Maciej Janowski mówi w speedwaygp.com, że chciał jechać w kończącym sezon 2019 meczu Polska - Reszta Świata, ale przegrał z chorobą. Opowiada, że wysłał L-4, przyznaje też, że nie odebrał telefonu od trenera, ale następnego dnia planował oddzwonić. Nie zrobił tego ze względu na dziwne teksty w mediach.
To po kolei. Lekarz wystawił Janowskiemu L-4 w dniu 8 października. Żużlowiec przesłał zwolnienie lekarskie na maila PZM dopiero 10 października, przed południem. 11 października nie było żadnych dziwnych tytułów i tekstów w mediach, bo te jeszcze o niczym nie wiedziały. Związek próbował ukrywać sprawę, żeby wyjaśnić temat z samym zainteresowanym.
Czytaj także: Kadra bez tych, co nocą szli na miasto
Do Janowskiego dzwonił nie tylko trener kadry Marek Cieślak, ale i jego prezes ze Betard Sparty Wrocław Andrzej Rusko. Z naszych informacji wynika, że od żadnego z panów nie odebrał. Nie odpowiedział też na sms-a jednego z działaczy PZM, który napisał, że jego zachowanie jest słabe. Dopiero 11 października w południe z żużlowej centrali wyszła informacja o dziwnym zachowaniu Janowskiego. Zanim się to jednak stało, próbowano, przez 24 godziny, rozwiązać problem. Chciano pójść Maciejowi na rękę, odpuścić mu start w planowanym na 11 października Złotym Kasku i umówić się z nim wyłącznie na występ w kadrze.
ZOBACZ WIDEO Bartosz Zmarzlik typował Roberta Lewandowskiego na sportowca roku w Polsce
- Na Dominikanie byłem 7 lat temu - mówi Janowski dla speedwaygp.com, bo ten wątek też się pojawia. I tu można dyskutować, bo PZM faktycznie nie dokończył śledztwa w tej sprawie. Przypomnijmy, że to kilku zawodników poinformowało związek, że ich koledzy (Janowski, Drabik, bracia Pawliccy) wzięli L-4, żeby móc spokojnie polecieć w ciepłe kraje. Inna sprawa, że Janowski nie musiał czekać aż 5 miesięcy, żeby powiedzieć, że na Dominikanie go nie było. Mógł to wyjaśnić już wtedy. Niestety telefonu od trenera Cieślaka nie odebrał. Co więcej, od tamtego czasu miał do niego nie oddzwonić.
Na dobrą sprawę Janowski zamknął jedynie temat udziału w evencie BMW Driving Experience. 9 października wrzucał na Instagrama zdjęcia z tej imprezy, więc w PZM zainteresowano się, co robi ich obłożnie chory zawodnik (w druku L-4 było wypisane ostre zapalenie oskrzeli z zaleceniem leżenia w łóżku), będąc na zwolnieniu. Maciej poproszony o wyjaśnienia napisał, że event miał miejsce 8 października, a do lekarza poszedł już po powrocie z samochodowego szaleństwa. Wiemy, że to tłumaczenie nie do końca przekonało związek, ale dano temu spokój.
Czytaj także: Uwaga na kurczaki na sterydach. POLADA może w każdej chwili zapukać do drzwi
Janowski, zamiast opowiadać bajki w mediach, powinien uderzyć się w pierś i przeprosić. Raz, że fakty się nie zgadzają, a dwa, że miał wystarczająco wiele czasu, by pogadać z trenerem i wszystko wyjaśnić. Nie sposób nie przypomnieć, że Janowski był uważany za pupilka Cieślaka. Szkoleniowiec dałby się za niego pokroić. Teraz, po 5 miesiącach od afery, Cieślak czyta te wszystkie niejasne tłumaczenia. Telefonu dotąd nie było. To jest naprawdę słabe.
Na koniec dodajmy tylko, że trener o tym, iż nie bierze Janowskiego do kadry na sezon 2020, poinformował 14 października, czyli jednak 4 dni po wysłaniu L-4 przed eks-reprezentanta. Sugerowanie, że nie oddzwoniło się na drugi dzień, bo szkoleniowiec mnie wyrzucił, jest grubym nadużyciem.