(Około)Tenisowy przegląd tygodnia: Niebieskie interesy tłem polskich sukcesów

Nie zwycięstwa Federera, Sereny i polskich deblistów, ale groźba bojkotu ze strony Nadala i Djokovicia będą w pierwszej kolejności wspomnieniem o tegorocznej edycji turnieju w Madrycie. Żart o niebieskiej mączce stał się rzeczywistością.

Nawet ci, którzy wygrali, nie mogli nie zwrócić publicznie uwagi na wady rewolucyjnej nawierzchni, która kortem ziemnym może być nazwana tylko w teorii. Jest śliska i jest szybka. - Takiej gry nie ma nawet na trawie - przyznała Agnieszka Radwańska. - Ja wygrywam mecze wybieganiem, ale tutaj się nie da biegać - rzucił Djoković. Czy w deblu sytuacja jest lepsza? - Jest nawet gorsza! - mówi Radosław Szymanik, którego szerszą opinię o niebieskiej mączce zamieścimy w najbliższych godzinach na łamach SF.

Gdy sprawca całego zamieszania - Ion Țiriac, właściciel praw do turnieju, przechodził przez strefę zawodników, trudno było go nie zauważyć, nie tylko z powodu fantazyjnego wąsa. - Jaką on właściwie pełni tutaj funkcję? - zaczepił nas wysłannik "The New York Timesa". Tematem eksperymentu jako takiego zajmiemy się jeszcze osobno, tym bardziej, że odpowiedzialni za turniej w Madrycie siadają z władzami tenisa do rozmów o przyszłości nawierzchni, która ma stać się ukłonem w stronę telewizji (lepiej widać piłkę), ale na razie jest tylko powodem furii tenisistów.

Nawet jeżeli mamy do czynienia z tenisową awanturą w wymiarze globalnym, to nie może to w podsumowaniu tygodnia przesłonić bardzo dobrego okresu w wykonaniu Polaków.

Marcin Matkowski i Mariusz Fyrstenberg mają najlepszy sezon na clayu w karierze: po jakkolwiek szybkiej porażce w Monte Carlo rozbili wszystkich rywali w Barcelonie, pojechali ze swoimi kobietami na majówkę na Mazury i wrócili do Hiszpanii po tytuł w Madrycie. Nie mielibyśmy nic przeciwko temu, by o podobnie pomyślnym przebiegu zdarzeń turniejowo-towarzyskich mówić na początku sierpniu w związku z układem: Wimbledon - ślub Matkowskiego - igrzyska olimpijskie.

O swoim olimpijskim marzeniu opowiadała w Madrycie Agnieszka Radwańska. Opowiadała tylko nam, bo ani razu nie zebrali się chętni na konferencję prasową z trzecią rakietą świata. Nawet po półfinale z Azarenką, po porażce z którą Isia wcale mocno przygnębiona nie była, wiedząc, że półfinał w Madrycie (nigdy nie wygrała tam dwóch meczów) - niby na mączce - to wynik, którego się nie mogła spodziewać. Na marginesie: lepiej nie komentować żenującej akcji z wywiadem na żywo z sobowtórem Radwańskiej w wykonaniu znanego polskiego prezentera telewizyjnego.

Gdy Azarenka dowiedziała się, że w Rzymie znów może spotkać się z Radwańską w półfinale, załamała ręce. - Musiałeś mi to mówić? Nigdy nie patrzę na drabinki przed turniejem, a ty mi wszystko zepsułeś - powiedziała nam z przygnębioną miną ku niezłemu rozbawieniu pozostałych obecnych na sali. Po spotkaniu Białorusinki z Radwańską nikt oczywiście nie był zainteresowany opinią Wiki o samym meczu.

Wątek "polskiego tygodnia" uzupełnić należy drugim w karierze tytułem Jerzego Janowicza w ATP Challenger Tour (drugi poziom rozgrywek męskich), w Rzymie, gdzie pokonał trzech zawodników z Top 100 - tylu, co dotąd przez całą karierę! Ponadto, deblowy triumf odniosła Urszula Radwańska w Pradze (ITF).

Wracając do Madrytu, poszukajmy więcej rys na szkle turnieju, pod adresem którego sypią się - poza nawierzchnią - same komplementy. - Ten turniej faktycznie nie może być już lepszy - przyznał sam Rafa Nadal. - Na każde skinienie zawodników rzuca się w ich stronę trzech-czterech ludzi - dodał Ion Țiriac. Zaprawdę, kompleks Caja Mágica budzi podziw: trzy tenisowe stadiony mają dach (jedyny taki przypadek w Tourze), a na zewnątrz jest jeszcze szesnaście kortów.

Nie wszyscy mają jednak wyłącznie dobre zdanie o organizacji. Bob Bryan (epicki super tie break, po którym razem z bratem odpadli z rywalizacji) doniósł, że z powodu "paraliżująco" wolnego internetu w hotelu i w kompleksie Caja Mágica nową strefą zawodników stał się... Burger King. Awaria sieci Vodafone spowodowała, że turniej został we wtorek na pół dnia pozbawiony Wi-Fi.

Ci, którzy nie zasiedli na trybunach, nie mogli obejrzeć wiele kobiecego tenisa. Kamery przykryto na korcie centralnym choćby wtedy, gdy w sesji wieczornej grały na nim Serena Williams i Nastja Pawluczenkowa (ostrzegaliśmy przed tym rosyjskich dziennikarzy, ale mieli do końca nadzieję na transmisję). Nie było także przekazu z finału debla, więc największy w karierze triumf Matkowskiego i Fyrstenberga pozostanie utrwalony jedynie dzięki temu, że niemal powszechne jest dziś posiadanie iPhone'a i tym podobnych urządzeń.

W środku tygodnia napisaliśmy na Twitterze, że nie będziemy zaskoczeni, jeśli w Madrycie doczekamy się w tej edycji dziwnych rezultatów i zwycięzców. Dwie godziny potem za burtę wyleciał Nadal, dzień potem Djoković. Jedynym przedstawicielem Top 5 (na miejscu zabrakło tylko Murraya, który według stryja Nadala wystraszył się nawierzchni) w półfinale był Federer, który faktycznie mógł pożegnać się z rywalizacją już w pierwszym spotkaniu, z Raoniciem: - Nawet nie wiedziałem, kto będzie moim następnym rywalem. A tu zdobyłem swój 20. tytuł Masters 1000, choć dla mnie to tylko liczba - powiedział.

*

Cytat tygodnia Szwajcara: - Raonić może być szybko w Top 10, czemu nie. Życie przynosi wiele niespodzianek: ja nie sądziłem, że kiedyś mogę wygrać turniej wielkoszlemowy, a wygrałem ich szesnaście.

Źródło artykułu: