(Około)Tenisowy przegląd tygodnia: Z Rzymu bez złota. Nadzieja Soderlinga

Na kilka dni przed Rolandem Garrosem polscy tenisiści nie przestają nas rozpieszczać w rywalizacji na kortach ziemnych: po półfinałach Radwańskiej w Stuttgarcie i Madrycie oraz deblowych tytułach Matkowskiego i Fyrstenberga w Hiszpanii życiowy sukces osiągnął Kubot.

Przegląd rozpoczynamy od znakomitego występu Łukasza Kubota w Rzymie, gdzie Polak osiągnął największy deblowy finał w karierze. W duecie z Janko Tipsareviciem zagrali o tytuł imprezy ATP World Tour Masters 1000 we włoskiej stolicy, obaj po raz pierwszy po drodze pokonując braci Bryanów, na których Kubot - niezależnie od partnera, wcześniej nie miał lekarstwa. W decydującym starciu Polak i Serb musieli niestety uznać wyższość Katalończyków Marka Lópeza i Marcela Granollersa, którzy wywalczyli pierwszy wspólny tytuł. Cieszy jednak, że nawet pomimo deklaracji lubinianina, iż ten sezon będzie podporządkowany singlowi, udało mu się osiągnąć tak dobry rezultat. Motywujący wpływ ostatnich wyników Matkowskiego i Fyrstenberga (seria dziewięciu zwycięstw z rzędu)?

Nieudany start zanotowała Agnieszka Radwańska, która już w pierwszym meczu uległa Petrze Cetkovskiej. Rywalka bardzo niewygodna (Polka jeszcze z nią nie wygrała), dysponująca kończącymi uderzeniami z obu stron, ale jednocześnie nienadużywająca siły. Do tego impreza w Rzymie była w zasadzie pierwszym turniejem Isi na prawdziwej, ceglanej mączce - korty w Stuttgarcie i Madrycie były bardzo szybkie i nie miały wiele wspólnego z klasyczną nawierzchnią ziemną, gdzie każdy punkt trzeba rywalce wydrzeć siłą. Radwańska nie ukrywa, że grać na mączce nie lubi, więc tegoroczne rezultaty imprez podprowadzających do Rolanda Garrosa należy uznać za bardzo dobre.

Przed krakowianką jeszcze start w Brukseli, gdzie będzie rozstawiona z numerem pierwszym i spróbuje zachować rytm przed kluczowym turniejem w Paryżu. Pomysł wydaje się być bardzo dobry: w innym wypadku Isia nie zagrałaby meczu przez półtora tygodnia. A że w Brukseli nic nie musi, to jak zacznie coś boleć, to natychmiast wycofa się z turnieju, nie ryzykując urazu przed Wielkim Szlemem.

Turniej w Rzymie był ostatnią wielką imprezą przed zawodami na paryskich kortach. Rozgrywki na Foro Italico były przyjemną odmianą po niewypale w Madrycie (tak, piłkę na niebieskim tle było widać lepiej...), gdzie zawodnicy i zawodniczki prześcigali się w narzekaniu, trybuny - poza meczami największych gwiazd - były w zasadzie puste, turniej dla dziennikarzy urządzono w czasie kobiecych półfinałów i długo by można jeszcze wymieniać.

Rozgrywki kobiece przebiegły pod znakiem... kontuzji. Dużo kontrowersji wywołało wycofanie się Wiktorii Azarenki, która wygrała mecz II rundy, by tego samego dnia się wycofać. Z jej wypowiedzi wynikało, że jeszcze przed startem turnieju doskonale zdawała sobie sprawę, że po pierwszym spotkaniu zakończy swój udział w zawodach: - Byłam w impasie i jestem bardzo rozczarowana, ale musiałam się wycofać. Próbowałam, jak tylko mogłam, ale przystępując do turnieju nie byłam zdrowa. Gdyby przepisy były inne, skupiłabym się na leczeniu urazu, ale nie mogłam sobie pozwolić na zero w rankingu. Mam nadzieję, że w przyszłości lepiej będzie się dbać o interesy zawodniczek - powiedziała Azarenka.

Suchej nitki na liderce nie zostawiła Maria Szarapowa: - Po pierwsze, Azarenka jest kontuzjowana częściej niż jakakolwiek inna zawodniczka, a jakoś jest liderką. Zdaje mi się, że w zeszłym roku kreczowała najczęściej, a mimo to była w stanie ciągle grać przez cały sezon. Zdarzało się, że dwa dni po poddaniu meczu normalnie trenowała, więc ciężko ocenić, co tak naprawdę jej dokucza.

- Jak jestem kontuzjowana - ciągnęła Masza - to wysokość kary nie gra roli. Nie obchodzi mnie, czy teoretycznie muszę grać, czy dostanę zero punktów. Nie dbam o to, bo zdrowie jest najważniejsze. Czasami trzeba zapłacić, innym razem więcej porozmawiać z przedstawicielami mediów, ale jak nie jesteś zdrowa, to nie grasz - dodała.

Nie od dziś wiadomo, że Azarenka i Szarapowa za sobą nie przepadają.

Mecz poddała też Karolina Woźniacka, a z imprezy po ćwierćfinale wycofała się Serena Williams. Amerykanka także słabo się wytłumaczyła, bowiem na konferencji powiedziała, że... czuje się dobrze. Wyjaśniła, że chodzi o lekki ból pleców i nie chce podejmować niepotrzebnego ryzyka. Decyzja jak najbardziej słuszna, wytłumaczenie już niekoniecznie.

Tytuł w stolicy Włoch wywalczyła Maria Szarapowa, która znacząco podniosła swoje notowania przed Rolandem Garrosem. W finale Rosjanka stoczyła ciężką batalię z Na Li (wyciągnięcie się z 4:6, 0:4, obroniona piłka meczowa) i z deszczem (mecz kilkukrotnie przerywano, a większość pojedynku odbyła się podczas opadów). Bardzo dobrze, że chińska mistrzyni Francji przypomniała nam o sobie. Powinno to tylko dodać kolorytu kobiecej imprezie w Paryżu, gdzie rywalizacja zapowiada się niezwykle ciekawie, a grono pretendentek do tytułu jest bardzo szerokie.

U panów pytanie przed startem było w zasadzie tylko jedno: czy zobaczymy "finał marzeń" między Djokoviciem i Nadalem oraz jaki będzie jego rezultat. Hiszpan w bardzo dobrym stylu wygrał pierwsze cztery spotkania, Djoković miał za to więcej problemów, bowiem musiał w meczu III rundy z Juanem Mónaco bronić się ze stanu set+przełamanie dla rywala. Ostatecznie Serb także w finale się zameldował, a bardzo dobre zawody z Rogerem Federerem zdawały się sugerować, że w finale możemy być świadkami wspaniałego widowiska. Niestety, podobnie jak w Monte Carlo, mecz rozczarował. Przede wszystkim zawiódł lider rankingu, który przez większość pojedynku grał po prostu słabo, jednak Nadal również niczego nadzwyczajnego nie pokazał.

Wygrana Hiszpana ponownie powinna pozytywnie wpłynąć na jego morale. Po kompromitującej klęsce w Madrycie, przystąpi do obrony tytułu w Paryżu. Przyda mu się rzymski zastrzyk pewności siebie, bowiem - jako na murowanym faworycie - będzie na nim spoczywać ogromna presja. Czy Nadal sobie z nią poradzi, przekonamy się w ciągu nadchodzących trzech tygodni.

Na koniec, by odskoczyć nieco od tematyki czysto turniejowej, kolejny raport z obozu Robina Söderlinga. Szwed, dwukrotny finalista i zdecydowanie największy nieobecny nadchodzącego Rolanda Garrosa, poinformował, że nie zagra co najmniej do igrzysk w Londynie. Uspokoił jednak, że niedawno był na specjalistycznych badaniach w USA i istnieje cień szansy, że powróci podczas US Open. Zapewnił także, że będzie czekać tak długo, aż będzie zdrów i przez myśl mu nie przeszło kończenie kariery, co niektórzy sugerowali. Söderling oznajmił także, że we wrześniu dołączy do grona "tenisowych tatusiów", bowiem jego narzeczona spodziewa się dziecka.

*

Jako że w nadchodzących tygodniach czekają nas wielkie emocje w Paryżu i na pewno po turnieju pojawi się niejeden tekst je opisujący, (Około)Tenisowy przegląd tygodnia powróci w czerwcu, po pierwszym tygodniu rozgrywek na kortach trawiastych (londyński Queen's Club i Halle).

**

Head wypuścił najnowszą reklamówkę. W rolach głównych Novak Djoković i Maria Szarapowa, którzy... poszukują złota.

Komentarze (6)
avatar
zgryźliwy
22.05.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Czyżby artykuł sugerował, że skoro Radwańska nie lubi grać na mączce, jej porażkę w pierwszym meczu w turnieju należy uznać za wynik bardzo dobry ? 
avatar
love-gomez
22.05.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Czyli będzie (Około)tenisowy przegląd Rolanda? :D 
avatar
RvR
22.05.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Wciąż wierzę w powrót Robina, życzę mu wszystkiego dobrego i dużo pociechy z maleństwa. :) 
avatar
beglerbej sylistryjski
21.05.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
bedzie bobo, czyli przynajmniej nie marnowal czasu off court 
avatar
beglerbej sylistryjski
21.05.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
soder wroc