Grzegorz Drozd. Lotem Drozda: Dorośli i wyluzowani Aussie. U Polaków jest za mało samodzielności (felieton)
Był koniec maja, a za oknem dobra pogoda. Taka zwyczajna, leniwa polska niedziela. Zjadłem obiad i miałem ochotę nic nie robić. A na pewno nie wychodzić z domu. Długo marzyłem o takiej niedzieli. W końcu nadarzyła się okazja. No więc leżę tak na łóżku, niby zrelaksowany, ale jedna myśl nie dawała mi spokoju. Miał być żużel w Rzeszowie. Na Hetmańską tego dnia zjechała pilska Polonia. "Nie chce mi się. Nie idę. Bo i po co? Kogo ja tam zobaczę?" - tłumaczyłem sobie. W końcu nie wytrzymałem. "No dobra, sprawdzę składy i zerknę, kto niby miałby mnie zmotywować żeby wyjść z domu".
Włączam komputer, odpalam WP SportoweFakty i śledzę wzrokiem zestaw nazwisk. W jednej chwili krzyknąłem: - Cholera! Brady! Szybki rzut oka na wiszący na ścianie zegar. Wskazówki były bezlitosne: za pięć minut prezentacja! Błyskawiczny prysznic i skok do auta. Zaparkowałem w pierwszym lepszym miejscu na pobliskim osiedlu. Biegiem wparowałem na stadion, a tam prosto do parkingu. Wszedłem tylnym wejściem. Na górze schodów naprzeciwko mieszczą się boksy dla gości. Akurat tego dnia w boksie najbliżej wejścia swój sprzęt ulokował... Brady Kurtz. Na mecz przybyłem oczywiście spóźniony. Właśnie skończył się 5. bieg. Kurtz zaczął słabo i w debiucie nie przywiózł punktów. Resztę spotkania obejrzałem zza boksu Australijczyka, którego pod koniec meczu zacząłem zagadywać.- Brady, ale ten czas leci. Przez kilka poprzednich lat obserwowałem twoje poczynania na miniżużlu w Australii i z niecierpliwością czekałem na moment, kiedy w końcu zjedziesz do Europy. A tu dziś twój debiut w Polsce. I w dodatku w Rzeszowie! - żartowałem. Młody Aussie tego dnia wyprodukował dobry żużel i przywiózł osiem punktów. - Chcę się rozwijać i wiem, że Polska, to ważny i konieczny przystanek w karierze - powtarzał z nadzieją w oczach na kolejne występy.
- Z nami, Australijczykami, chętnie współpracują promotorzy - tłumaczył Brady Kurtz w rzeszowskim parkingu, w dniu swojego debiutu w najlepszej lidze świata. - Chyba dlatego, że nie marudzimy na wszelkie trudności. Jak każdy chcemy zarabiać jak najwięcej, ale nie narzekamy z byle powodu, bo i tak w porównaniu z Europejczykami mamy przerąbane życie. Naszą siłą jest to, że trzymamy się w paczce. Niby jesteśmy daleko od domu, ale w środowisku mamy wielu kumpli, z którymi możemy odreagować. Nie chodzi o imprezy, ale o zwykłe spotkanie z gośćmi, z którymi szczerze możesz pogadać o kłopotach w robocie. Czyli o żużlu. To jest coś, czego nie da się wytłumaczyć. Takiej rozmowy nie przeprowadzisz ani z koleżanką, ani z rodzicami, ani z promotorem, ani z tunerem, ani z kibicami. Najważniejsze że wiesz, że oni wiedzą, o czym tym mówisz, co czujesz. Mają bowiem takie same problemy i doskonale cię rozumieją. Mimo że nasze rodziny i najbliżsi są daleko, to mamy z kim pogadać. Lubimy się spotykać poza torem, oglądać żużel na trybunach i o nim gadać. Stanowimy paczkę i to jest nasza siła - mówi Kurtz o swoich australijskich ziomach.- Na razie żużel jest jedyną moją miłością. Wypełnia mi cały wolny czas. Nie mam dziewczyny, bo by mi tylko w karierze przeszkadzała - opowiadał przejęty Brady Kurtz w rzeszowskim parkingu końcem maja 2016 roku. Nie wiem czy od tamtego momentu coś zmieniło się w życiu Kurtza w powyższych sprawach. Najbardziej jednak tamtego dnia przeżywał odpadniecie w eliminacjach do indywidualnych mistrzostwach świata juniorów. - Wiem, że sukces w tej imprezie pomógłby mi rozreklamować swoje nazwisko i pomógłby w podpisaniu dobrych kontraktów w Szwecji, czy w Polsce. Zawaliłem sprawę totalnie. Dotknąłem taśmy w Berwick. Aż tak bardzo mi zależało, że moje nerwy nie wytrzymały. Ale będę miał jeszcze jedną szansę w przyszłym roku - dodawał. W tej kwestii nastąpiły "drobne" zmiany.
Grzegorz Drozd
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.