Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XIV
Otwarcie meczu z Portoryko w wykonaniu USA było koncertowe. "Dream Team" dzięki dobrze zorganizowanej defensywie nie pozwolił przeciwnikowi na trafienie żadnej z jedenastu prób i wyszedł na prowadzenie 17:0. - Te spotkania są jak play-off's, więc nietrudno znaleźć motywację - mówił po zakończeniu spotkania "MJ". Gdy jednak zdobędzie się bezpieczną przewagę, to trudno o pełną koncentrację aż do końcowej syreny. Idealnie to obrazuje żałosny dorobek "Jego Powietrzności" w tym ćwierćfinałowym pojedynku. - Rzeczywiście tak jest - przyznaje dość niechętnie Michael.
Chorwaci nawet nie postraszyli "Jankesów", którzy bez większego wysiłku zwyciężyli 117:85. "MJ" ponownie był najskuteczniejszym graczem ekipy USA, rzucając 22 punkty. "Jego Powietrzność" udowodnił więc po raz kolejny, że w najważniejszych spotkaniach to on jest prawdziwym liderem, na którego zawsze można liczyć.
Jordan i spółka w Barcelonie zaprezentowali basket z innej planety i odzyskali dla Stanów Zjednoczonych złoty medal, utracony podczas igrzysk w Seulu. Choć "Dream Team" pozbawiał wszelkich złudzeń kolejnych przeciwników, to "MJ" każdego rywala traktował z należytym szacunkiem i starał się rozszyfrować jego grę jeszcze przed wybiegnięciem na parkiet. Przed inauguracją turnieju przeciwko Angoli Michael oglądał grę Afrykańczyków na taśmie, jakby następnego dnia Amerykanie mieli się zmierzyć się co najmniej z Litwą. - Zawsze traktuję swoich przeciwników poważnie. Nigdy nikogo nie lekceważę - tłumaczył później. Igrzyska w mieście Gaudiego pokazały jak wielki w Europie był głód koszykówki na najwyższym poziomie. Gwiazdy NBA były popularne na Starym Kontynencie, a dzieciaki na podwórku chciały być już nie tylko sławnymi piłkarzami, lecz także Michaelem Jordanem, Larrym Birdem czy Magikiem Johnsonem. Występy "Dream Teamu" w Barcelonie udowodniły jednak również, że w dzisiejszych czasach w sportowej rywalizacji najważniejszy jest biznes. Koszykarze reprezentacji USA to jedyni sportowcy na tamtych igrzyskach, których ominęła kontrola antydopingowa. Stało się tak w wyniku umowy pomiędzy NBA a MKOl i do dnia dzisiejszego pojawiają się pytania, czy zwycięstwa średnio ponad czterdziestoma punktami to dzieła tylko i wyłącznie niesamowitego wyszkolenia i katorżniczych treningów. Ponadto ceremonia medalowa z udziałem ekipy Stanów Zjednoczonych nie przeszła bez echa. Dresy, w których "złoci" koszykarze pojawili się na dekoracji, dostarczyła firma Reebok. Michael Jordan, Magic Johnson oraz Charles Barkley mieli podpisane wówczas lukratywne kontrakty z innymi producentami odzieży sportowej, więc w ich mniemaniu nieeleganckim byłoby wystąpienie w uniformie z widocznym na logiem producenta. Każdy z nich pojawił się więc na ceremonii z amerykańską flagą przewieszoną przez ramię, która skutecznie zakrywała to co trzeba.Koniec części czternastej. Kolejna już w najbliższą środę.
Specjalne podziękowania dla Steve'a Lipofsky'ego, oficjalnego fotografa Boston Celtics w latach 1981-2003 oraz twórcy serwisu Basketballphoto.com, za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.
Bibliografia: Chicago Tribune, gq.com, fiba.com.
Poprzednie części:
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. I
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. II
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. III
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. IV
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. V
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. VI
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. VII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. VIII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. IX
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. X
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XI
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XIII