Gdyby w żużlu była klasyfikacja konstruktorów podobna do tej, jaką mamy w Formule 1, to po inauguracji Grand Prix w Warszawie Ryszard Kowalski byłby poza trójką. Najlepszy tuner sezonu 2018 nie miał żadnego zawodnika w finale, choć przecież w jego stajni są tacy żużlowcy, jak Tai Woffinden, Bartosz Zmarzlik (mistrz i wicemistrz świata), czy Artiom Łaguta.
Na podium stanęli Leon Madsen, Fredrik Lindgren (obaj korzystają z silników Flemminga Graversena), Patryk Dudek (Joachim Kugelmann). Czwarty był Niels Kristian Iversen (Peter Johns). Z ludzi Kowalskiego najlepiej wypadł Zmarzlik, ale widać było, że wyrywa on rywalom punkty z gardła, że jego dorobek jest bardziej zasługą umiejętności i szalonej odwagi, niż dobrego silnika.
Czytaj także: Woffinden rozczarowany: Jedne z najgorszych Grand Prix w mojej karierze
- Myślę, że to stało się w Warszawie, to był wypadek przy pracy - mówi nam mechanik Jacek Filip. - Znam Ryśka i wiem, że dołożył wszelkich starań. Zresztą wystarczy popatrzeć na jego warsztat, na to wszystko, co się tam znajduje. Normalnie szczęka opada. Nie zdziwię się, jak w następnej rundzie będzie całe podium złożone z zawodników korzystających z silników Kowalskiego.
- Zresztą silniki to nie wszystko i to też jest jakieś wytłumaczenie, tego, co stało się w Warszawie - komentuje Filip. - 60 procent wyniku, to żużlowiec i jego starania w parku maszyn. Na szczeblu Grand Prix wszystkie silniki są dobre, a lepszy jest ten, kto szybciej złapie ustawienia. Zapłon, zębatka, dysza, tu można regulować i szukać. Zawody jednak lecą tak szybko, że niektórzy nawet po ich zakończeniu nie wiedzą, co robili nie tak.
Czytaj także: Kuczera po Grand Prix: Pewność siebie zgubiła mistrza
- Madsen wygrał w Warszawie nie tyle dzięki silnikom, ile z racji tego, że pojechał na luzie, z marszu. Inni byli spięci. Tai Woffinden, choć po nim tego nie widać, na pewno odczuwał większą presję, bardziej się denerwował. A co powiedzieć o tym, że Madsen czy Lindgren dzień później, w meczu Włókniarza, pojechali tak słabo. Sprzęt przez noc przestał działać? Nie. Po prostu oni po turnieju byli tak wypompowani psychicznie, że nie wiedzieli, co jest grane. W latach 90-tych miałem taki przypadek ze Sławkiem Drabikiem, że ważne zawody, a on mówi, że zapomniał, jak jechać. Bo wynik, to dobry zawodnik, dobry sprzęt i dobry dzień - kończy Filip.
ZOBACZ WIDEO Inżynier z F1 pracuje nad sprzęgłem dla Łaguty. Niedługo zacznie nad silnikiem