Gdy Robert Kubica trafiał do Formuły 1, Jacques Villeneuve był na ostatnim etapie swojej kariery. Odcinał kupony od tytułu mistrzowskiego, który wywalczył w roku 1997 w barwach Williamsa. Tyle, że kolejne sezony pokazały, że nie należy do czołowych kierowców w królowej motorsportu.
Villeneuve swoje jedyne mistrzostwo zdobył w atmosferze skandalu, choć w tym przypadku nie było jego winy. Przed ostatnim wyścigiem sezonu w Jerez liderem mistrzostw był Michael Schumacher. Niemiec miał punkt przewagi nad najgroźniejszym rywalem. I to właśnie między nimi doszło do kolizji w Grand Prix Europy.
Villeneuve dojechał do mety jako trzeci, a "Schumi" nie był w stanie kontynuować jazdy, więc przegrał tytuł. Parę dni później FIA wykluczyła Niemca z wyników całego sezonu, bo uznała, że celowo chciał on wyeliminować rywala z wyścigu.
Villeneuve problemem nie tylko w BMW
Kanadyjczyk w swojej karierze miał problem nie tylko z Kubicą. Gdy dołączył do zespołu British American Racing, był krytykowany za to, że nie potrafi wygrać wewnętrznego pojedynku z młodziutkim Jensonem Buttonem. Tym bardziej, że otrzymywał wtedy rekordową pensję w wysokości 19 mln dolarów. Efekt był taki, że Villeneuve wyleciał z hukiem z ekipy, a jego miejsce zajął Takuma Sato.
ZOBACZ WIDEO: Kszczot trzyma kciuki za Kubicę: Wierzyłem, że wróci. Teraz najważniejsza jest stabilizacja
- Byłem wściekły, gdy powiadomiono mnie o wyrzuceniu z ekipy. Tamten sezon był fatalny, to było piekło. Po tym co wydarzyło się w BAR, nie miałem ochoty wracać do F1 - opowiadał po latach na łamach "Autosportu".
Mimo tego, wrócił. Najpierw w barwach Renault, potem BMW Sauber. W sezonie 2006 w niemiecko-szwajcarskiej ekipie zobaczyliśmy scenariusz podobny do tego, jaki miał wcześniej w BAR. Kubica miał od początku wywrzeć wrażenie na inżynierach stajni z Hinwil. Nie miał doświadczenia w F1, a potrafił być bardzo szybki. Miał odwagę krytykować samochód. Nie to, co Villeneuve.
W cieniu legendy ojca
Życie Kanadyjczyka nie było usłane różami. Jeszcze w dzieciństwie stracił ojca. Gilles Villeneuve zapisał się w historii Formuły 1. Wielu ekspertów uważa go za najlepszego kierowcę bez tytułu mistrzowskiego na koncie. Z pewnością jego losy potoczyłyby się inaczej, gdyby nie fatalny wypadek na torze Heusden-Zolder w Belgii w roku 1982. Kierowca z Kanady zginął na miejscu.
Jacques nie lubi rozmów o ojcu. Gdy Gilles odnosił pierwsze w karierze zwycięstwo przed własną publicznością w Montrealu, jego syn miał ledwie 7 lat. Gdy zdarzył się wypadek w Belgii - 11. - Dzień śmierci mojego ojca nigdy nie był zakreślony w kalendarzu. Zazwyczaj tego dnia moja siostra Melanie dzwoni do mnie i rozmawiamy o tym - zdradził po latach w rozmowie z "Le Journal de Montreal".
Tamten wywiad pokazał, że Kanadyjczyk, choć po latach osiągnął coś, czego ojcu się nie udało, to nigdy nie wyszedł z jego cienia. - Byli tacy, którzy chcieli bym się przedstawiał jako Gilles. Mówili, że kontynuuję dzieło ojca, że chcę dokonać tego, czego jemu się nie udało. Nic takiego nie miało miejsca. Ścigałem się, bo to lubiłem. To robiłem najlepiej. Gdy powiedziałem to wprost, to ludzie poczuli się znieważeni. Usłyszałem, że oczerniam własnego ojca. Nie było w ogóle pola do dyskusji. A ja chciałem tylko, by pozwolono mi wykonywać swoją pracę. Nie zmienia to faktu, że jestem dumny z osiągnięć Gillesa - tłumaczył dziennikarzom z Kanady.
Mimo trudnych relacji z ojcem, w tym roku przeżył emocjonujący moment podczas Grand Prix Kanady. Przypadała bowiem 40. rocznica zwycięstwa Gillesa na torze w Montrealu. Organizatorzy wyścigu wpadli na pomysł, aby Jacques zrobił rundę honorową za kierownicą samochodu z 1978 roku. - To wyjątkowy moment. W miarę upływu czasu pamięć o Gillesie ma większe znaczenie, ponieważ widać jakie wartości reprezentował, jak wiele oznaczał dla fanów i ludzi związanych z tym sportem - twierdził 47-latek.
Kubica zakończył karierę Villeneuve'a
Polskim fanom Villeneuve kojarzy się głównie z krytyką Roberta Kubicy. Zaczęła się ona wkrótce po tym jak Polak wygryzł z BMW Sauber. W sezonie 2006 Mario Theissen, ówczesny szef ekipy z Hinwil, długo szukał pretekstu, by pożegnać się z Kanadyjczykiem. Tym bardziej, że w tamtych czasach kierowca rezerwowy mógł brać udział w treningach bez większych przeszkód. Niemcy widzieli, że Kubica jest szybszy, a przy tym znacznie młodszy i daje nadzieje na przyszłość.
Villeneuve dał im pretekst w Grand Prix Niemiec. Uczestniczył w wypadku, po którym narzekał na ból pleców i nie był przekonany czy zdąży się wyleczyć przed wyścigiem na Węgrzech. Dlatego Theissen zdecydował za niego. Postawił na Kubicę, a po Hungaroringu miał podjąć decyzję, co do składu ekipy na pozostałą część sezonu. Kanadyjczyk źle zareagował na przymusową pauzę i nie chciał słyszeć o dalszej współpracy z BMW Sauber.
- Byłem od ponad dekady w F1, z tytułem mistrzowskim na koncie. Nie byłem gotowy na to, że zostanę odsunięty na boczny tor po to, aby zespół mógł sobie sprawdzić innego kierowcę. Nie chodziło nawet o to, że Kubica mógłby być szybszy. Po prostu, ktoś kto osiągnął tyle w tym sporcie, nie może sobie pozwolić na takie traktowanie - powiedział na łamach "Autosportu" Villeneuve.
Kanadyjczyk twierdził, że po decyzji BMW Sauber stracił motywację, że nie byłby już w stanie tak ryzykować jak młody kierowca, przed którymi otworzyła się szansa na karierę F1. Tymi słowami tylko potwierdził słuszność wyboru Theissena.
Na kolejnej stronie przeczytasz zbiór wszystkich krytycznych wypowiedzi Villenevue'a na temat Kubicy z ostatnich miesięcy. Dowiesz się też dlaczego nikt w padoku nie traktuje Kanadyjczyka poważnie. Zapraszamy!
[nextpage]Główny krytyk Kubicy
Od tego momentu Villeneuve stał się głównym krytykiem, by nie napisać hejterem, Kubicy. Kanadyjczyk jest bowiem stale zapraszany do studia różnych stacji telewizyjnych przy okazji kolejnych wyścigów F1. Dlatego w ostatnich miesiącach miał okazję kilkukrotnie dzielić się z fanami swoimi opiniami na temat powrotu krakowianina do F1.
Werdykt wydał jako jeden z pierwszych. Już kilka tygodni po wypadku Polaka, w marcu 2011 roku, był przekonany, że ten nigdy więcej nie pojawi się w F1. - Pamiętaj, że kierując bolidem, trzeba korzystać z kierownicy wypełnionej przeróżnymi przyciskami. Z niesprawną ręką Kubica nie opanuje pojazdu. I jest jeszcze jedna ważna rzecz: Robert będzie musiał odzyskać licencję kierowcy F1. Aby to osiągnąć, trzeba przejść bardzo trudny test. Jeśli nie będzie w stu procentach sprawny, to go obleje - mówił w rozmowie z "Super Expressem".
Głos zabrał ponownie we wrześniu 2017 roku, gdy Kubica miał za sobą testy w barwach Renault i zaczął się pojawiać w padoku F1. Wtedy mówiło się, że w szeregach francuskiego zespołu może zająć miejsce Jolyona Palmera. - Zupełnie tego nie rozumiem. Któremu kierowcy oferuje się powrót po sześciu latach przerwy? Żadnemu! Przecież pod koniec swojej kariery on przegrywał z Pietrowem. Wygrał jeden wyścig, tak jak Pastor Maldonado. I co zrobił później? - pytał retorycznie.
Villeneuve często swoimi wypowiedziami sam wystawiał sobie opinię. Tym bardziej, że Kubica wygrał wewnętrzny pojedynek z Witalijem Pietrowem w 2010 roku. Był też lepszy od Rosjanina na ostatnich testach przed wypadkiem w roku 2011... Bo wykręcił w nich najlepszy czas.
W listopadzie 2017 roku sugerował, że Kubica może być zagrożeniem dla innych. Twierdził, że FIA i Williams powinny się dobrze zastanowić, zanim pozwolą Polakowi na ponowne starty w F1. - Co się stanie, jeśli jakiś samochód się nagle zatrzyma przed Kubicą? Co będzie, gdy ktoś nagle zrobi jakiś manewr i zmieni tor jazdy? Czy Kubica będzie w stanie wtedy wykonać szybki manewr? Jak patrzę na jego rękę, to wątpię - twierdził kanadyjski kierowca.
Na kolejne wypowiedzi nie trzeba było długo czekać. Gdy podczas testów zimowych w Barcelonie wyszło na jaw, że Kubica jest szybszy od etatowych kierowców Williamsa, Villeneuve winę zrzucił na Lance'a Strolla i Siergieja Sirotkina. - Powiedziano mi, że był szybszy od etatowych kierowców Williamsa. I to jest problem. Niemożliwe bowiem, aby Polak osiągnął poziom, na jakim był podczas pierwszego okresu startów w F1. To daje podstawy, by sądzić, że etatowi kierowcy Williamsa są po prostu słabi - ocenił.
Z czasem stało się jasne, że sporo do życzenia pozostawia też model FW41, więc Villeneuve znów zabrał głos. Tym razem oskarżył Polaka o sabotaż. - Robert jest najbardziej zaangażowany w prace nad tą maszyną. Być może świadomie tworzy pojazd, który jest trudniejszy w prowadzeniu dla Strolla i Sirotkina. W końcu jego marzeniem było wrócić do roli etatowego kierowcy - powiedział i zasugerował, że sam... robiłby tak na miejscu Kubicy.
Ostatnia wypowiedź nadeszła w momencie, gdy powrót Kubicy do F1 stał się faktem. Podczas gdy większość ekspertów jest zachwycona historią Polaka, kolejną szpilkę postanowił mu wbić Villeneuve. - Formuła 1 powinna być elitą motorsportu, w której oglądamy rywalizację trudnych do okiełznania samochodów. Jeśli Kubica wystąpi w całym sezonie i będzie w stanie bezpiecznie przejechać wszystkie 21 wyścigów, to nie będzie to coś dobrego dla Formuły 1 - rzucił we włoskich mediach były mistrz świata.
Nikt nie traktuje go poważnie
Villeneuve dorobił się negatywnej opinii w padoku. Wystarczy prześledzić jego wypowiedzi z ostatnich kilkunastu miesięcy, by przekonać się, że Kanadyjczyk krytykuje wszystko i wszystkich. Jest trochę jak Jan Tomaszewski w naszym środowisku piłkarskim.
Gdy tylko dochodzi do jakieś gorącej sytuacji w F1, pojawia się Villeneuve ze swoją kontrowersyjną wypowiedzią. Media go chętnie zapraszają, bo jest barwny i potrafi zapewnić cytowalność. Efekt jest jednak taki, że w zeszłym roku Kanadyjczyk dostał zakaz wstępu do hospitality Williamsa. To efekt krytycznych wypowiedzi pod adresem Lance'a Strolla.
Na "czarnej liście" Villeneuve'a w ostatnich miesiącach znajdowali się też tacy kierowcy jak Max Verstappen czy Sebastian Vettel. Gdy Williams notował kolejne słabe występy w F1, były mistrz świata oznajmił, że zespół jest "martwy". Później tłumaczył się z tej wypowiedzi i twierdził, że jego słowa zostały źle przetłumaczone.
Jeśli Kubica w przyszłym roku zacznie osiągać dobre wyniki w F1, Villeneuve nie będzie mógł uciekać do argumentu o błędnym tłumaczeniu. Kanadyjczyka historia Polaka zaboli jeszcze mocniej. Tym bardziej, że jemu po wyrzuceniu z BMW Sauber już nigdy więcej nie udało się wrócić do F1. Kubicy tak.