Żużel diametralnie się zmieni - rozmowa z Jerzym Drozdem, prezesem Kolejarza Opole

Oliwer Kubus
Oliwer Kubus

Wyciąga pan wnioski z przeszłości? Do wszelkich zapewnień podchodzi pan dziś z większym dystansem?

- Postępuję inaczej, niektóre rzeczy w klubie zmieniłem. Tylko nie potrafię stwierdzić, jaki będzie efekt. Ważne jest to, z kim współpracuję. Brakuje mi partnerów, którzy zdołaliby pomóc i odciążyliby mnie z obowiązków. Przed sezonem koledzy z zarządu, mimo pewnych ustaleń, nie zainteresowali się niczym. Czy zawieźć bandy do naprawy, czy jest metanol, czy Kordas potrzebuje maszyny... Zostałem z tym sam.

I między innymi przez to, że bierze pan wszystko na klatę, jest pan obiektem krytyki.

- Ale niech to rozsądni ludzie sprawiedliwie ocenią.

Maluje się przykry obraz opolskiego żużla. Co będzie w następnych latach?

- W tym roku daliśmy sobie radę, próbując stworzyć sympatyczny klimat. Liczymy oczywiście na kibiców, ponieważ wysoka frekwencja jest motywacją do dalszego, prężniejszego działania. Jeśli trybuny są puste, to znaczy, że zapotrzebowania na żużel nie ma. W zimie o tym często rozmawialiśmy. Zauważyliśmy spadek zainteresowania. I wracamy znowu do Szczakiela. Dlaczego on nie przyciąga ani fanów, ani sponsorów?

Ale świat się zmienia. Młode pokolenia nie pamięta sukcesu Szczakiela ani nie zdaje sobie sprawy z jego rangi. Ponadto Szczakiel był bardzo długo zapomniany i dopiero na początku XXI wieku ponownie zyskał na popularności.

- Wiem, wiem. Mimo wszystko powinno być nam łatwiej. Szczakiela odkurzyłem ja i staram się to robić nadal. Co jeszcze nam przeszkadza, to infrastruktura. Kilka firm, z którymi rozmawiałem, dałoby pieniądze na klub, ale nie chce wieszać swoich reklam na tak paskudnym obiekcie. Stadion jest nieciekawą wizytówką. Wystarczy stanąć przed bramą wjazdową. Gdybym był poważnym przedsiębiorcą, zainwestowałbym tylko z racji na miłość do żużla. To obiekt nie na dzisiejsze czasy. Nie odwiedzą go ludzie dobrze ubrani; nie zasiądą na trybunie, bo jej de facto nie ma. Nie przyjdą eleganckie panie, bo się ubrudzą albo połamią obcasy. Dopóki nie będzie stadionu z prawdziwego zdarzenia, nie odbijemy się od dna.

Bez tego jazda w lidze wyższej niż druga nie jest dla opolan realna?

- Nie jest. Nadchodzi bowiem nowe pokolenie. Dziadkowie, którzy sponsorowali niegdyś klub i żyli tym sportem dzień i noc, teraz zmienili swoje cele. Rano piją zieloną herbatę, wieczorem kładą się spać. Mają inne zainteresowania. Z kolei młodzi idą na luksus. A czym my ich możemy porwać? Jako że nie stwarzamy im warunków, cierpimy na brak reklam i finansów. Ciągle słyszę pytania, kiedy zostanie w końcu stadion wyremontowany. Mogę jedynie rozmawiać na ten temat w ratuszu, lecz tam panuje lęk przed podjęciem wiążących decyzji. Gdyby tylko pojawiła się w mediach poważna deklaracja, że do remontu niebawem dojdzie, że pracujemy nad wizualizacją, to mielibyśmy szansę na rozwój.

W roku wyborów raczej nie należy się spodziewać się decyzji ze strony obecnych władz, zwłaszcza że na stanowisku prezydenta dojdzie do zmiany.

- Pan Zembaczyński może postanowić o rozbudowie obiektu, a jego następca ten projekt realizować. Natomiast nie wierzę w obietnice innych kandydatów na prezydenta i zastanawiam się, czy dopuścić w ogóle ich reklamę podczas naszych meczów. Przeszłość pokazuje, że mija się to z celem. Chyba że ów polityk w sposób wyraźny pomoże klubowi. Ale zaznaczam - w sposób wyraźny, nie za kilka złotych czy skrzynkę piwa.

Ile będzie wynosił budżet Kolejarza? W poprzednim roku przekraczał on milion złotych. W tym może być mniejszy ze względu na brak przedsezonowych kwot na przygotowania.

- Faktycznie na tym ruchu nieco zaoszczędzimy, mimo to wydatki sięgną zapewne 900 tysięcy złotych. Na tę sumę składają się nie tylko zawodnicy, ale również bieżące koszty, choćby takie jak naprawa dmuchanej bandy czy metanol, o czym fani często nie wiedzą.

Nie ma pan obaw, że kondycja klubu po tym sezonie zamiast się poprawić, to ulegnie pogorszeniu?

- Chciałbym, żebyśmy zakończyli sezon dobrze, ale, umówmy się, długów nie ma. Jeśli wykazujemy zaległości, to dotyczą one między innymi mojej osoby. Za chwilę pójdę do księgowej, powiem: "pani Stasiu, proszę zamienić dług na darowiznę" i zamykamy temat. Jesteśmy na czysto.

Pytanie tylko, czy klubowi uda się zachować płynność finansową i regularnie wypłacać zawodnikom wynagrodzenie.

- Nie wiem. Jeszcze nie wszyscy ci, którzy z nami współpracowali, się określili. Jesteśmy w trakcie rozmów z potencjalnymi sponsorami. Liczymy, że frekwencja nie będzie niższa. Bo jeśli spadnie, to potwierdzi się sygnał, że zamiłowanie do żużla Opolan, jako mieszkańców regionu, gaśnie. Nastawienie kibiców zmieniło się. Niektórzy z nich chodzą z nudów, dla przyjemności, lecz tylko na wybrane zawody.

Problem dotyczy nie tylko nas, ale całej dyscypliny w Polsce. Przewiduję dla żużla czarny scenariusz Aktualne potęgi niebawem upadną. Teraz dzięki biznesowym konotacjom utrzymują się na czele, jednak będą borykać się z problemami podobnymi do naszych. A u nas może być tylko lepiej.

Żużel stanie się mniej elitarny, zawodnicy na torze będą tylko dorabiać, a główne zyski czerpać z innych źródeł? Założenie dość drastyczne jak na współczesne realia, ale mogłoby prowadzić do uzdrowienia sytuacji.

- Życie musi nauczyć żużlowców, że nie mogą dyktować swoich warunków. Jeszcze potrwa, zanim do tego dojdzie, bo są kluby, które przed jeźdźcami pękają. Działacze pokazują między sobą swoją siłę i wzajemnie się przebijają. Ta koniunktura działa, lecz za chwilę się zmieni. Będziemy mieć speedway taki jak w Anglii czy Szwecji, gdzie pomimo sporej popularności i pokaźnej liczby drużyn, zawodnicy nie żyją z żużla i po treningu idą do pracy. U nas póki co jest eldorado, ponieważ można się utrzymać z pieniędzy zarobionych na torze, jednak niebawem zejdziemy do angielskiego poziomu. Dziś stoimy pod ścianą, bo ulegamy oczekiwaniom zawodnikom, chcąc jednocześnie zaspokoić wymagania kibiców. Jedni drugich napędzają i koło się zamyka. Ja, jako Kolejarz Opole, tego nie zmienię.

Ale może pan się do tych zmian przyczynić.

- Zgadza się, tyle że tę filozofię musi zrozumieć kibic. Powinien mieć wiedzę na temat tej dyscypliny, nie tylko zwracać uwagę na nazwiska. Nazwiska nie jadą. Żyjemy starymi czasami i nadal chodzimy zobaczyć, jak poczyna sobie przykładowo Wojtek Załuski.

Tu natomiast poruszamy kwestię wychowanków. Gdyby tacy znajdowali się w kadrze Kolejarza, jestem pewien, że frekwencja wzrosłaby, niezależnie od wyników.

- Sposób myślenia musi się zmienić. Już powoli się zmienia. Dla mnie, z perspektywy kibica, nie miałoby żadnego znaczenia, czy jedzie zawodnik X, czy Y. Przychodzę dla drużyny. Jak wygra, to super. Przegra - trudno, rywale byli lepsi. Nie mogą wszyscy triumfować. Na koniec sezonu wygrywa jeden i panuje przekonanie, że tylko jeden prezes, tego zwycięskiego klubu, jest dobry. Pozostali są źli. Nie rozstrzygajmy tej sprawy jedynie pod kątem rezultatów. Pan Szymański w prywatnej rozmowie powiedział mi kiedyś: "Jurek, ty jesteś super. Ty jesteś prezes, a nie ci z ekstraligi, którzy tylko brylują przed kamerami. Tam kręci się samograj. Żużel jest tu, w II lidze. Widać twoje autentyczne działanie. Ciebie widać i czuć". Sport działa jednak w formule innej niż w Opolu, działa w tej formule "ekstraligowej". I dlatego niebawem padnie.

W jakiej perspektywie?

- Żużel w ciągu pięciu lat diametralnie się zmieni i niektóre kluby przestaną istnieć bądź będą funkcjonowały w znacznie uboższych realiach. Wbrew pozorom może to wyjść naszej dyscyplinie na dobre.

Jesteśmy na Facebooku! Dołącz do nas!



KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Zgadzasz się ze słowami Jerzego Drozda, że "żużel w ciągu pięciu lat diametralnie się zmieni"?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×