Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XIII

Hazard niejednego zaprowadził na samo dno. W marcu 1992 roku prysł mit człowieka idealnego, za jakiego uchodził Michael Jordan. Wyszło na jaw, że koszykarz przegrywał ogromne sumy w karty i golfa.

W tym artykule dowiesz się o:

To, że sportowcy lubują się w grze o pieniądze, nigdy nie było tajemnicą. Zawodnicy Chicago Bulls nie stanowili wyjątku, więc partyjki pokera podczas podróży na mecze wyjazdowe czy w pokojowych hotelach były codziennością. Michael je uwielbiał, podobnie jak malutkie zakładziki o to, kto na treningu trafi więcej rzutów wolnych. Nikt nie miał jednak zielonego pojęcia, że w przypadku "MJ'a" sprawa wyraźnie wymknęła się spod kontroli i wykraczała daleko poza zabawę z kumplami z szatni. Wszystko wyszło na jaw, gdy w rzeczach zamordowanego właściciela nocnego klubu w Północnej Karolinie znaleziono kopie czeków podpisanych przez Jordana i opiewających na łączną sumę 108 tysięcy dolarów. Ujawniono również, iż aresztowany przez policję, a następnie skazany diler kokainy miał przy sobie czek od Michaela, na którym widniała suma 57 tysięcy "zielonych".

W niektórych stanach USA hazard jest nielegalny, więc "Jego Powietrzności" groziły z tego tytułu konsekwencje prawne. Ostatecznie skończyło się na pogrożeniu palcem przez władze ligi i wszystko rozeszło się po kościach. - Na pewno w żaden sposób nie popieram hazardu - mówił skruszony "MJ" na specjalnie zwołanej konferencji prasowej. - Nigdy nie uważałem go za rodzaj rywalizacji. Zakładając się chciałem jedynie, żeby współzawodnictwo toczyło się na wyższym poziomie. Wiele osób zarzuca mi jednak coś innego.

Gdy wydawało się, że ludzie zapomnieli już o tej małej skazie na wizerunku Jordana, światło dzienne ujrzała książka pt. "Michael i Ja: Nasze uzależnienie od hazardu... Moje wołanie o pomoc". Autorem publikacji jest Richard Esquinas - były generalny menadżer hali San Diego Sports Arena. Według niego "MJ" miał o wiele większy problem z hazardem niż zostało to przedstawione w mediach. Mężczyzna twierdzi, że w czasie czteroletniej znajomości rozegrał z Jordanem ponad sto partii golfa. Esquinas i Mike zakładali się o ogromne sumy, a 20 sierpnia 1991 roku na polu w San Diego "Air" przegrał rzekomo aż 1.2 miliona (!) dolarów. Koszykarz nie zamierzał jednak płacić takiej kwoty i po wielokrotnych rozmowach ze znajomym udało mu się zmniejszyć dług do 300 tysięcy "zielonych", płatnych w ratach. Wszystko po to, żeby mająca wgląd w domowe finanse Juanita niczego się nie domyśliła.

[i]

- Napisałem tę książkę z trzech powodów - [/i]tłumaczy Esquinas. - Po pierwsze: żeby pomóc sobie w wyjściu z nałogu. Po drugie: żeby pomóc Michaelowi. I wreszcie po trzecie: żeby zwrócić uwagę na niebezpieczeństwa, jakie niesie za sobą hazard. Współautorem książki jest Dave Distel - były dziennikarz Los Angeles Times. Fakty zawarte w publikacji okraszone są datami oraz szczegółami, które sprawiają, że trudno podważyć ich autentyczność. - Na potwierdzenie mam czeki. Michale wie, że to wszystko jest prawdą - dodaje Esquinas.

"MJ" jako osoba medialna nie mógł opędzić się od ciągłych pytań dziennikarzy o aferę hazardową. Nawet to nie było jednak w stanie zburzyć perfekcyjnego monolitu, jaki stanowiła ekipa chicagowskich Byków. Pod wodzą Phila Jacksona mistrzowski team z "Wietrznego Miasta" ponownie wzniósł się na wyżyny, osiągając w sezonie zasadniczym 1991/92 rekordowy bilans 67-15. Tylko trzy drużyny w historii NBA mogły pochwalić się lepszymi notowaniami. Wielkość osiągnięcia Bulls potwierdza wynik drugich w ligowej tabeli Portland Trail Blazers, którzy odnieśli o aż dziesięć zwycięstw mniej.

fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com
fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com

To, że Mike znalazł się w pierwszej piątce Wschodu na lutowy Mecz Gwiazd nie dziwiło już nikogo. Nikt nie był również zdumiony faktem, iż "MJ" okazał się najlepszym strzelcem swojego teamu podczas tego święta koszykówki, które tym razem miało miejsce w Orlando na Florydzie. Rezultat spotkania był jednak ostatnią rzeczą z jakiej "Air" mógł być dumny - Zachód triumfował aż 153:113, a Magic Johnson przyćmił tym razem latającego Michaela. Wielki mistrz, który ze względów zdrowotnych podjął decyzję o zakończeniu zawodniczej kariery, godnie pożegnał się z parkietem. - To było jego przedstawienie. Przybyliśmy tu, by oddać mu hołd i jesteśmy szczęśliwi, że mogliśmy być częścią tego widowiska - komentował Jordan. Magic rozstał się z koszykówką z powodu zakażenia wirusem HIV. Jego decyzja sprawiła, że nad NBA zawisły czarne chmury - w końcu pojedynki Magica z "MJ'em" były jedną z głównych sił napędowych ligi zawodowej. - Jesteśmy przyjaciółmi i nimi pozostaniemy - odniósł się do sprawy Mike. - Możemy zagrać przeciwko sobie jeszcze niejeden raz - w końcu istnieją boiska do kosza, na których da się to zrobić na własną rękę. Magic rozegrał fenomenalne zawody i nie musi już nikomu niczego udowadniać. Ja w pełni popieram jego decyzję. Nasza przyjaźń naprawdę wykracza daleko poza koszykówkę i jeśli zamarzy nam się pojedynek jeden na jednego, to po prostu pójdziemy na boisko. Jedyną różnicą będzie to, że świat tego nie zobaczy.
[nextpage]

Co trzeba było zrobić, żeby otrzymać tytuł MVP sezonu zasadniczego 1991/92? Wystarczyło notować średnio 30,1 punktu, 6,4 zbiórki oraz 2,3 przechwytu. Michael Jordan po raz drugi z rzędu, a trzeci w karierze sięgnął po to prestiżowe wyróżnienie, a dodatkowo znów został najlepszym strzelcem ligi oraz znalazł się w najlepszej piątce NBA i piątce najlepszych defensorów. Pod względem statystycznym zanotował niewielki regres, lecz w gruncie rzeczy stał się zawodnikiem jeszcze lepszym i bardziej kompletnym. U boku Michaela reszta drużyny dawała z siebie sto dziesięć procent i sprawiała, że ciężar każdego spotkania nie leżał tylko na jego barkach. W końcu w ekipie Byków był jeszcze jeden zawodnik formatu all-star, Scottie Pippen, który potrafił usunąć się w cień Jordana, lecz gdy było trzeba, to stawał się prawdziwym liderem. Rozgrywki 1991/92 trzeba również uznać za niezwykle udane dla "Jego Powietrzności" ze względu na to, iż w życiu prywatnym po raz pierwszy od dawna nie układało mu się zbyt dobrze. Tłumaczenie się z zamiłowania do hazardu kosztowało "MJ'a" sporo nerwów i godnym podziwu było to, iż mimo wszystko był on w stanie poprowadzić Bulls do najlepszego bilansu w historii klubu.

[i]

- W 1988 roku moje statystyki były lepsze[/i] - mówił MJ podczas wręczenia statuetki. - Teraz są dobre, jednak wydaje mi się, że stałem się swego rodzaju odnośnikiem dla samego siebie i gdy nie zdobywam średnio 35 punktów, to potem mówi się, że miałem zły sezon. Nawet jeśli pod względem indywidualnym nie były to dla mnie najlepsze rozgrywki w karierze, to ze względu na wynik zespołu wciąż uważam je za świetne. W samych superlatywach o swoim podopiecznym wypowiadał się trener Byków - Phil Jackson. Szkoleniowiec potwierdził, że nawet jeśli statystyki "MJ'a" nieznacznie spadły, to stał się on jeszcze lepszym zawodnikiem, gdyż nauczył się pomagać zespołowi na wiele różnych sposobów, a nie tylko rzucając celnie do kosza. - To najważniejsza nagroda indywidualna, jaką można otrzymać w tej lidze. Zdobycie jej po raz drugi z rzędu musi być dla Michaela wspaniałym uczuciem - powiedział "Zen Master".

Jordan i spółka po raz drugi z kolei wywalczyli mistrzostwo NBA. Droga do czerwcowych finałów przeciwko Portland Trail Blazers nie była jednak przyjemnym spacerkiem. O ile w pierwszej rundzie Byki rozprawiły się do zera z Miami Heat, o tyle później męczyły się w siedmiomeczowej serii z New York Knicks i stoczyły sześć wymagających pojedynków z Cleveland Cavaliers.

Finałowe starcia ze Świetlistymi Smugami okrzyknięto wielkim pojedynkiem Michaela Jordana z Clydem Drexlerem. Lider Bulls wyszedł z tej konfrontacji zwycięsko. Byki wygrały serię w sześciu meczach, a Mike po raz drugi z rzędu odebrał statuetkę MVP finałów. "Air" zasłużył sobie na tę nagrodę głównie kosmiczną średnią 35,8 punktu oraz fenomenalnym dokonaniem podczas pierwszego spotkania. Zgromadzeni w Chicago Stadium kibice byli świadkami jak "Jego Powietrzność" w jednej połowie gromadzi 35 "oczek", w tym 18 dzięki sześciu celnym rzutom za trzy punkty z kolei (rekord NBA).

"MJ" we wszystkich spotkaniach finałów 1992 był najlepszym strzelcem swojego zespołu i aż pięciokrotnie jego zdobycz przekroczyła 30 punktów. Bulls tym razem mogli świętować wywalczenie mistrzostwa we własnej hali, a przyczynił się do tego... Michael Jordan, który chybił decydujący rzut w końcówce spotkania numer dwa. W efekcie tego do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka, w której aż 18:7 zwyciężył team ze stanu Oregon. - Jestem szczęśliwy, że Chicago wybrało mnie w drafcie osiem lat temu - mówił Mike. [i]- Gdyby nie to, mógłbym nie mieć okazji do stania się częścią zespołu, który wywalczył dwa mistrzostwa z rzędu. To jest cudowne miasto do gry w koszykówkę. Kocham je i mam nadzieję, że będę mógł reprezentować Byki do końca kariery.

fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com
fot. Steve Lipofsky - Basketballphoto.com

[/i]Na świętowanie tytułu "Jego Powietrzność" nie miał tym razem zbyt wiele czasu. Już w lipcu czekała go bowiem wyprawa do Barcelony, gdzie wraz z reprezentacją USA miał wystąpić w turnieju olimpijskim.

Koniec części trzynastej. Kolejna już w najbliższą środę.

Specjalne podziękowania dla Steve'a Lipofsky'ego, oficjalnego fotografa Boston Celtics w latach 1981-2003 oraz twórcy serwisu Basketballphoto.com, za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.

Bibliografia: Chicago Tribune, basketball-reference.com.

Poprzednie części:
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. I
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. II
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. III
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. IV
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. V
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. VI
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. VII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. VIII
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. IX
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. X
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XI
Michael Jordan - prawdziwy Byk cz. XII

Komentarze (3)
avatar
Bubas
26.09.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Super! Generalnie prosimy o więcej. 
avatar
Bubas
26.09.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Dzięki niezwykłej popularności MJ'a czytamy w większości o faktach powszechnie znanych. Niemniej lektura jest przyjemna, choć nieco laurkowata. Przywilej króla?
Serię o Rodmanie oceniam jednak
Czytaj całość