Leszczyńska drużyna po urazach Chrisa Holdera i Nazara Parnickiego postanowiła poszukać zastępstwa. Wybór padł na Adriana Miedzińskiego, który miał kontrakt "warszawski" w Abramczyk Polonii Bydgoszcz. Czekał on na swoją szansę po tym, jak w poprzednim sezonie uległ okropnemu wypadkowi, leżał w śpiączce, a następnie wracał do siebie i musiał przekonać lekarzy, że może kontynuować jazdę na żużlu. Powrót nastąpił w trudnym momencie, bo w połowie rozgrywek w roku 2023.
- Trema jak po zimie. Pierwsze zawody, pierwszy raz w czterech. Miałem okazję raz pojechać spod taśmy na treningu przed tymi zawodami. Każdy jest wjeżdżony i to było utrudnienie. Byłem tego świadomy, że wskakując w trakcie jest dużo trudniej. Jedynie doświadczeniem i wiedzą mogą wyciągać wnioski i próbować dogonić - stwierdził zawodnik po spotkaniu z ebut.pl Stalą Gorzów.
Czy przed pierwszym startem było dużo nerwów, czy też udało się zachować spokój? - Zimna krew musi być zachowana, bo bez niej jest źle. Wystarczy dziwnych przygód. Postaram się, aby jak najszybciej dojść do tego, co mogę osiągnąć. Wyciągam wnioski i jedziemy dalej - powiedział Miedziński.
Fogo Unia Leszno przegrała na Stadionie im. Edwarda Jancarza 33:57, a wychowanek Apatora Toruń nie zdobył punktów w trzech startach. Nie wynik był tu jednak najważniejszy. - Chodziło o to, żebym liznął ścigania. Nie wracamy po przerwie, tylko po pewnych wydarzeniach. Trzeba poprawić wszystko, co mogę, żeby było lepiej. Będzie mecz u siebie, trening, więc trochę łatwiej. W Gorzowie może mogłem postawić na inny silnik. Myślałem, że będzie lepszy start, bo wiadomo, że w takich zawodach najlepiej jest wygrać start i potem próbować się bronić. Ustawienia nie do końca się sprawdziły. Była konfrontacja, rywalizacja i należy wyciągać wnioski, żeby było lepiej - ocenił.
ZOBACZ WIDEO: Ci zawodnicy Unii Leszno jadą poniżej oczekiwań. Menedżer mówi o presji
Dodajmy, że żużlowiec praktycznie całą karierę korzysta z jednostek Ryszarda Kowalskiego. Okiełznać je po powrocie pomagali mu mechanicy Chrisa Holdera. - To jest oczywiście pomoc klubu i mechaników Holdera. Znam tych chłopaków, bo są z Torunia. Bez nich tak naprawdę bym nie wrócił, bo nie miałoby to sensu. Firma nie będzie działała bez pracowników. Nie wiedziałem, jaka będzie moja sytuacja, nie mogłem nikogo trzymać, więc na pewno im dziękuję za to, że są. To zbyt wysoki poziom, by bawić się samemu - mówił po zakończonym spotkaniu 7. kolejki PGE Ekstraligi.
W niedzielę Byki doznały kolejnego osłabienia. W piątym wyścigu obojczyk złamał Grzegorz Zengota. - Szkoda tego dnia, bo straciliśmy "Zengiego" i niefajnie to się układa. Oglądamy to na monitorach w parkingu czy stojąc przy torze. Brakuje słów, żeby to skomentować. Oby takie rzeczy się nie działy. Trzymamy kciuki za Grzegorza, żeby wrócił szybko do pełnej sprawności - skomentował Miedziński, który również miał jechać w tym biegu, ale zastąpił go Damian Ratajczak. Czy u wracającego do ścigania zawodnika pojawiły się myśli, że to on mógł być na miejscu Zengoty? - To nie ma znaczenia, nie analizujmy tego tak - uciął.
Na koniec zapytaliśmy żużlowca, jakie pozytywy może wyciągnąć z tych pierwszych występów po powrocie. - To były moje pierwsze starty z trójką innych zawodników spod taśmy po całym wydarzeniu, które miało miejsce. Plus, że jestem i mogę to robić - zakończył Adrian Miedziński.
Czytaj także:
Przerażający upadek w Gorzowie. Jest komunikat Unii Leszno
Był silnym punktem Stali. Wskazał, co zdecydowało