazylijkami będą wyjątkami od reguły, nie normą. Chyba, że trafi się rewolucjonista w stylu Daimatsu.

Euforia wzmogła się po brązowym medalu Japonek na igrzyskach w Londynie, ale nie trwała długo. Kumi Nakada, obecna selekcjonerka kadry siatkarek, otwarcie przyznała, że interesuje ją tylko złoto Tokio 2020. I zrobi wszystko, by to osiągnąć. "Kiedy wojownicy mówią, że spełnią jakiś uczynek, ten uczynek należy traktować jako spełniony. Nic ich nie powstrzyma przed wypełnieniem tego, co zamierzyli. Oni nie dają słowa: dla nich słowo i czyn to jedno" - tak mówi kodeks Bushido.

Michał Kaczmarczyk

Czy Japonki sięgną po medal igrzysk olimpijskich w 2020 roku?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×